Wielki Juventus na kolanach!
Ładowanie...

Global categories

22 October 2015 20:10

Wielki Juventus na kolanach!

"Stara Dama" przyjechała do Łodzi jak po swoje. I do domu wróciła z niczym.

35 lat temu piłkarze Widzewa udowodnili całej Europie, że wcześniejsze wyeliminowanie Manchesteru City, Manchesteru United i piękne mecze z PSV Eindhoven nie były dziełem przypadku. W Łodzi padła kolejna wielka firma - Juventus Turyn pod wodzą legendarnego Giovanniego Trappatoniego.

W II rundzie Pucharu UEFA sezonu 1980/81 zmierzył się Dawid z Goliatem. Podopieczni Jacka Machcińskiego, mimo iż w pierwszej rundzie wyeliminowali słynny Manchester United, w starciu ze „Starą Damą” byli stawiani na straconej pozycji. Wszak wielkie Juve za czasów Trappatoniego (prowadził ten zespół od 1976 roku) dwukrotnie zdobyło scudetto, czyli mistrzostwo Italii, superpuchar Włoch, a w Europie sięgnęło po Puchar UEFA. Widzew nie miał na koncie żadnego mistrzowskiego tytułu, ale łodzianie mieli ochotę na wyrzucenie "bianconerich" za burtę europejskich rozgrywek. Bo z dobrymi, tamtemu Widzewowi, zawsze się dobrze grało...

Juve to na owe czasy mały dream team. W bramce uznawany za najlepszego wówczas golkipera na świecie, 38-letni Dino Zoff, niezwykle ostro grający obrońca Claudio Gentile, szybki skrzydłowy Marco Tardelli, superskuteczny napastnik Roberto Bettega oraz jedyny stranieri w składzie, pomocnik z Irlandii, Liam Brady. A Widzew? W bramce najlepszy polski golkiper Józef Młynarczyk, w pomocy mający za sobą mecz w reprezentacji Reszty Świata (1979) Zbigniew Boniek, obdarzony atomowym uderzeniem Krzysztof Surlit, a w napadzie utalentowany, szybki i silny napastnik, Włodzimierz Smolarek. Na papierze wydawało się, że klasą piłkarzom z Włoch dorównywał jedynie Boniek.

Gdy Włosi przyjechali do Łodzi, w oczy rzucił im się dom towarowy "Juventus" przy ul. Armii Czerwonej, obecnie Piłsudskiego. Niewielu z nich sądziło, że daleką Łódź zapamiętają na długo...  "Wymuskani chłopcy z Turynu (…) przyjechali do Łodzi z wyższością wypisaną na twarzach. Jakościowe, fikuśne ubrania i eleganckie opalenizny podkreślały ich klasę" - pisze w książce "Wielki Widzew" Marek Wawrzynowski. Na stadionie ŁKS na piłkarzy czekały tłumy. Aż 40.000 widzów chciało zobaczyć największe gwiazdy światowej piłki. I jeszcze jeden cytat z "Wielkiego Widzewa": "Ale teraz to gospodarze wyglądali jak źli chłopcy. Widzewiacy też wyróżniali się na tle szarego kraju i jeszcze bardziej szarego miasta, ale był to styl raczej rock and rollowy, z powichrowanymi fryzurami, dzwonami, dżinsowymi kurtkami. Oczywiście byli ostrzy, nawet bardzo, ale nie byli w tym tak podstępni jak rywale. Nikt nie lubił grać z Włochami."

Ekipę z Turynu znakomicie rozpracował Wiesław Chodakowski, asystent Machcińskiego. Widzewiacy objęli prowadzenie w 30. minucie, gdy Andrzej Grębosz przypomniał sobie, że przychodził do Widzewa jako napastnik. Po akcji z Bońkiem, "Adaś" znalazł się w polu karnym, przyjął piłkę i uderzył płasko obok Zoffa. Ale Juventus nie bez powodu nazywano wielkim. Na dwie minuty przed przerwą w, z pozoru niegroźnej sytuacji, Bettega znalazł sposób na Młynarczyka. Po zmianie stron łodzianie robili wszystko, by wygrać. W ich grze nie było kalkulacji. Świadczy o tym akcja z 69. minuty, którą zapoczątkował Surlit. Pomocnik w swoim stylu huknął z daleka, piłka odbiła się od włoskiego zawodnika i spadła pod nogi Mirosława Tłokińskiego. Ten natychmiast wstrzelił futbolówkę w pole karne. Przejął ją Boniek, minął Zoffa i zbiegł do końcowej linii. Zdołał dośrodkować przed bramkę, gdzie Marek Pięta głową skierował piłkę do siatki. Dziesięć minut później Włochów dobił Smolarek. Znów w środku pola szarpnął Surlit. W pewnym momencie zostawił piłkę Pięcie, który rzucił ją na prawą stronę do Tłokińskiego. Pan Mirek zaadresował ją w pole karne, gdzie Smolarkowi nie pozostało nic innego, jak tylko wepchnąć ją do siatki.

Jeden z największych oryginałów na ławce trenerskiej Widzewa, czyli Machciński, na pomeczowej konferencji stwierdził, że jest rozczarowany, bowiem wynik... mógł być wyższy.

- Do których zawodników nie ma pan zastrzeżeń? - padło pytanie z sali.

- Do tych z ławki rezerwowych - rzucił rezolutnie szkoleniowiec.

Wynik 3:1 dla Widzewa poszedł w świat i zasygnalizował, że gdzieś za żelazną kurtyną rodzi się drużyna, która już nie śmie wyzywać na pojedynek największych. Ona z nimi wygrywa. Wygrana sprzed 35 lat pozostaje ostatnim zwycięstwem polskiej drużyny nad Juventusem. A z „Białą Damą” grały przecież Lechia Gdańsk, Górnik Zabrze i Lech Poznań.

22 października 1980, Łódź

Widzew Łódź – Juventus Turyn 3:1 (1:1)

1:0 – Andrzej Grębosz 30'

1:1 – Roberto Bettega 43'

2:1 – Marek Pięta 69'

3:1 – Włodzimierz Smolarek 79'

Widzew: Młynarczyk - Plich, Żmuda, Grębosz, Możejko - Tłokiński, Boniek, Rozborski, Surlit - Pięta, Smolarek.

Juventus: Zoff - Gentile, Scirea, Cuccureddu, Strogato - Tardelli, Furino, Brady, Verza (86. Prandelli) - Bettega, Farina.

Wykorzystano materiały z książki Marka Wawrzynowskiego "Wielki Widzew" oraz albumu Piotra Wesołowskiego "100 lat Widzewa Łódź".