Sebastian Bergier: Nie chcę się zatrzymywać, lecz rosnąć
Ładowanie...

Sebastian Bergier

Wywiady i konferencje

I Drużyna

08 October 2025 16:10

Sebastian Bergier: Nie chcę się zatrzymywać, lecz rosnąć

Pierwszym wzmocnieniem Widzewa Łódź przed rozpoczęciem rozgrywek był Sebastian Bergier. Napastnik zaliczył świetny start w Klubie, ale później musiał pauzować za czerwoną kartkę, a do tego konkurencja na jego pozycji została bardzo zwiększona. Jak sobie z tym radzi? Dlaczego zdecydował się przenieść na al. Piłsudskiego? Jakie ma plany i ambicje na przyszłość? O tym i o wielu innych kwestiach dowiecie się z poniższego wywiadu. Zapraszamy do lektury!

Mateusz Jabłoński: Widzew pod koniec okienka sprowadził dwóch napastników, z których jeden przedstawiany jest jako potencjalna gwiazda drużyny, a może nawet i całej ligi. Jak zapatrujesz się na tę rywalizację?

Sebastian Bergier: Na pewno nie jest to dla mnie łatwa sprawa, gdyż wiem, że rywalizuję z zawodnikiem o określonej renomie, za określone pieniądze, jedne z największych w PKO Bank Polski Ekstraklasie. Staram się na to jednak nie patrzeć, bo Andi i Pape to przede wszystkim moi koledzy z drużyny. Bardziej niż o rywalizacji z nimi myślę o współpracy, to jest dla mnie najważniejsze, bo wiem, że w niektórych meczach jednocześnie na boisku będzie dwóch lub nawet trzech z nas. Wszyscy mamy na sercu dobro Widzewa. Wiadomo, że gdy ich nie było, czułem większą pewność siebie, miałem większy margines błędu. Teraz jest on mniejszy, także dlatego, że dopiero wracam po przerwie spowodowanej zawieszeniem i muszę na nowo wkomponować się w to, co chce grać zespół.

 

Miałeś jakąś rozmowę z dyrektorem sportowym bądź trenerem na ten temat?

- Rozmawiałem z nimi i przekazali mi, że nadal we mnie wierzą oraz chcą, abym ciągle prezentował to, co potrafię. Ich zdaniem rywalizacja może nas tylko wzmocnić i to jest coś normalnego na wysokim poziomie.

 

Jak wpłynęła na Ciebie zmiana szkoleniowca? Abstrahując od transferów, zakładam, że ich koncepcje co do Twojej roli mogą się jakoś różnić.

- Za trenera Sopicia grałem od deski do deski i czułem się komfortowo, miałem swobodniejszą głowę, gdyż wiedziałem, że jestem w dobrej formie, także pod względem fizycznym. Przerwa spowodowana czerwoną kartką wybiła mnie z rytmu, bo wraz ze zmianą trenera pomysł trochę się zmienił, a ja przez pierwsze kilka tygodni nie trenowałem na swojej pozycji. Próbuję wkomponować się w to, co chce grać zespół, muszę to wyczuć. Każdy szkoleniowiec ma też swoje rozwiązania - moim zdaniem za trenera Czubaka poprawiliśmy organizację gry defensywnej, a pressing stał się bardziej uporządkowany. To są główne zmiany.

 

W ostatnich spotkaniach zdarzało się, że egzekwowałeś stałe fragmenty gry. To nie jest typowa rola dla środkowego napastnika.

- W przeszłości wykonywałem rzuty karne i wolne, ale w juniorach zdarzało się, że biłem rzuty rożne lub wolne z myślą o dośrodkowaniu. Pod koniec meczu z Termalicą Tonio miał trochę problemy z mięśniami i trudno było mu już wykonywać rzuty rożne z pełną mocą, a że ja byłem świeży, to wziąłem to na siebie. Czasami próbujemy tak na treningach i myślę, że dobrze to wychodzi, bo mam nieźle ułożoną prawą nogę. Chciałbym być w polu karnym i strzelać bramki, ale jednocześnie wiem, że posłana przeze mnie piłka może być niebezpieczna dla obrońców, co możemy wykorzystać.

 

Wspomniałeś o swoim dobrym starcie za trenera Sopicia. Jak Ci się z nim współpracowało?

- Mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach. Obdarzył mnie dużą pewnością siebie i zaufaniem. Starałem mu się za to odpłacić i udowodnić, że zasługuję na miejsce w zespole. Moim zdaniem początek był bardzo dobry. Mieliśmy fajny kontakt, złapaliśmy nić porozumienia. Nie ma go już z nami, ale na pewno będę go ciepło wspominał.

 

No właśnie - co sprawiło, że nie ma go już z nami?

- Wydaje mi się, że naszą największą przeszkodą był brak szczęścia. Nie chcę zrzucać winy na sędziów, bo musimy brać odpowiedzialność na swoje barki, ale różne decyzje w kluczowych momentach meczów nam nie pomagały. Na Cracovii nie uznali nam pierwszego gola, a objęcie prowadzenia na wyjeździe zawsze daje przewagę, inaczej zarządza się spotkaniem. Moja czerwona kartka na Pogoni, brak rzutu karnego za faul na Fornalczyku przeciwko Wiśle Płock… to nakręcało tę spiralę, która do tego doprowadziła.

 

Masz żal o tę czerwoną kartkę? Sędzia ocenił Cię sprawiedliwie czy zbyt surowo?

- Arbiter potraktował mnie zbyt surowo, przez co ominąłem kolejne dwa spotkania. Dodatkowo to zbiegło się z przerwą na kadrę, więc tak naprawdę po dobrym starcie nagle miałem cztery tygodnie pauzy. To mnie zatrzymało i wybiło z rytmu. Po okresie przygotowawczym wiedziałem, że mogę iść cały czas w górę, a tu nagle musiałem znowu adaptować się do sezonu od nowa. Trochę jak przy urazie - choć mogłem trenować, nie grałem i nie byłem w rytmie meczowym.

 

Charakterystycznym meczem tamtego okresu było starcie z Jagiellonią. Dla Ciebie indywidualnie świetne, dla drużyny koszmarne.

- Wiele razy w mojej karierze zdarzało się, że w ostatnich minutach traciliśmy bramkę na remis lub nawet przegrywaliśmy, ale coś takiego nie przydarzyło mi się nigdy. Prowadziliśmy 2:1, mieliśmy mecz pod kontrolą i wydawało się, że Jagiellonia teoretycznie nam nie zagraża. To było trudne dla mnie i całego zespołu. Takie zwycięstwo mogłoby budować naszą pewność siebie, porażka zostawia rysę, nawet jeśli w następnej kolejce wygraliśmy już 3:0. To siedziało w głowach, bo dzisiaj mając te trzy punkty więcej bylibyśmy wyżej w tabeli i nasz odbiór byłby może nieco inny.

 

IMG_7800

 

Co jest powodem tego, że prezentujecie się poniżej oczekiwań?

- Tutaj ważną rzeczą jest czas, szczególnie że nowi zawodnicy dołączali do drużyny co chwilę przez dwa miesiące. Trudno wtedy wprowadzać nowe rzeczy, automatyzmy i schematy, gdy wciąż pojawiają się kolejni gracze. Dopiero teraz jesteśmy całością i na szczęście kontuzje jak na razie nas omijają, niektórzy piłkarze wrócili po urazach. Możemy więc już spokojnie pracować nad tym wszystkim, co wcześniejszej musieliśmy na nowo udoskonalać. Szczególnie że zbiegła się z tym zmiana trenera, a każdy szkoleniowiec ma swoje pomysły na grę i realizację założeń taktycznych, więc chciałbym, aby kibice dali nam trochę czasu i ocenili po dłuższym okresie. Trudno wyrokować po kilku meczach. Fajnie, jakby wszystko ruszyło od razu, ale piłka nożna to nie klocki Lego, ten proces musi trochę potrwać.

 

Ile czasu może on zająć?

- Trudno powiedzieć, każdy przypadek jest inny. Na pewno musi się wykrystalizować pierwsza jedenastka, bo we wszystkich wcześniejszych meczach skład ulegał mniejszym bądź większym zmianom. To może być pozytywem, ale może również utrudniać budowę trzonu drużyny. Trener sprawdza i patrzy, kto będzie mu najlepiej odpowiadał, kto może stanowić ten filar. Czas będzie na to najlepszym sposobem.

 

Uważasz, że całe zamieszanie wokół wylotu trenera do Grecji i Waszych urlopów na Was wpłynęło? Czy odcięliście się od tego szumu?

- Wszystko wokół Klubu i zespołu zawsze jakoś odbija się na drużynie. To nie jest potrzebne, bo każdy taki problem siedzi w głowach zawodników, trenerów i działaczy. W piłce nożnej bardzo ważny jest spokój, choć oczywiście wszyscy mają oczekiwania, ale myślę, że czasem lepiej byłoby się wstrzymać, aby nie potęgować hejtu, nienawiści, której w społeczeństwie i internecie jest teraz bardzo dużo. Jesteśmy piłkarzami, musimy sobie z tym radzić, za to nam płacą, tak jest na całym świecie. Niemniej, tak jak czasem zawodnik powinien ugryźć się w język, tak i kibice mogliby to czasem zrobić. Każdy ma jednak swoje oczekiwania i robi to, co uważa za słuszne, więc nie chcę się komuś wtrącać w życie.

 

Zmieńmy temat na weselszy. W trakcie obozu w Opalenicy bardzo zaangażowałeś się w aklimatyzację zagranicznych zawodników, na przykład Samuela Akere. Wielu piłkarzy wymieniało Cię jako osobę, z którą najchętniej polecieliby na bezludną wyspę. Skąd u Ciebie taka swoboda w nawiązywaniu relacji?

- Akere nauczyłem jeździć na rowerze i teraz za każdym razem, gdy jedziemy na boisko treningowe, pyta, czy może jechać ze mną, aby pokazać swoje umiejętności (śmiech). Ogólnie jestem otwartym zawodnikiem, lubię rozmawiać i żartować. Z każdym. Nie lubię, gdy tworzą się grupy, jedni rozmawiają ze swoimi, ale z innymi już nie. Lubię, gdy każdy ma z każdym kontakt i wszystko jest płynne, naturalne. Jestem otwarty i to mi się zmieniło, bo kiedyś byłem zamkniętym człowiekiem, stresowałem się. Teraz lubię łączyć ludzi.

 

Z kim trzymasz się najbliżej?

- Głównie z zawodnikami z Polski: z Szymkiem Czyżem, Krajem, Fornalem, Bartkiem, Gikim, Żyrkiem, ale też z Kozą i Markiem. Wiadomo, że z Polakami mam lepszą relację, bo nie ma tej bariery językowej. Nawet jak potrafisz mówić po angielsku, to nie zawsze w ten sposób wyrazisz swoje emocje w pełni. Z każdym mam jednak jakiś kontakt, mniejszy lub większy. Staram się nawiązać relacje. Dużo rozmawiałem też z Julkiem Shehu, spotykaliśmy się w restauracjach i dyskutowaliśmy o wszystkim.

 

Jak wyglądają Twoje relacje z młodymi zawodnikami? Fran Alvarez wspominał, że czasem proszenie o rady sprawia im trudność.

- Kiedyś były inne czasy, młodemu zawodnikowi wiele rzeczy nie wypadało. Teraz nadal trzeba wiedzieć, jak się zachować, lecz nie chciałbym, aby młodszy gracz czuł blokadę rozmawiając ze mną. Czasem żartuję z nich, a oni odbijają piłeczkę. Dla mnie to jest normalne, ja się nie obrażam. A czasem jest tak, że starszy może zażartować z młodszego, ale gdy idzie to też w drugą stronę, to już jest niefajnie. U mnie odbywa się to obustronnie i staram się być pozytywny, opowiadać im różne historie. Mamy jacuzzi, w którym czasem siedzę z młodszymi graczami i rozmawiamy o tym, co było, jest i może być w piłce nożnej, ale i w życiu.

 

Zahaczyliśmy o temat obozu w Opalenicy. Gdy wygrywacie taki mecz jak z Jagiellonią, w wielkim stylu, to jest dla Was bardziej błogosławieństwo czy przekleństwo? Pokazujecie, że jesteście silni, lecz jednocześnie nakręcacie tę spiralę oczekiwań.

- W tamtym okresie to nam nie przeszkodziło, tylko zbudowało. Czuliśmy, jaki potencjał w nas drzemie, a przecież jeszcze nie było wszystkich transferów. Na początku sezonu wychodziliśmy z przeświadczeniem, że jesteśmy Widzewem i to rywal ma się nas bać. Teraz ta pewność siebie jest mniejsza i to też może mieć wpływ na to, że gorzej wyglądamy. W piłce pewność siebie jest najważniejsza. Po meczu z Jagiellonią ktoś mógł powiedzieć, że to tylko sparing, ale jednak coś było powodem takiego wyniku. Po trzech pierwszych kolejkach mieliśmy sześć punktów, a tam jeszcze było spotkanie w Białymstoku, które mogliśmy co najmniej zremisować, wtedy byłoby siedem oczek. Potem jednak nastąpiło załamanie. Z drugiej strony, po tamtym sparingu ktoś mógł pomyśleć, że teraz każdy mecz tak będzie wyglądał, że będziemy wygrywać kilkoma bramkami. Piłka jednak tak nie wygląda, bo liga jest specyficzna, każdy może wygrać z każdym.

 

20251004_183_BRY

 

Przejdźmy teraz do Twoich losów przed Widzewem, choć rozstanie z GKS-em pominiemy, bo wiele już na ten temat zostało powiedziane, także z Twojej strony. Z tego, co się mówiło, miałeś również oferty zagraniczne, między innymi z 2. Bundesligi. Myślisz, że gdyby transfer do Widzewa z jakiegoś powodu się nie powiódł, to i tak zostałbyś w kraju? Czy skupiłbyś się na poszukiwaniu opcji zagranicznych?

- Ja miałem plan, aby poczekać do końca kontraktu, stać się wolnym zawodnikiem i móc zdecydować się na to, co mi najbardziej odpowiada. Myślę, że gdybym doszedł do tego momentu, to miałbym w czym wybierać. Widzew był jednak na tyle konkretny i zaangażowany, że uznałem go za najlepsze rozwiązanie. Chciałem poczuć bycie wolnym zawodnikiem, bo nigdy w życiu tego nie przeżyłem i mógłbym się przekonać, jak to jest, gdy kilka klubów jednocześnie o ciebie zabiega. Byłem tego ciekawy, jednak pozostanie w kraju było rozsądniejsze niż ucieczka za granicę po jednym sezonie, w którym nie grałem w nim od deski do deski. W pierwszej rundzie miałem mniejsze problemy ze zdrowiem, byłem zmiennikiem. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że swoją dobrą dyspozycję muszę najpierw potwierdzić w kraju, a później może pojawią się jeszcze lepsze perspektywy.

 

Byłbyś gotowy na zagranicę pod względem czysto życiowym? Nie wiem, jak z Twoim angielskim, masz także małą córeczkę, rodzinę. To byłaby wielka zmiana również dla nich.

- Nie chciałem na to patrzeć w ten sposób, bo życie piłkarza jest jedno i trzeba wykorzystywać nadarzające się szanse. Z językiem angielskim nie byłoby problemu, praktycznie wszystko rozumiem, z komunikacją też jest dobrze. Nie mówię nie wiadomo jak, ale normalnym językiem dogadałbym się z każdym i każdy by mnie zrozumiał. Co do rodziny, zdanie żony byłoby dla mnie bardzo ważne, ale myślę, że ona byłaby otwarta, jeśli miejsce byłoby ciekawe dla mojego rozwoju. Jesteśmy razem od dłuższego czasu i chce, bym rozwijał się w tym, co robię.

 

Schlebiało Ci to zabieganie ze strony Widzewa? Przypomnijmy też, że byłeś pierwszym transferem tej rewolucji.

- Dla mnie było ekscytujące, co może się tu zbudować i jakie mogą być tego efekty. Tak wiele zmian niesie za sobą czasem także niepewność, zapala się lampka. Jednak wraz z przejęciem Klubu przez pana Roberta Dobrzyckiego wiedziałem, że możliwości mogą być bardzo duże. Warto wspomnieć, że powstaje też nowy ośrodek i boisko. Na takie warunki nie można narzekać. Jak na polskie standardy mamy wszystko, czego potrzeba. Mimo braku obiektów pod względem komfortu pracy jesteśmy na równi z Lechem i Legią.

 

Już w 2023 roku byłeś łączony z Widzewem, pisał o tym Tomasz Włodarczyk. To był realny temat?

- To prawda, że Widzew był zainteresowany. Ja jednak byłem dopiero po jednej bardzo dobrej rundzie w I lidze. Nie wiem, czy byłbym wtedy gotowy, aby tu przyjść i coś wnieść. Dużo mi dało, że spędziłem kolejny sezon w Katowicach, zrobiliśmy awans, ja ukształtowałem swoją pozycję na poziomie pierwszoligowym, a potem ekstraklasowym. Ponadto Widzew nie naciskał aż tak, bo na radarze był chyba także Imad Rondić, którego ostatecznie ściągnięto do rywalizacji z Jordim Sanchezem.

 

Trochę poruszyłeś temat, o który miałem Cię zapytać. W PKO BP Ekstraklasie debiutowałeś siedem lat temu, ale realnie swoją obecność na tym poziomie zaznaczyłeś dopiero ostatnim sezonem w GKS-ie. Takie późne dojrzewanie może być zaletą napastnika?

- Większość dziewiątek jest tym lepsza, im jest starsza. Zawodnik nabiera doświadczenia i wie, jak się ustawiać. W przypadku skrzydłowych wiek przyczynia się do pogorszenia notowań, bo fizyczność jest coraz gorsza, ale u napastnika kluczowe jest doświadczenie, trzeba okrzepnąć.

 

W jednym z wywiadów wskazałeś Serhou Guirassy'ego z Borussii Dortmund jako swoją inspirację. On również jest przykładem piłkarza, który rozkwitł późno.

- Znam jego przeszłość i on zawsze strzelał bramki, ale teraz jeszcze bardziej pomaga drużynie i pokazuje, że zawsze miał potencjał. Mam nadzieję, że ja także z każdym rokiem będę coraz lepszy i będę się piął w górę. Taki jest mój cel - nie chcę się zatrzymywać, lecz rosnąć.

 

Twoja droga była wyboista, zdarzyły się zakręty czy wypożyczenia. Andre Agassi, jeden z najwybitniejszych tenisistów wszech czasów, tak naprawdę nienawidził tego sportu. Miałeś kiedyś tak z piłką?

- Ogólnie ja kocham futbol i jakbyś spytał trenerów, to ja cały czas chcę zostawać po treningach, mieć piłkę, strzelać. Nie było momentów zwątpienia, ale czasem zastanawiałem się, czemu inni robiąc mniej - a widziałem, jak to się odbywa - szybciej wchodzą na wyższy poziom, a mi się to nie udaje. Wiedziałem, że mój czas na ekstraklasowym poziomie nadejdzie, ale były trudne momenty, zawahania. Gdy coś robisz i nie przynosi to takich rezultatów, na jakie byś liczył, to jest frustrujące. To jednak było chwilowe i następnego dnia budziłem się z nową energią i motywacją.

 

W wieku dziewiętnastu lat miałeś epizod pracy z psychologiem i mówisz, że Ci to pomogło. Doradziłbyś zatem taką współpracę młodym zawodnikom?

- To jest kwestia indywidualna. Ja po prostu wtedy poczułem potrzebę, że muszę to zrobić i odbyłem chyba trzy takie sesje. Po nich poczułem, że to, co chciałem, to uzyskałem i sam już wiedziałem, jak dotrzeć do mojej głowy. Mam też wokół siebie kilka bliskich osób, które traktuję jak psychologów, bo wiem, że potrafią do mnie dotrzeć i staram się z nimi wiele rozmawiać, konsultować. To mi pomaga.

 

IMG_7724

 

Jacek Magiera też był takim psychologiem dla młodych piłkarzy?

- Trener Jacek Magiera - czy po prostu Jacek - bo mówimy sobie po imieniu, lubi prowadzić konserwacje, które dla osoby z boku mogłyby się wydawać dziwaczne, tak jakby nie było wiadomo, co dana rozmowa ma na celu i w jaki sposób chce on do ciebie dotrzeć. Myślę, że to osoba, z którą można porozmawiać i jasno usłyszeć to, co myśli. Jego uwagi są trafne, ma olbrzymie doświadczenie.

 

Jaka jest taka jedna rzecz, którą najbardziej od niego zaczerpnąłeś?

- Hasło, które utkwiło mi w głowie, to mentalność. Twój mental musi być na najwyższym poziomie, musisz być zawsze gotowy, nawet jeśli nie grasz. Wtedy większość czasu spędzałem na ławce i widziałem, że po wejściu na boisko byłem zdezorientowany, jakbym nie był gotowy na mecz. Teraz nadal nie lubię siedzieć na ławce, ale na sercu leży mi przede wszystkim dobro zespołu.

 

Okoliczności Waszego pierwszego spotkania były dość nietypowe.

- Byłem wtedy zesłany do drugiej drużyny i po dobrym spotkaniu z Wigrami Suwałki byliśmy na odnowie biologicznej w szatni pierwszego zespołu. Jacek, dla którego był to sam początek w Śląsku, zaprosił mnie do sauny, aby porozmawiać i dowiedzieć się kilku rzeczy o mnie.

 

W Śląsku debiutowałeś u Jana Urbana. Jak wspominasz współpracę z nim? Jakby nie patrzeć, trochę mu zawdzięczasz.

- Trener Jan Urban wyciągnął mnie z juniorów. Myślę, że szansę treningu z pierwszym zespołem mógłbym dostać już wcześniej, a dopiero on stworzył mi taką możliwość. Pracowaliśmy razem tylko cztery miesiące, ale myślę, że trener Urban widział we mnie potencjał. Sam był napastnikiem i umiał strzelać bramki. Jak u niego występujesz, to czujesz, że najważniejsza dla niego jest piłka, a nie to, co się dzieje bez niej.

 

Wypowiadasz się o nich bardzo pozytywnie, tak jak o trenerze Sopiciu czy Rafale Góraku. Jaki jest zatem najlepszy szkoleniowiec, z jakim pracowałeś?

- Trudno to rozdzielić, bo każdy z nich był innym trenerem i u każdego ważne były inne wartości. Dlatego nie mogę tego ocenić.

 

Zadam jeszcze dwa podobne pytania, które pozwolą nam płynnie przejść do kolejnego wątku. Najlepszy zawodnik, z którym grałeś, to…

- Mógłbym wyróżnić Johna Yeboaha ze Śląska. Jeżeli potrafiłeś do niego dotrzeć, to był niewyobrażalny. Takich pojedynków jeden na jednego w swojej drużynie jeszcze nie widziałem. Dla mnie trenowanie z takim zawodnikiem to była przyjemność. Jego pewność siebie i bezczelność pokazywały mi kierunek, w którym warto podążać.

 

A najlepszy, z którym się mierzyłeś?

- Lukas Podolski zrobił największą karierę i może nie zawsze był najlepszy w tych meczach, ale na pewno najwięcej osiągnął.

 

W reprezentacji młodzieżowej zagrałeś przeciwko Bastoniemu czy Tonalemu. Zgrupowanie w 2018 roku było Twoim jedynym epizodem z orzełkiem na piersi, strzeliłeś nawet gola w meczu z Grecją. Jak wspominasz tamten czas?

- Moje rzadkie występy w kadrze młodzieżowej nie były podyktowane tym, że byłem słaby, tylko tym, że cały czas zmieniałem pozycję i nie miałem jednej ugruntowanej roli. Przeszedłem drogę od pomocnika do napastnika i to utrudniało mi otrzymywanie powołań do reprezentacji młodzieżowych, szczególnie że byłem zawodnikiem późno dojrzewającym. Miałem bardzo pozytywne nastawienie do tych meczów. Byłem ciekaw, co może mi to przynieść. W pierwszym spotkaniu zagrałem tylko dwie minuty, w drugim, tym z Włochami, kwadrans. Jak teraz patrzysz na ten skład, to wielu z nich już wtedy występowało na poziomie Serie A, więc teraz niektórzy mają grubo ponad sto gier w tych rozgrywkach i milionowe transfery za sobą. Dla mnie było to bardzo ciekawe doświadczenie. Z Grecją wyszedłem w pierwszym składzie i trafiłem do siatki. To był dobry czas i szkoda, że nie było tego więcej, bo na pewno każdy zawodnik chciałby grać jak najczęściej w kadrach młodzieżowych.

 

WCZ_6364

 

Spojrzałem również na skład Polaków. Ty grasz w PKO BP Ekstraklasie, Jakub Moder czy Marcin Bułka za granicą, ale niektórzy zawodnicy dziś są w lidze luksemburskiej…

- Niektórzy nie grają w piłkę…

 

No właśnie. Włosi już wtedy pukali do drzwi Serie A, teraz robią kariery, a ich rywale kończą na poziomie amatorskim. Dlaczego?

- Będąc brutalnie szczerym, moim zdaniem większość powołań do kadr młodzieżowych zależy od układów pozasportowych. Tak mi się przynajmniej wydaje. Do tego dochodzi zła selekcja, bo coś jest nie tak, skoro takie są rezultaty. Myślę, że to nie jest kwestia tylko Polski, ale także innych federacji, że zawodnicy kadr juniorskich niekoniecznie są najlepsi w swoim roczniku, a kilka lat później przestają w ogóle grać w piłkę. To coś dziwnego, bo przejście z juniora do seniora jest oczywiście trudne, ale jeśli ktoś się wyróżniał, a go nie powołujesz… Ja też byłem takim przykładem, że strzelałem najwięcej bramek w Centralnej Lidze Juniorów, miałem epizody w pierwszym zespole, a powołania nie dostawałem. Było w tym wszystkim coś dziwnego.

 

Rozmawiamy o niepowodzeniach młodzieżowych reprezentantów, spytałbym także o inną podobną kwestię. Z czego wynika taki nieurodzaj wśród polskich dziewiątek w PKO BP Ekstraklasie?

- To specyficzna pozycja, trochę jak bramkarz - czasem potrzebuje swobody oraz zaufania. W Polsce mało pracuje się stricte nad napastnikami, na przykład w kontekście poruszania się, finalizacji. Takich treningów indywidualnych jest mało. Rzadko się zdarza, że trener zostaje z napastnikami po treningu i próbuje z nimi coś szlifować. Myślę, że byli zawodnicy, którzy grali na tej pozycji, mogliby się w to zaangażować, bo u nas nie są do tego wykorzystywani. Ta mała indywidualizacja pracy z zawodnikami ofensywnymi może być więc przyczyną takiego stanu rzeczy.

 

To kluczowa pozycja, a bramkarze w przeciwieństwie do Was mają swojego własnego trenera.

- Myślę, że jak wychowasz napastnika, to możesz go sprzedać za dobre pieniądze, więc dziwię się, że tak jest. Może jak ja przestanę grać w piłkę, to to się zmieni, może ja mógłbym być takim byłym zawodnikiem pomagającym napastnikom w zakresie ustawiania się i finalizacji. Ja jako klub chciałbym mieć młodego napastnika i potem sprzedać go za fajne pieniądze, bo z reguły to są najbardziej wartościowi gracze. Moim zdaniem najtrudniejszą rzeczą na boisku jest seryjne zdobywanie bramek, takich graczy jest mało. Mówi się, że "strzelasz na pustą, ktoś ci podaje", a w takiej sytuacji też trzeba się znaleźć i umieć ją wykorzystać. Niektórym się wydaje, że to łatwa pozycja, a tak naprawdę jest ona jedną z trudniejszych.

 

Mówisz, że może Ty mógłbyś w przyszłości być takim trenerem napastników. Patrząc szerzej - myślałeś kiedyś nad tym, co chcesz robić po karierze?

- Na razie staram się nad tym nie zastanawiać, chcę się przede wszystkim cieszyć z tego, że gram w piłkę nożną, co sprawia mi największą frajdę. Jakieś przemyślenia zawsze są, ale świat tak szybko się zmienia, że za dziesięć lat to może być nic niewarte, więc staram się cieszyć graniem tak długo, jak będzie to możliwe.

 

Ruud van Nistelrooy powiedział kiedyś, że napastnik jest jak keczup. Jak już się odblokuje, to jest mu łatwiej, te gole same wpadają. Zgadasz się z tym, że wtedy jest prościej, także psychicznie?

- Mogę to potwierdzić na swoim przykładzie, bo były takie okresy, że nie strzelałem po dwa czy trzy mecze, a jak już trafiłem, to działało prawo serii, że na przykład miałem trzy bramki w czterech spotkaniach. Na pewno pewność siebie, gdy nie strzelasz, maleje, ale tu dużo zależy od podejścia trenera. Gdy szkoleniowiec i tak daje ci grać i mówi, że nadal masz jego pełne zaufanie, to wiesz, że te bramki w końcu przyjdą. To nie jest przecież tak, że nie będziesz strzelał w nieskończoność. Wiemy jednak, jak jest w piłce, ktoś czeka na twoje miejsce, więc czasem masz tylko jedną szansę - i musisz ją wykorzystać.

 

67 dla Sebastiana Bergiera w EA FC 26 to adekwatna ocena?

- Myślę, że nie jest źle, bo bywały gorsze overalle. Jak patrzysz, gdzie gram, w jakim miejscu jestem i jakie są ratingi innych piłkarzy PKO Bank Polski Ekstraklasy, to myślę, że jest to adekwatna nota.

 

BBTWID410-037

 

Jaki jest Twój stosunek do tej słynnej gry? Jesteś fanem czy raczej nie?

- W poprzednich latach tak, ale teraz, kiedy urodziła mi się córka, to nie mam na to czasu, praktycznie nie używam konsoli lub komputera. Czasem na wyjazdach zdarzy się zagrać z chłopakami, ale wcześniej byłem fanem. Zawsze jak wychodziła, to dużo grałem i na wszystkie rozgrywki, przede wszystkim Ultimate Team, poświęcałem sporo czasu i myślę, że byłem w tym niezły. Teraz nie jestem już aż tak dobry jak kiedyś, ale dalej potrafię grać.

 

Sebastian Kerk w zeszłym roku chwalił się, że kiedyś był nawet w TOP100 Ligi Weekendowej.

- W TOP100 nigdy nie byłem, ale liczba tych spotkań ewoluowała, najpierw było 40, potem 30, a teraz jest chyba 15. Zawsze byłem na takim poziomie, że na 20 meczów wygrywałem 16-18, teraz myślę, że z tych 15 wygrałbym 11-12. Uważam, że jakbym znowu zaczął grać, to szybko znowu wszedłbym na solidny poziom.

 

A pamiętasz jakiś swój najlepszy traf z paczki?

- Teraz jest tak, że otwierasz te paczki ciągle, więc tych kart jest milion i trudno się zachwycić, gdy ciągle pojawiają się nowe. W poprzedniej edycji robiłem zadania z ikonami, miałem Roberto Carlosa czy Jairzinho. W czasach FIFY 18 czy 19 trafiłem Cristiano Ronaldo, który nie kosztował tak jak teraz kilku tysięcy, lecz był jedną z najdroższych kart w grze.

 

Masz jakieś inne takie zajawki?

- Tak jak mówiłem, mam mało wolnego czasu, bo remontuję swoje mieszkanie w Łodzi, co też trochę trwa. Lubię spacery z psem i rodziną oraz Football Managera, oglądam wiele meczów albo wywiady z piłkarzami, highlightsy konkretnych zawodników.

 

Kilka tygodni temu mówiłeś, że mieszkanie będzie niedługo gotowe i Twoja żona oraz córka będą mogły się do Ciebie wprowadzić. Są już z Tobą w Łodzi?

- Już się wprowadziły, jednak nadal trzeba coś dorabiać. Jak ja się wprowadziłem, to były gotowa sypialnia, kuchnia i toaleta, ale to nie było dokładnie to, czego bym chciał. Myślę, że jeszcze trzy tygodnie będzie to trwać. Dlatego mam trochę zajętą głowę, bo ciągle trzeba coś załatwiać, jeździć po sklepach, dopasowywać różne rzeczy. Myślę, że za kilka tygodni wszystko będzie gotowe i będę mógł usiąść z myślą, że mamy te swoje cztery kąty. Wiadomo, od jakiegoś czasu można było tam mieszkać, ale to było trochę "na wariata", nieidealnie. Gdy już wprowadzimy się w pełni, będziemy mogli lepiej poznać miasto, bo na razie zwyczajnie nie mamy na to czasu.

 

Podobnie jak Fran Alvarez niedawno zostałeś ojcem. Jak życie mężczyzny zmienia ten fakt?

- Na moich barkach jest teraz dużo większa odpowiedzialność, bo wcześniej mogłem robić to, co chciałem. Drzemka w ciągu dnia - ok, wyjście do restauracji wieczorem - nie ma problemu. Teraz to się zmienia, gdyż wszystko jest podporządkowane pod drugą osobę i jej potrzeby. To coś świetnego, kiedy z każdym dniem i tygodniem widzisz, jak to dziecko rośnie i widzisz pewne podobieństwa, chcesz pokazać mu drogę, którą może kroczyć.

 

Bergier-córka

 

Pozostając w tematach rodzinnych - Twój starszy brat również grał w piłkę. Jak dużą rolę w Twojej drodze odegrał?

- Był moją pierwszą inspiracją, ponieważ zawsze z rodzicami jeździliśmy na jego mecze. Grał na poziomie ówczesnej drugiej ligi, więc byłem pasjonatem jego poczynań. On mnie trochę zaraził tym wszystkim. Do dzisiaj mamy bardzo dobry kontrakt i on jest jednym z "psychologów", o których wcześniej wspominałem. Zawsze mogę spytać go o radę, bo on zna realia tego wszystkiego. Dużo rozmawiamy.

 

Także po meczach, aby omówić Twoje występy?

- Mój brat jest taką osobą, która czasami kiedy zadzwoni raz, to potem dzwoni codziennie i nawet jak coś mówił, to potem to powtarza. Trochę się z tego śmieję, bo on ogólnie jest nieco zakręcony, ma dużo rzeczy na głowie. Często do siebie dzwonimy, teraz się nie widujemy - ja jestem w Łodzi, on we Wrocławiu. Mamy stały kontakt.

 

Na Instagramie dzielisz się czasem treningami kickboxingu.

- Kiedy byłem we Wrocławiu i Katowicach, to uczęszczałem na indywidualne zajęcia, bo grupowe były zbyt ryzykowne jak na to, że jestem profesjonalnym piłkarzem. Lubię sporty walki, ponieważ pomagają mi zyskać pewność siebie na boisku. Myślę, że być może w Łodzi wkrótce też rozpocznę takie treningi. Poza tym warto umieć się obronić, nigdy nie wiadomo, kogo w życiu się spotka.

 

Lubisz podróżować. Jakie miejsce, które odwiedziłeś, zrobiło na Tobie największe wrażenie?

- Zawsze w wakacje czy podczas dłuższego wolnego staraliśmy się gdzieś wyjeżdżać, choć teraz z małym dzieckiem będzie to trochę trudniejsze. Paryż czy Rzym to takie miejsca, które bardzo mi się podobały, jest tam wiele rzeczy wartych uwagi. Niektóre z zabytków tych miast znają wszyscy na świecie. Byłem też w Dubaju, jednak… nie ma tam takiego klimatu. W tych metropoliach, które wymieniłem wcześniej, można miło spędzić czas, jest wiele atrakcji, dobre restauracje. Chciałbym również polecieć do Stanów Zjednoczonych, konkretnie do Miami lub Nowego Jorku.

 

Nieodłączną częścią Twojego wizerunku są tatuaże. Co dla Ciebie znaczą? Planujesz kolejne?

- Każdy z nich ma mniejsze lub większe znaczenie, ale chyba nie ma sensu opowiadać o każdym z osobna. Teraz robiłem na klatce piersiowej, planowałem tatuować też całe plecy, ale na razie się wstrzymuję, bo nie spodziewałem się, że to będzie aż tak bolesne. Rękaw to był pikuś pod względem bólu w porównaniu do klatki piersiowej. W przyszłości na pewno będę dalej rzeźbił, choć teraz jest tyle spraw, że o tym nie myślę.

 

Mariano Diaz, były piłkarz Realu i Sevilli, tatuował plecy w Los Angeles w obecności sześciu tatuażystów pod narkozą.

- Jak masz tyle pieniędzy, to sobie możesz pozwolić… (śmiech)

 

Dla wielu piłkarzy formą wyrażania siebie jest także moda.

- Ja jestem takim człowiekiem, który lubi się ubrać w bardziej eleganckie ciuchy, kiedy gdzieś wychodzi, ale na co dzień chodzę w dresach z Zary, Nike'a czy H&M. Po prostu biorę z szafy to, co mam pod ręką. Gdy są okazje, sięgam po droższe ubrania, które lubię czasem kupić, ale to pojedyncze przypadki. Zazwyczaj chodzę w normalnych rzeczach. Zara ma fajne produkty.

 

IMG_5799

 

Pierwsze większe pieniądze z piłki - spełniłeś jakieś marzenie, kupiłeś coś rodzicom, a może nie był to żaden pamiętny wydatek?

- Jestem z takiej rodziny, w której nigdy rodzice mi nie żałowali. Nie mieliśmy kokosów, ale nie byliśmy też biedni. Było nas stać na wszystkie podstawowe rzeczy, nie musiałem się martwić o korki. Aczkolwiek chyba faktycznie kupiłem wtedy ubrania sportowe, buty do biegania.

 

Na zakończenie seria krótkich pytań. Gust muzyczny…

- Polski, niemiecki, francuski rap i trap. Lubię też starsze piosenki, polskie i zagraniczne.

 

Gdyby nie piłka, byłbym…

- Zawodnikiem sportów walki.

 

Największe piłkarskie marzenie.

- Zdobycie Mistrzostwa Świata z Polską, chociaż to może być trudne. To jest największe. Mniejsze to na przykład debiut w Lidze Mistrzów.

 

Ulubiony przedmiot szkolny.

- Geografia.

 

Ulubiony serial.

- Nie będę oryginalny. Prison Break.