Sebastian Kerk: Chcę odpłacić Widzewowi za zaufanie
Ładowanie...

Sebastian Kerk

Wywiady i konferencje

I Drużyna

15 September 2024 14:09

Sebastian Kerk: Chcę odpłacić Widzewowi za zaufanie

Czas na kolejną odsłonę cyklu wywiadów z piłkarzami pierwszej drużyny Widzewa Łódź. Tym razem pod gradobiciem pytań znalazł się Sebastian Kerk. Niemiecki pomocnik opowiedział między innymi o swoich zmaganiach z kontuzją, rodzinie i wspomnieniach z młodzieżowych reprezentacji Niemiec. Zapraszamy!

Zapraszamy też do przeczytania poprzednich rozmów z Widzewiakami!

 

Fran Alvarez: Drużyna musi mieć ambicję [PRZECZYTAJ WYWIAD]

Imad Rondić: Cały czas się rozwijamy [PRZECZYTAJ WYWIAD]

Antoni Klimek: Chcę pokazać jeszcze więcej [PRZECZYTAJ WYWIAD]

Juan Ibiza: Takie wsparcie jest elektryzujące [PRZECZYTAJ WYWIAD]

 

Mateusz Jabłoński: W tym sezonie PKO Bank Polski Ekstraklasy pojawiłeś się na boisku siedem razy, a w piątek w końcu od pierwszej minuty. Jak czujesz się pod względem fizycznym?

Sebastian Kerk: Czuję się naprawdę nieźle. Wcześniej przez wiele miesięcy nie miałem rytmu meczowego i dlatego powrót do formy musiał zająć trochę czasu. Przepracowałem jednak okres przygotowawczy z drużyną, zagrałem w kilku spotkaniach i widzę, że z każdym dniem jest coraz lepiej. Doczekałem się gry od pierwszej minuty. Odzyskałem pewność siebie i jestem gotowy.

 

Po meczu ze Śląskiem niektórzy dziennikarze uważali, że po końcowym gwizdku wyglądałeś na wykończonego.

- Nie wiem, kto to powiedział, ale mam wątpliwości, czy w ogóle oglądał tamten mecz. Graliśmy w dziesiątkę i byłem zmuszony do biegania za dwóch. Ten człowiek pewnie nigdy nie grał w piłkę, więc nie rozumie niektórych rzeczy. Wchodzenie na boisko jako rezerwowy zawsze jest trudne, bo rozgrzewka po takim czasie siedzenia na ławce nigdy nie odda tempa gry. A tamto spotkanie było dodatkowo szczególnie niewdzięczne przez to, co się wydarzyło.

 

Na czym dokładnie polegały twoje problemy zdrowotne w zeszłym sezonie?

- Po pierwsze: uraz, którego doznałem w Hannoverze, nie miał nic wspólnego z moimi dolegliwościami po transferze. Ogólnie rzecz biorąc nie chciałbym za bardzo wypowiadać się na ten temat. Mogę powiedzieć, że powrót do sportu po takiej kontuzji jest niezwykle skomplikowany. Nie można wrócić za wcześnie, bo ciało może być jeszcze niegotowe. Teraz jednak wszystko jest w porządku i to jest najważniejsze.

 

Pod koniec zeszłego sezonu obawiałeś się, że to może być twój koniec w Widzewie?

- Nigdy nie myślałem o odejściu. Oczywiście nie byłem zadowolony z tego, jak potoczył się mój pierwszy sezon, zresztą Klub także. Pod koniec sezonu usiedliśmy jednak i powiedziano mi, że dostanę czas na powrót, bo wiedzą, co potrafię i ile mogę dać zespołowi.

 

Luis da Silva powiedział, że masz najlepszą lewą nogę w lidze. Rafał Gikiewicz poszedł nawet o krok dalej i stwierdził, że pod względem umiejętności jesteś w TOP3 PKO BP Ekstraklasy. Takie komplementy to dodatkowa presja, a może w ogóle nie patrzysz na to w ten sposób?

- Jestem doświadczonym zawodnikiem i mam świadomość własnych umiejętności. Wiem też, że to właśnie z ich powodu Widzew zdecydował się na sprowadzenie mnie. W niektórych momentach miałem okazje je pokazać, a jeszcze więcej razy zrobiłem to na treningach. Luis i Rafał to widzieli. Każdy, kto rozumie piłkę, jest w stanie dostrzec jakość w piłkarzu nawet po zobaczeniu tylko próbki jego umiejętności.

 

IMG_7026

 

Masz jakieś cele na ten sezon?

- Przede wszystkim chcę być zdrowy i zdolny do regularnej gry. Zawsze po kontuzji zdrowie jest sprawą priorytetową. W zeszłym sezonie byłem bardzo smutny, bo nie mogłem robić tego, co kocham. To był trudny czas. Teraz czuję się dobrze i jestem gotowy, aby pokazać się z jak najlepszej strony oraz odpłacić Widzewowi za zaufanie.

 

Nawet w meczach, w których wchodziłeś z ławki, błyszczałeś naprawdę udanymi podaniami.

- Tworzenie okazji kolegom to jedna z moich najsilniejszych stron. Do tego potrzeba treningów i meczów, aby coraz lepiej rozumieć się na boisku. Gdy porównuję nasz zespół do tego sprzed roku, to jest on mocniejszy. Trener dysponuje teraz większą głębią składu. Zmiennicy naprawdę wnoszą jakość. To ważne dla wszystkich, bo rywalizacja podnosi poziom całej drużyny. Każdy wzajemnie się napędza. Zespół to jeden organizm. Bronienie zaczyna się od napastników, a od defensorów zaczyna się budowanie akcji. Wszystko jest połączone. Jako Widzew musimy pracować może nawet ciężej niż inni, ale to nasza siła.

 

Do Widzewa dołączyłeś dopiero pod koniec okienka transferowego, chociaż byłeś wolnym agentem. Co było tego przyczyną? Miałeś też inne oferty z Polski?

- Miałem inne propozycje, również z PKO BP Ekstraklasy. Powodem zwlekania była jednak ciąża mojej żony, przez co musieliśmy zwrócić szczególną uwagę na ten temat. To był też mój pierwszy zagraniczny wyjazd. Podjęcie ostatecznej decyzji trwało długo, ale niczego nie żałujemy. Jesteśmy bardzo szczęśliwi w Łodzi.

 

W twoje przenosiny do Widzewa zaangażowany był Paul Grischok, były piłkarz czerwono-biało-czerwonych. Mógłbyś opowiedzieć nam więcej o jego roli w tym procesie?

- Poznałem Paula trzy-cztery lata temu, gdy miałem propozycję z Lecha. Wtedy nie byłem zainteresowany taką opcją, bo nie czułem się gotowy na opuszczenie ojczyzny. Od tego czasu pozostaliśmy jednak w kontakcie i zeszłego lata odezwał się do mnie z pytaniem o moją sytuację. O Widzewie wypowiadał się w samych superlatywach. Przekonał mnie do tego ruchu i jak widać była to dobra decyzja.

 

Dlaczego zdecydowałeś się właśnie na RTS?

- Zawsze kochałem granie przed żywiołowymi fanami, a w Łodzi od pierwszego dnia dało się odczuć, że piłka jest ważna dla mieszkańców tego miasta. Poza tym Klub ma wielką historię. Wiedziałem, że będę się tu dobrze czuł.

 

Miałeś obawy związane z pierwszym transferem poza Niemcy?

- Oczywiście to było coś nowego w moim życiu, ale czułem, że to jest ten moment. Chciałem się rozwijać, potrzebowałem wyjścia ze swojej strefy komfortu.

 

Mecz pucharowy z Concordią, w którym strzeliłeś swoją debiutancką bramkę, jest tym, który najlepiej wspominasz? A może był to debiut w lidze lub jakieś inne spotkanie?

- Cieszyłem się z pierwszego gola, ale mam większe oczekiwania. Dlatego wyróżniłbym swój debiut, bo wchodząc z ławki byłem bliski zaliczenia asysty. Dodatkowo po raz pierwszy poczułem na własnej skórze atmosferę Serca Łodzi. To był dla mnie wyjątkowy mecz.

 

IMG_9593

 

Wspomniałeś, że miasto przypadło ci do gustu. Jak się w nim odnalazłeś? Masz jakieś ulubione miejsca?

- Oczywiście jest nim Serce Łodzi. Razem z rodziną lubimy też dobrze zjeść, a na Piotrkowskiej masz wszystko. Restauracje oferują zróżnicowane menu i naprawdę bardzo je lubimy. Naszym faworytem jest jednak Lada Dzień w Monopolis. Generalnie na początku naszego pobytu nieco się obawialiśmy, jak nasza córka zniesie przeprowadzkę do innego kraju, ale świetnie sobie poradziła. Żłobek, w którym była, był niezwykle profesjonalny i bardzo dobrze się w nim czuła. Rozumie trochę po polsku i angielsku, co oczywiście jest dla niej korzystne. Niedawno poszła do przedszkola, nawiązuje nowe przyjaźnie. Mój syn urodził się w Łodzi, co było trudnym tematem, bo poród z dala od domu zawsze jest wyzwaniem, ponieważ rodzina nie jest w stanie dotrzeć na miejsce w ciągu kilku godzin. Podziwiam za to moją żonę. Swoją drogą, mój syn może w przyszłości grać dla… reprezentacji Polski.

 

Razem z żoną byliście też w Warszawie. Jak wam się podobało? Mieliście okazję odwiedzić jakieś inne polskie miasta?

- Mówiąc szczerze, po przyjeździe byliśmy zaskoczeni, że polskie miasta są tak fajne. W Niemczech panuje trochę takie przekonanie, że Polska jest nieco w tyle. Ja jednak uważam, że w niektórych kwestiach to Niemcy mogą uczyć się od Polski. Ten kraj jest naprawdę dobrym miejscem do życia i widać, że ciągle się rozwija. Warszawa i Kraków to piękne miejsca, a wkrótce wybieramy się do Gdańska. Stolica przypomina mi trochę Frankfurt. Oba te miasta mają wiele drapaczy chmur. Dodatkową zaletą jest to, że jest blisko Łodzi. Mieszkam tuż obok autostrady, więc czasem potrafimy tam dotrzeć w nieco ponad godzinę.

 

Jakie są twoim zdaniem największe różnice między Niemcami a Polską?

- Na pewno w Niemczech infrastruktura na wsiach czy przedmieściach jest świetna, a tutaj widać, że część budynków i dróg ma swoje lata. Z drugiej strony w Polsce dużo więcej miejsc jest zaprojektowanych z myślą o dzieciach. W restauracjach masz strefę dla nich, place zabaw stoją na wysokim poziomie. Co do lekarzy również nie mamy zastrzeżeń. Wszystko poszło zgodnie z planem, a mój syn przyszedł na świat w Łodzi.

 

Porównałeś Warszawę do Frankfurtu. Ciekawi mnie zatem, czy masz też taki niemiecki odpowiednik dla Łodzi.

- Dobre pytanie. Mieszkałem w Hanowerze, Norymberdze, Fryburgu, ale wszystkie te miasta były mniejsze. Łódź to największe miasto, w jakim w życiu mieszkałem, więc trudno mi porównać.

 

Dużo rozmawiamy o dzieciach, a tak się składa, że polscy uczniowie wrócili niedawno do szkoły, więc chciałbym zapytać o twoje wspomnienia z tamtego okresu.

- Przez pierwsze kilka lat byłem dobrym uczniem, ale potem skupiłem się już tylko na piłce. W wieku czternastu lat przeprowadziłem się do Fryburga. Od początku życia marzyłem o zostaniu profesjonalnym piłkarzem. Moim pierwszym słowem nie było "mama" lub "tata", lecz "piłka". Zawsze byłem zakręcony na tym punkcie.

 

Masz jakichś przyjaciół z tego wczesnego dzieciństwa, z którymi utrzymujesz kontakt do dziś?

- Wychowywałem się w małej wiosce, gdzie było dwadzieścioro dzieci, wszystkie mniej więcej w tym samym wieku. Codziennie graliśmy w piłkę i do dzisiaj pozostajemy w dobrych relacjach, choć oczywiście każdy ma swoje życie. Nie widujemy się więc codziennie, ale mamy grupę na WhatsAppie i wiemy, co się u nas dzieje.

 

Wróćmy do sportu. Jak porównałbyś PKO PB Ekstraklasę do 2. Bundesligi pod względem piłkarskim?

- W Niemczech zwraca się uwagę na o wiele więcej detali, pod względem organizacyjnym jest to bardziej uporządkowane. Kilka zespołów PKO BP Ekstraklasy mogłoby walczyć o miejsce w czołówce, ale niektóre drużyny grałyby raczej w 3. Bundeslidze. Podobieństwem jest to, że obie ligi są bardzo wyrównane. Zawsze trzeba wznieść się na wyżyny, bo w większości meczów nie ma wyraźnego faworyta.

 

IMG_1610-Poprawione-Szum

 

A pod względem otoczki? Wielu obcokrajowców jest zaskoczonych tym, jak opakowana jest nasza liga.

- Dla mnie, po latach gry w Bundeslidze i 2. Bundeslidze, to normalna rzecz. W Niemczech media są wszędzie, często odbywają się też media days. Ekstraklasa też taka jest. Nazwałbym ją małą Premier League. Granie w niej jest przyjemnością. Fani są niesamowici. Przez całe 90 minut dodają nam skrzydeł. Na stadionie jest niezwykle głośno. Gdy kibice klaszczą, trybuny drżą. To coś wyjątkowego, szczególnie że na stadionie Widzewa są one położone dość blisko murawy, więc to tylko wzmacnia ten efekt. Również na mieście ludzie często nas rozpoznają, podchodzą, aby przekazać nam słowa wsparcia. Podobnie jest w Niemczech, tam ludzie też żyją piłką. Myślę, że Widzew ma najlepszych kibiców w Polsce. Pod względem atmosfery porównałbym go do Unionu Berlin. Tamten stadion jest podobnie zbudowany, a kibice również stoją murem za swoją drużyną.

 

Wielkie kontrowersje wzbudza w Polsce temat przepisu o młodzieżowcu. Jakie jest twoje zdanie?

- Mam mieszane uczucia. Dla młodych graczy jest to oczywiście dobre, bo daje im się szansę do rozwoju. Jednocześnie uważam, że w składzie zawsze powinien być piłkarz, który najbardziej na to zasługuje. Dawanie miejsca młodzieżowcom wywiera presję na trenerze, który może podjąłby zupełnie inną decyzję, gdyby ta zasada nie funkcjonowała. Rozumiem obie strony, ale kluczowe powinny być aspekty sportowe.

 

Z kim w szatni trzymasz się najbliżej?

- Staram się mieć dobre relacje z każdym, ale najwięcej czasu spędzam z Imadem, Lirimem, Kreshnikiem, Juljanem i Rafałem. Kilka razy w tygodniu chodzimy na kawę. Podczas tych spotkań rozmawiamy głównie po angielsku, choć zdarzają się też żarty po niemiecku lub w innych językach.

 

A którego z kolegów określiłbyś mianem najzabawniejszego?

- Każdy ma wyjątkowe poczucie humoru, ale Hilary Gong jest całkiem dowcipny, robi wiele rzeczy w śmieszny sposób. Podobnie Kamil Cybulski, który ma dobre żarty.

 

Grając dla młodzieżowych reprezentacji Niemiec trzykrotnie mierzyłeś się z Polską, z czego w dwóch przypadkach trafiałeś do siatki. W rozgrywanym w 2013 roku meczu na boisku pojawił się także Dominik Kun, którego poznałeś w zeszłym sezonie. Mieliście okazję porozmawiać na temat tamtego spotkania?

- Faktycznie, pytałem go o to. Miał mgliste wspomnienie tej sytuacji, ale to nie był jakiś szczególny mecz, aby go bardzo rozpamiętywać. Sam pamiętam tylko to, że był rozgrywany w Łęcznej.

 

Przygotowując się do wywiadu przeglądałem składy ze spotkania Niemiec z Anglią w kategorii U-20. Z 22 piłkarzy trzech trafiło do kadr seniorskich. Niektórzy grają w piłkę już tylko na poziomie półprofesjonalnym. Z czego to wynika?

- Aby dotrzeć na najwyższy poziom, potrzeba ciężkiej pracy, ale też wiele szczęścia. Często musisz znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Niezwykle ważne jest też zdrowie. Ja w wieku 23 lat doznałem kontuzji, która wykluczyła mnie z gry prawie na półtora roku. Powrót do formy zajmuje niewiele mniej, więc taki uraz wyjmuje ci dwa-trzy lata z kariery. Wtedy byłem w świetnej formie, więc ta sytuacja była dla mnie arcytrudna. Na szczęście czasem z takich przeżyć wychodzisz jeszcze silniejszy niż przedtem.

 

IMG_8814

 

Masz w głowie przykład jakiegoś zawodnika z tamtych czasów, który miał wielki talent, ale z różnych przyczyn nie zdołał osiągnąć sukcesu?

- Samed Yesil był napastnikiem, grałem za jego plecami w reprezentacji U-19. Dobrze rozumieliśmy się na boisku, miał zabójczy instynkt strzelecki. Niemcy wiązały z nim wielkie nadzieje. Przeszedł z Bayeru Leverkusen do Liverpoolu i miał być zmiennikiem Luisa Suareza. Dziś takie ruchy są normalne, ale w moich czasach samo podpisanie profesjonalnego kontraktu w młodym wieku było dużym wydarzeniem, a transfer za granicę za niemałe pieniądze jeszcze większym. Niestety, potem Samed dwa razy zerwał więzadła krzyżowe i dziś w piłkę gra już tylko amatorsko. Nigdy nie zdołał się otrząsnąć.

 

Łącznie na poziomie młodzieżowym reprezentowałeś swój kraj 24 razy.

- Miałem okazję grać z wieloma świetnymi zawodnikami, a niektórzy wciąż występują w Bundeslidze. Niclas Fullkrug, z którym byłem zarówno w reprezentacji, jak i w Norymberdze, jest moim dobrym przyjacielem. Grałem też z Leonem Goretzką.

 

On przeżywa teraz trudny czas w Bayernie.

- Tak, ale na pewno dostanie jakieś minuty, bo Bawarczycy grają na wielu frontach. Mam wrażenie, że tam nigdy nie ma w pełni gotowego składu. Zawsze ktoś ma jakieś urazy lub inne problemy. Oni też o tym wiedzą i dlatego nie pozbędą się go tak łatwo. To dobry zawodnik, który jest ceniony w Niemczech. W zeszłym sezonie jednak Bayern ogólnie prezentował się gorzej i dlatego wielu reprezentantów z tego klubu nie otrzymało powołania.

 

Wspomniałeś o Goretzce i Fullkrugu, ale zastanawiam się, który z kolegów z drużyny, może nawet w późniejszych latach, zrobił na tobie największe wrażenie.

- Francis Coquelin grał w dużych klubach, ale jest niedoceniany. Ja miałem z nim styczność we Freiburgu i uważam, że to zawodnik kompletny. Szybki, praktycznie obunożny, obdarzony świetną wizją gry. Jako defensywny pomocnik był oczywiście także świetny we wszystkich aspektach związanych ze swoją pozycją. Co za piłkarz… Wiem, że wielu ludzi zaskoczy ten wybór, ale gdy pracujesz z kimś codziennie, po prostu to widzisz. To podobna sytuacja jak z wypowiedziami Luisa i Rafała, o których wcześniej wspomniałeś.

 

Grałeś też przeciwko wielu wspaniałym zawodnikom.

- Najlepszym z nich był Kylian Mbappe i to z wielką przewagą. Rywalizowaliśmy w sparingu Norymbergi z PSG w 2019 roku. Co więcej, grałem wtedy jako lewy obrońca, bo dwóch nominalnych lewych defensorów nie mogło wystąpić w tamtym spotkaniu. Co tu dużo mówić, on jest na innym poziomie. Jego szybkość i drybling są niebywałe. Porównywanie go do innych piłkarzy jest po prostu nieuczciwe. To tak jakbyś zestawił Ferrari z Fordem i kazał im się ścigać. Inny sport.

 

Zgodzisz się, że za długo zwlekał z odejściem z Paryża?

- Myślę, że chciał spełnić swoje marzenie o zwycięstwie w Lidze Mistrzów z tym zespołem. To się jednak nie udało, a inni piłkarze w jego wieku wygrywają ważne trofea i to zwiększa ich szanse w wyścigu o Złotą Piłkę, na której Mbappe zawsze zależało. Musiał więc wykonać krok naprzód.

 

IMG_1048

 

Jan Vertonghen, były obrońca Tottenhamu, powiedział kiedyś, że w całym sezonie ogląda maksymalnie pięć meczów, bo po treningu woli się odprężyć, odciąć od piłki. Jak to wygląda u ciebie?

- Gdybyś spytał się mojej żony, zdecydowanie odpowiedziałaby ci, że oglądam za dużo meczów. Zawsze szukałem inspiracji na najwyższym poziomie, na przykład w osobie Mesuta Ozila. W młodości byłem nawet do niego porównywany, ponieważ grałem na tej samej pozycji i trochę go przypominałem. Obaj jesteśmy lewonożni. Drugi piłkarz, o którym muszę wspomnieć, to Kevin De Bruyne.

 

Masz ponad 200 występów na poziomie 1. i 2. Bundesligi, grałeś też w młodzieżowych reprezentacjach i Lidze Europy. Jaka jest więc jedna rzecz dotycząca twojej kariery, która najbardziej napawa cię dumą?

- Po mojej najpoważniejszej kontuzji wielu ludzi mnie skreślało. Za moimi plecami mówiono, że nigdy się nie podniosę, a po powrocie zaliczyłem swój najlepszy sezon w karierze.

 

A o czym nadal marzysz? Co jeszcze chciałbyś osiągnąć?

- Każdy chce odnosić sukcesy, ale trzeba być realistą. Obecnie zależy mi przede wszystkim na zdrowiu. Chcę cieszyć się piłką razem z kolegami z drużyny. Gdy czuję się dobrze, jestem w stanie dużo dać zespołowi.

 

W Norymberdze dzieliłeś szatnię z Mikaelem Ishakiem, który obecnie jest gwiazdą Ekstraklasy. Jak go wspominasz?

- Mieliśmy świetne relacje, a nasze żony do dziś pozostają w kontakcie i często ze sobą rozmawiają. Kilka lat temu próbował namówić mnie na transfer do Lecha, ale tak jak już mówiłem wtedy nie byłem na to gotowy. Także przed transferem do Widzewa się z nim kontaktowałem. On i jego żona dużo opowiedzieli nam o Polsce. Zawsze się cieszę, gdy go widzę. Kilka razy nawet próbowaliśmy się spotkać w czwórkę, ale oni także mają dwójkę dzieci. Każdy rodzic wie, że mając dzieci nie możesz nic planować, bo zawsze coś może się wydarzyć. Wkrótce jednak na pewno nam się uda.

 

W 2. Bundeslidze występował także Sonny Kittel, który razem z tobą przyszedł do Ekstraklasy. W Rakowie spędził jednak tylko jedną rundę.

- Gdy odchodzisz z Niemiec, trudno się przystosować. Krajowe podwórko jest specyficzne, poziom jest wysoki, dlatego za granicą czasem trudno jest się odnaleźć. Poza tym Sonny ma chyba dwójkę czy trójkę dzieci, więc szczęście rodziny jest dla niego najważniejsze. Nie znam go osobiście, ale jeden z moich przyjaciół grał z nim w Hamburgu i opowiadał mi kilka rzeczy. Poza tym wydaje mi się, że nie czuł się dobrze w Częstochowie. Wcześniej mieszkał we Frankfurcie i Hamburgu, więc taka przeprowadzka to prawdziwa życiowa rewolucja. U mnie było podobnie - moja żona była w ciąży, ja miałem swoje problemy, więc to był niezwykle trudny czas. Zdarzały się smutne chwile, ale teraz czuję się bardzo dobrze. Sonny nie miał co prawda kontuzji, ale widocznie też mu coś doskwierało i przez to nie zdołał rozwinąć skrzydeł. Szkoda, bo to piłkarz o wielkiej jakości, który mógł być czołowym zawodnikiem całej ligi. Życzę mu, aby odzyskał radość z piłki, bo to najważniejsze.

 

Powoli zbliżamy się do końca rozmowy. Jakie są twoje pozapiłkarskie pasje?

- Lubię spotykać się z przyjaciółmi i uprawiać sport, ale obecnie moim hobby są moje dzieci. Patrzenie, jak rosną, sprawia mi wielką przyjemność. Usypianie mojej córki zajmuje mi mnóstwo czasu, więc na inne pasje zwyczajnie nie mam przestrzeni.

 

IMG_2062

 

Myślałeś kiedyś o tym, co mógłbyś robić po karierze?

- Wiele razy się nad tym zastanawiałem, ale myślę, że chciałbym zostać przy piłce, bo jest ona moim życiem. W jakiej roli? Tego nie wiem. Chciałbym być trenerem, bo pracowałem z wieloma inspirującymi szkoleniowcami, ale wiem, że takie życie jest podobne do życia piłkarza - ciągle jesteś w rozjazdach. Dlatego bardziej widziałbym się w roli trenera na przykład stałych fragmentów gry. Myślę, że w przyszłości będziemy mieli więcej treningów indywidualnych, bo na najwyższym poziomie każdy detal jest kluczowy. Interesujące wydaje się też bycie agentem, ponieważ można wtedy przekazywać swoje doświadczenie młodym zawodnikom, doradzać im, uczulać na pewne rzeczy. Na razie jednak myślami jestem tylko tutaj.

 

Opowiedz nam jeszcze o swoim guście muzycznym.

- Lubię R'n'B, hip-hop oraz niemieckie szlagiery. Szczególnie tych ostatnich lubię słuchać z przyjaciółmi, na przykład gdy jesteśmy na wakacjach. Z polskich wykonawców miałem okazję zapoznać się z twórczością Sentino, lubię jego utwory.

 

Na zakończenie czas na serię szybkich pytań. Ulubiony przedmiot szkolny?

- WF.

 

Ulubiony film?

- "Prawo zemsty".

 

Ulubiona gra?

- FIFA. Gdy byłem kontuzjowany za czasów Norymbergi, miałem mnóstwo czasu i naprawdę dobrze mi szło. Znalazłem się nawet w TOP100 Ligi Weekendowej. Grałem za dużo i teraz nie poświęcam na to czasu.

 

Idol z dzieciństwa?

- Zinedine Zidane.