Przejścia obok meczu nikt nam nie wybaczy - rozmowa z Przemysławem Cecherzem
Ładowanie...

Global categories

12 March 2017 09:03

Przejścia obok meczu nikt nam nie wybaczy - rozmowa z Przemysławem Cecherzem

Przemysław Cecherz nie może już się doczekać pierwszego oficjalnego meczu na stanowisku trenera Widzewa. Czy jego zespół jest gotowy do walki o stawkę?

Dariusz Cieślak: Jak oceni pan zakończony już okres przygotowawczy do rundy wiosennej sezonu 2016/2017? Czy zostały zrealizowane wszystkie założenia?

Przemysław Cecherz: Jestem zadowolony z całego okresu przygotowawczego. Udało się zrealizować praktycznie wszystko to, co sobie założyliśmy. Pod względem motorycznym potwierdzają to wyniki badań, które przeprowadzaliśmy w zeszłym tygodniu. Zespół jest świetnie przygotowany. Jeśli chodzi o elementy piłkarskie, kwestie taktyczne, to już w sparingach pokazaliśmy, że potrafimy grać dobrą piłkę i zdominować rywala, nawet wyżej notowanego. Z pewnością, przez jakiś czas, naszą bolączką była skuteczność, ale pamiętajmy, że mamy sporo nowych osób w składzie. Wszyscy musieli się zgrać. Na to potrzeba czasu. Ze względu na warunki atmosferyczne może nie wszystko mogliśmy przetrenować dokładnie tak, jak sobie założyliśmy, ale teraz nadrabiamy te niedociągnięcia.

Mecze towarzyskie to jedno, ale liga to już coś zupełnie innego. Kibice są z pewnością ciekawi, jaką drużyną będzie Widzew Przemysława Cecherza?

- Wiem do jakiego klubu przyszedłem i z czego jest znany Widzew Łódź. Staraliśmy się tak skompletować kadrę, żeby sprostać oczekiwaniom kibiców i tradycjom, do których nawiązujemy. Widzew zawsze był znany z bardzo szybkich ataków, szybkiego przejścia do ataku i agresywnego odbioru piłki. Tak staraliśmy się grać w meczach kontrolnych i takim zespołem będziemy. Oczywiście nie będę zdradzać wszystkich niuansów, żeby nie ułatwiać pracy ligowym rywalom.

Jak ocenia pan zimowe transfery i skład, którym pan dysponuje? Kadra przeszła rewolucję.

- Dla mnie bardzo ważne jest to, że udało się utrzymać ważne ogniwa drużyny. Natomiast rewolucja kojarzy mi się zawsze z krwią i czyjąś krzywdą. My pożegnaliśmy przede wszystkim zawodników, może poza Jędrzejczykiem, którzy w grze Widzewa mieli niewielki udział - zarówno minutowy, jak i jakościowy. Ci zawodnicy, którzy prezentowali się dobrze jesienią, zostali z nami. Potrzebowaliśmy szerokiej kadry i taką skompletowaliśmy. Dzięki temu będzie wyrównana rywalizacja o miejsce w składzie. Teraz przed nami już tylko praca, praca i jeszcze raz praca. Ważne, żebyśmy mieli wspólny cel i żeby w szatni była dobra atmosfera. Może to złe słowo, bardzo często mówię, ze na atmosferce pojedziesz tydzień czasu, nie dłużej. Chodzi mi o taki team spirit, który zbudować można tylko zwycięstwami.

W niedzielę pierwszy mecz - ze Świtem. Ma pan już w głowie pierwszą jedenastkę, czy może nieprzespana noc w tej kwestii przed panem?

- Nieprzespana noc już za mną. W czwartek dość długo, prawie do czwartej rano, pracowałem nad analizą naszego niedzielnego rywala. Po trzy-cztery razy oglądałem ostatnie sparingi Świtu, żeby na piątkowej naradzie przedstawić zawodnikom, w których elementach są groźni, jakie mają mankamenty w swoje grze, co możemy wykorzystać. Dzisiejsza noc będzie jednak nerwowa. Musiałbym być ze stali, gdybym debiutu w Widzewie nie przeżywał. Jeśli chodzi o skład to mamy już go w głowie. Tutaj nie ma problemu. Martwi mnie jednak osiemnastka, bo czterech zawodników do Nowego Dworu nie pojedzie. Niech mi pan wierzy, że ciężko jest powiedzieć zawodnikowi, który przez dziewięć tygodni ciężko pracował, że tym razem nie znajdzie się w kadrze meczowej.

Dla pana będzie to sentymentalny powrót. Do tej pory w Nowym Dworze Mazowieckim występował pan w roli gospodarza.

- Ja o Świcie mogę powiedzieć tylko same dobre słowa. I nie jest to żadna kurtuazja. Mam stamtąd bardzo miłe wspomnienia i cały czas utrzymuję kontakt z zarządem i zawodnikami. Tam była naprawdę świetna atmosfera pracy. Wszystkim zależało. Wszystko w rzeczywistości było podporządkowane pod pierwszy zespół. Mieliśmy dobrą infrastrukturę, a za niewielkie pieniądze udało się zbudować bardzo dobry zespół. Szatnia po prostu żyła. Piłkarze spędzali w szatni dwie godziny przed treningiem i dwie godziny po jego zakończeniu. Łącznie z tym, że zawodnicy wspólnie kupili sobie kuchenkę mikrofalową i tam sobie jedzenie odgrzewali. Spędzali tam dużo czasu. Rozmawiali o mankamentach, czasem wyjaśniali jakieś niesnaski. Takie coś przeżyłem tylko w Stróżach i Górniku Zabrze. Tego nigdy nie zapomnę. W niedzielę będę stał już po drugiej stronie, ale założę się, że chłopaki ze Świtu też będą chcieli usłyszeć moje emocjonalne: „Ty złamany….” (śmiech). Rozstałem się ze Świtem w dobrej atmosferze i myślę, że mimo wszystko kibicują mi. Liczę na dobre przyjęcie.

12 punktów to mało czy dużo?

- Dużo. Nie oszukujmy się. To dużo, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby je odrobić. Ja za każdym razem mówię chłopakom, że oni muszą zająć się przede wszystkim sobą. Muszą się skupić na poszczególnych meczach. Na tym, żeby odnosić zwycięstwa w kolejnych meczach i dawać radość wszystkim kibicom. Tym niesamowitym kibicom, którzy kupili piętnaście tysięcy karnetów. Podkreślam im, żeby nie skupiali się na celach i zadaniach odległych. Od nich jest sztab i działacze klubowi. Zawodnik ma się skupić na realizacji najbliższych celów, czyli zwycięstw w poszczególnych meczach. Nawet jeśli nie uda się awansować, to kibice wybaczą nam, jeśli będziemy walczyć i wygrywać. Nigdy jednak nie wybaczą nam przejścia obok meczu. ŁKS gra dobrą piłkę. To jest zespół, który już trzy lata rywalizuje w tej lidze. My jesteśmy beniaminkiem, klubem z tradycjami, ale beniaminkiem w tej lidze. Ważna będzie tutaj psychika. Jeśli ŁKS się potknie w pierwszych kolejkach, to zaraz z tyłu głowy będzie mieć derby.

Czego życzyć panu i zawodnikom przed startem rundy wiosennej?

- Tego, żeby zawodnicy wytrzymali tę ogromną presję i żeby pokazywali całą swoją wartość na boisku, ale przede wszystkim zwycięstw, zwycięstw i jeszcze raz zwycięstw.