Global categories
Piotrek wygląda jak po starciu z Kliczką - rozmowa z Przemysławem Cecherzem
Dariusz Cieślak: Mecz z Huraganem do łatwych nie należał. Jak ocenia pan postawę swojej drużyny w tym starciu?
Przemysław Cecherz: Postawę drużyny należy rozpatrzyć w dwóch aspektach. Pierwsza dotycząca jakości gry i wywiązania się z zadań, które zawodnicy mieli postawione. Nie mam żadnych wątpliwości, że tutaj wyglądało to źle i drużynie należy się za to porządna nagana. Za dużo było strat, za dużo błędnych podań i ogólnie za dużo nerwowości. Do tego dochodziły niewykorzystane sytuacje i słaba gra w środku pola.
A ten drugi aspekt?
- Dotyczy on zaangażowania i walki ze strony zawodników. W tym elemencie naprawdę pokazali, że mają charakter. Cały czas atakowali, systematycznie dążyli do tego, żeby przełamać niemoc i pokonać bramkarza Huraganu. W tym zakresie zasłużyli na ocenę naprawdę wysoką. Wiadomo, że zagrali kiepski mecz, ale mimo wszystko pokazali, że takie trudne spotkania, w których wszystko idzie jak po grudzie, też potrafią wygrywać. To bardzo cenne doświadczenie.
Patrzę na tabelę i przypominam sobie naszą rozmowę przed startem rundy i pana odpowiedź na pytanie, czy dwanaście punktów to dużo czy mało. Stwierdził pan wtedy, że bardzo dużo. Dzisiaj do Łódzkiego Klubu Sportowego tracicie już tylko cztery punkty.
- Forma, jaką ŁKS prezentował w rundzie jesiennej, była bardzo wysoka. To był zespół, który regularnie kompletował zwycięstwa i tracił mało bramek. My wierzyliśmy, że ta strata jest do odrobienia, ale musimy zawsze podchodzić do wszystkiego zdroworozsądkowo. W sytuacji, gdy we wszystkich dotychczasowych meczach rundy wiosennej straciliśmy tylko cztery punkty, a ŁKS pogubił ich znacznie więcej, sytuacja robi się coraz bardziej wyrównana. Na nasze nieszczęście bardzo dobrą formę prezentuje ostatnio Finishparkiet, który regularnie zdobywa punkty i gra naprawdę dobrą piłkę. Najważniejsze, że mamy przed sobą te bezpośrednie mecze, które myślę, że sporo namieszają jeszcze w tabeli oraz w sferze psychologicznej. Zespoły, które je wygrają, dostaną takiego psychologicznego kopniaka i liczę, że będziemy to właśnie my.
Napastnicy się nam odblokowali. Zarówno "Okoń", jak i "Krzywy" zaczęli trafiać. To już ich optymalna dyspozycja czy możemy spodziewać się po nich jeszcze więcej?
- Wierzę, że wszyscy będą szli jeszcze do przodu. Przede wszystkim do tego, żeby napastnik dobrze grał, oprócz swojej ciężkiej pracy, musi mieć wsparcie drużyny i trafiać regularnie. Z tego jest rozliczany. Jeżeli nie wykorzysta jednej, drugiej czy trzeciej sytuacji, uruchamia się blokada psychologiczna u tych zawodników. Jedynym, który nie ma takiej blokady jest Kamiński (śmiech). To jest chłopak, który pod względem psychologicznym jest ciekawym materiałem do analizy. Ale ci, o których rozmawialiśmy, mieli z tym pewien problem. Trafili do wielkiego klubu, gdzie wymaga się od nich bardzo dużo, gdzie jest się pod ciągłą presją i nie ma miejsca na błędy. Oni będą szli do przodu i to dopiero początek, próbka ich możliwości. Wierzę w nich, wierzę w cały mój zespół.
A jak zdrowie Piotrka? W środę wyglądał bardziej jak zawodnik z gali MMA niż piłkarz.
- Czekamy na informacje, bo akurat ci dwaj, których chwalimy, w starciu z Huraganem ucierpieli. Krzywicki ma uraz kolana, a Piotrek Okuniewicz ma krwiak w głowie. Sytuacja jest jednak opanowana i po krótkiej przerwie, może nawet jednodniowej, powinien wrócić do gry. A do tego jeszcze ma zbite żebra i mięsień czworogłowy po sytuacji, w której zawodnik rywali powinien obejrzeć żółtą kartkę. Piotrek bardziej wygląda jak po starciu z Kliczką, niż starciu z Huraganem.
Gra Huraganu była chwilami bardzo ostra. Nie za ostra?
- Wiadomo, że starali się swoje braki piłkarskie nadrabiać innymi elementami. Myślę, że gdyby pojawiło się kilka szybkich sygnałów mówiących o tym, co wolno, a czego nie wolno na boisku, to wszystko wyglądało by zupełnie inaczej. A tak, był to trochę kiepski spektakl do oglądania.
W drugiej połowie na boisku pojawił się Yudai Ogawa. Jak przebiega aklimatyzacja zawodnika z Kraju Kwitnącej Wiśni?
- Po umiejętnościach indywidualnych Yudaia spodziewałem się, że jego aklimatyzacja przebiegnie zdecydowanie szybciej. On potrafi naprawdę dużo zrobić z piłką, ale żeby to powtórzyć w meczu, musi jeszcze wkomponować się w grę zespołu, a z tym jest lekki problem. Czeka nas jeszcze trochę pracy, ale w końcu dojdzie do oczekiwanego efektu.