Razem Tworzymy Społeczność
klub
WISŁA KRAKÓW - WIDZEW
Puchar Polski
Tomasz Stamirowski: Chcemy rozstrzygnąć mecz na boisku
Widzew.com: W ostatnim czasie Widzew Łódź stał się stroną poszkodowaną w spotkaniu ćwierćfinału Fortuna Pucharu Polski. Głos zabierał Zarząd Spółki, trener, nawet zawodnicy. Chcielibyśmy przybliżyć kibicom zdanie większościowego akcjonariusza.
Tomasz Stamirowski: W piłce nożnej obowiązują dwie istotne zasady. Pierwsza - wygrywa ten, kto strzeli na koniec więcej goli, a Widzew po upływie doliczonego czasu gry prowadził jeden do zera. Druga - gole powinny padać zgodnie z przepisami gry, a wyrównująca bramka dla Wisły taka nie była - tu nie ma nikogo obiektywnie oceniającego sytuację, kto twierdziłby inaczej. W związku z tym możemy chyba przejść do kolejnego kroku algorytmu decyzyjnego, czyli odpowiedzieć na pytanie, co z tym można zrobić i dlaczego została podjęta błędna decyzja mimo reakcji VAR-u.
Wśród opinii publicznej, kibiców, również tych w całym kraju, największe kontrowersje budzi wniosek Widzewa o ponowne rozegranie spotkania pucharowego, co stanowiłoby precedens.
- Wniosek o powtórzenie meczu może wzbudzać obawy o tworzenie precedensu, bo błędy sędziowskie się zdarzały i będą się zdarzać. Tyle że jeśli zawęzimy kryteria do okoliczności dyskutowanego meczu, to perspektywa będzie inna. Tu mówimy o przypadku, w którym błąd w ocenie kolegium sędziów jest bezdyskusyjny, a dodatkowo przesądza w sposób definitywny nie tylko o wyniku meczu, ale o innych ważnych konsekwencjach, takich jak bezpośredni awans lub spadek, gra w barażach czy w pucharach. Trzecim kryterium jest sytuacja, kiedy bezpośrednio po decyzji kończy się regulaminowy czas gry i nie ma żadnych dywagacji, że mogło się coś jeszcze boiskowo zadziać. Nie jest to zbyt liczny zbiór, a ja kibicując Widzewowi od ponad 40 lat nie pamiętam takiego meczu, który spełniłby wszystkie trzy warunki. W mojej opinii w przypadku zajścia precedensu nie groziłby nam paraliż rozgrywek.
Czy uważa pan, że Widzew jest pokrzywdzony?
- Jest rzeczą bezdyskusyjną, że gdyby sędzia podjął zgodną z regulaminem decyzję, to Widzew byłby w kolejnej rundzie, a więc sprawa awansu rozstrzygnęła się poza boiskiem. Nie domagamy się korekty wyniku - chcemy, aby było to rozstrzygnięte na boisku - i to jest moim zdaniem podejście zgodne z duchem sportu.
W całej sytuacji stroną jest również rywal Widzewa, czyli Wisła Kraków, która awansowała do półfinału. Pojawiają się głosy, że krakowski klub byłby poszkodowany w przypadku decyzji o ponownym rozegraniu spotkania. Stanowisko na temat wniosku Widzewa zabrał też Jarosław Królewski.
- Komentarz prezesa Wisły o braku poważnego traktowania protestu czy podejmowanie dyskusji na wątki poboczne, kto miał więcej okazji czy mocniej faulował, to rozmywanie głównego zagadnienia, jakim było wypaczenie wyniku. Na chwilę obecną to Wisła jest beneficjentem podjętych przez sędziego decyzji, a nie poszkodowanym.
Jak wygląda pana perspektywa na tę sprawę z punktu widzenia akcjonariusza inwestującego własne środki w Klub?
- Reprezentuję środowisko biznesowe i nieliczne grono osób inwestujących istotne środki własnego majątku w piłkę klubową. Warto przypomnieć słowa Rafała Brzoski o sensie inwestycji właścicielskich w kluby. Odbiły się one głośnym echem. Biznes rozumie losowość towarzyszącą meczom piłki nożnej i że nie zawsze lepszy wygrywa, ale nie akceptuje braku woli możliwej korekty faktycznego wypaczenia wyniku meczu. Właśnie po to do futbolu wprowadzono technologię VAR. Czy chcemy dalej zawężać grupę osób gotowych do inwestowania w piłkę własnych środków? Może tak być, jeśli jedyną reakcją na takie sytuacje będzie pozorne reagowanie.
Dużo mówi się, że powtórzenie meczu byłoby niebezpiecznym precedensem. Czy pana zdaniem przykład Widzewa może przysłużyć się szerszej dyskusji na temat systemu VAR oraz przebiegu spotkań w polskiej piłce klubowej?
- Musimy zastanowić się nad tym, jaki wpływ na sędziego w takich sytuacjach mają nie tylko trybuny, ale też wszyscy obecni wokół niego na boisku. Uważam, że sędziowie decydujący o spalonym powinni być głównym beneficjentem wprowadzenia systemu VAR. Faule i zagrania ręką są bardziej subiektywne i pytanie, co konkretnie w przypadku sytuacji z udziałem Mateusza Żyry spowodowało złą decyzję i w konsekwencji dyskusję o szerszym sensie stosowania VAR-u. Obecnie system nie koryguje istotnych błędów, a zostaje niezmieniony ze swoimi wadami, jakimi są w mojej opinii wpływanie na płynność przebiegu meczów przy wielominutowych ocenach i tłumione emocje kibiców spowodowane oczekiwaniem na werdykt.
Cała sytuacja z uznanym nieprawidłowo zdobytym golem przysłoniła fakt stworzenia przez kibiców świetnego widowiska, które było godne nieformalnego "meczu przyjaźni". Nie uważa pan, że sprawa może wpłynąć na relacje między sympatykami Wisły i Widzewa?
- Dlatego na koniec skieruję dwa słowa do kibiców Wisły. Gratuluję sympatykom obu drużyn stworzenia wspanialej atmosfery podczas spotkania. To zostaje w pamięci. Miałem okazję pierwszy raz być na stadionie przy Reymonta i mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się na meczu ekstraklasowym. Nie oczekuję przesadnej empatii i popierania decyzji o powtórce. Wiem, że dla kibica słuszna decyzja to taka, która jest korzystana dla jego klubu, ale chciałbym, aby nasze argumenty były zrozumiałe dla wszystkich stron. Co gdyby coś podobnego jak Widzew spotkało Wisłę w barażach? Los jest czasem przewrotny i moim zdaniem nie należy lekceważyć dyskusji o tym, jak korygować lub ograniczać istotne błędy sędziowskie wypaczające wynik, a nie tylko przebieg gry.