Global categories
Trener Smuda podarował nam spokój - rozmowa z Patrykiem Wolańskim
Marcin Olczyk: Jak oceniasz pierwszy mecz Widzewa pod wodzą trenera Franciszka Smudy? Dużo nowości?
Patryk Wolański: Myślę, że nie. Przez pierwsze dni współpracy trener próbował przedstawić nam swoją wizję gry, żebyśmy jak najszybciej zobaczyli, czego będzie od nas wymagać. Myślę, że w ciągu tych 3-4 dni wykonaliśmy większość założonej pracy. Pierwsze 20 minut meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki na pewno nie należało do najlepszych w naszym wykonaniu. Było dużo nerwowych zagrań, bo każdy chciał pokazać się jak najlepiej. Niektórzy debiutowali, inni mogli chcieć za bardzo, co powodowało niepewność w naszych poczynaniach. W kolejnych spotkaniach już od początku powinno być dużo lepiej.
Tęskniłeś za Sercem Łodzi? Mocno niecierpliwiłeś się przed pierwszym spotkaniem domowym nowego sezonu?
- Już trzy tygodnie temu wrzuciłem post na Instagramie ze zdjęciem całej drużyny i podpisem, że nie możemy doczekać się powrotu do domu. Z wielką przyjemnością wraca się na ten stadion, nie tylko zawodnikom, ale też na pewno kibicom. Miałem sygnały od wielu ludzi, którzy wypowiadali się w jednym tonie: dawać już ten mecz! Wszyscy chcieli móc ponownie czuć tę wyjątkową widzewską atmosferę, dopingować i śpiewać na cały głos. Gdybyśmy tak mogli wszystkie 34 mecze rozegrać u siebie…
Nie był to twój pierwszy mecz na tym stadionie, ale pewnie atmosfera ponownie zaskoczyła? Ponad 15 tysięcy kibiców na trybunach w środku wakacji musi robić wrażenie.
- Wiedziałem, że kompletu raczej nie będzie, bo wiele osób jest jeszcze daleko od domu, również z mojego otoczenia. Ale byłem pewien, że kibiców i tak będzie sporo. Jak dojdą jeszcze do tego dobre wyniki, to zapełnimy obiekt do ostatniego miejsca.
Ze Świtem rozegraliście dwie zupełnie różne połowy. Trener Franciszek Smuda miał wam w przerwie sporo do powiedzenia?
- Nie, ale wprowadził na pewno dużo spokoju. Nie było dłuższej i niepotrzebnej wymiany zdań między nami zawodnikami i związanej z nią nerwowej atmosfery. Trener już na wejściu do szatni uspokoił nas, powiedział: panowie, grajcie spokojnie to, co sobie zakładaliśmy. To było najważniejsze - jego spokój i zaufanie do nas. Nie było jakiejś wielkiej motywacji i otuchy, po prostu spokój.
Czyli sprawdza się to, co trener Smuda powiedział mi kilka dni temu, że 75% sukcesu drużyny to psychologia?
- Zgadza się. Mówili mi to zresztą już wcześniej inni szkoleniowcy. Słyszałem, że nie więcej niż 30% to przygotowanie zawodników do sezonu pod względem fizyczynym, a potem i tak główną rolę odgrywa głowa. Bez spokoju i koncentracji, niezależnie od przygotowania, nie da się zrealizować wszystkich przedmeczowych czy przedsezonowych założeń. I trener Smuda na każdym kroku przypomina nam, że jeśli w meczu powtarzać będziemy to, co na treningu, to on o mistrzostwo tej ligi i awans jest spokojny.
III liga to chyba w tej drodze na szczyt najbardziej newralgiczny punkt. Grywałeś już wyżej i na pewno widzisz na treningach, że kadra Widzewa dysponuje umiejętnościami uprawniającymi do gry na wyższych szczeblach, a potem okazuje się, że teoretycznie słabsze drużyny, "napinające" się na Widzew, są w stanie się wam postawić. A awansować może tylko jeden zespół.
- Przede wszystkim mecz meczowi nie jest równy. Przyjeżdżając na Widzew rywale potrafią wydusić z siebie maksa i grać w piłkę, bo i też warunki są inne - równa murawa czy otoczka medialna jak wokół profesjonalnej ligi. Piłkarze i ludzie z ekstraklasowego środowiska chętnie przyjeżdżają do Łodzi, często dużo chętniej niż na niektóre stadiony ekstraklasy, gdzie na trybunach kibice po prostu ziewają. Na wyjazdach sytuacja jest już inna. Zmienia się nie tylko atmosfera, ale też warunki do gry, poczynając od samego boiska. Poziom wtedy też spada.
Wydaje mi się, że III liga jest najtrudniejszym progiem do przejścia. Wyżej jest już dużo łatwiej wyjść, bo awansować może kilka drużyn, bezpośrednio i jeszcze po barażu. Na naszym poziomie promocję uzyskuje tylko najlepszy zespół. Do tego łódzka grupa III ligi jest jednak na tym poziomie najmocniejsza. Musimy się stąd wydostać, a później pójdzie już z górki. Odra Opole pokazała jak to się robi. Po awansie z III ligi w II lidze była tylko rok, gwarantując sobie miejsce na zapleczu ekstraklasy jeszcze przed końcem rozgrywek. Teraz z kolei na starcie kolejnego sezonu jest już w czołówce I ligi.
W najbliższą sobotę zagracie z Wartą Sieradz. Starcie z kolejnym beniaminkiem będzie dobrą okazją do zmazania plamy po porażce w Sulejówku?
- Wydaje mi się, że nie powinniśmy odnosić się do meczu z Victorią, a raczej skupić się na rewanżu za półfinał wojewódzkiego Pucharu Polski z poprzedniego sezonu, w którym przegraliśmy właśnie z Wartą Sieradz 0:1 i to po rzucie karnym. Musimy wygrać i pokazać, że z tygodnia na tydzień jesteśmy coraz silniejsi. Skupiamy się na treningu, słuchamy trenera, więc myślę, że będzie dobrze.
W ramach świętowania 26. urodzin we wtorek stawiłeś się na treningu. Najważniejsze życzenie to w tej chwili awans?
- Tylko awans, bo jak on przyjdzie, to i inne rzeczy się pojawią. Ale pamiętać trzeba też o zdrowiu. Bez niego awansu ja nie mógłbym "zrobić". Życzę sobie też jak najmniej roboty w bramce i tytułów zawodnika meczu, bo to będzie znaczyło, że swoją robotę bez zarzutu wykonują koledzy w polu.
W III lidze o utrzymanie koncentracji nie jest chyba łatwo. W meczu ze Świtem zaliczyłeś znakomitą interwencję w I połowie, bez której wynik tego meczu mógłby być zupełnie inny. Poza tym dużo pracy jednak nie miałeś.
- Czasem da się bez problemu zachować koncentrację do końca spotkania, ale są mecze, kiedy jest to piekielnie trudne. Na pewno nie lubię takich spotkań, jak w Sulejówku, gdzie dużo działo się na trybunach. Kibice się wyzywali, wokół biegała policja, ciągle coś. To jednak absorbuje, trudno się zupełnie z tego wyłączyć, zwłaszcza gdy jeszcze masz za plecami kibiców, niemal na wyciągnięcie ręki. Najpierw słyszałem wiele podpowiedzi i uwag, później, przy wyniku 2:1 dla Victorii, było już dużo nieprzyjemniej. Przytyki, wulgaryzmy, nerwowość - trudno skupić się wtedy wyłącznie na grze. Nie jest łatwo to zaakceptować. Najchętniej odwróciłbym się i powiedział do jednego czy drugiego eksperta, żeby wszedł na boisko i mnie zastąpił. Wtedy jest najtrudniej o koncentrację.
Nie jest też łatwo grać z drużynami teoretycznie słabszymi, z dołu tabeli. Wydaje się wtedy, że mecz powinien być prosty, a potem pojawia się problem. Na pewno te ostatnie pół roku w III lidze dało mi dużo cennego doświadczenia. Wiele nowych doznań dała mi funkcja kapitana drużyny. Dużo pomógł mi Andrzej Kretek, który powiedział: Wolan, ty jesteś super bramkarzem, ale jak skupiasz się na swojej robocie. Przestań gadać naokoło, kłócić się z sędziami, bo to ci dużo nie da. Przekonał mnie i teraz już wiem, że faktycznie może to tylko pogorszyć sytuację drużyny, a nic formalnie nie zmieni. W tym sezonie chcę więc skupić się przede wszystkim na swojej pracy, a reszta przyjdzie wtedy sama. Tak najbardziej pomogę drużynie.
Czyli sama rola kapitana też jest dla ciebie ważnym elementem rozwoju piłkarskiego i osobowego?
- Uczę się cały czas. Trudno powiedzieć o mnie, że jestem doświadczonym bramkarzem, a kapitanem zostałem pierwszy raz w karierze. Było to dla mnie dużym wyzwaniem i staram się jak najlepiej z tej funkcji wywiązywać.