Józef Młynarczyk: Wszyscy, od góry do dołu, mieli wkład w te sukcesy
Ładowanie...

Global categories

20 April 2018 16:04

Józef Młynarczyk: Wszyscy, od góry do dołu, mieli wkład w te sukcesy

Legendarny bramkarz Widzewa przyznaje, że jego zespół dotarł w 1983 r. do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych m.in. dzięki znakomitej atmosferze panującej w całym klubie.

W 1983 roku los drugi raz w historii skojarzył na arenie międzynarodowej Widzew i Juventus Turyn. Z pierwszej potyczki zwycięsko wyszli czerwono-biało-czerwoni. Stara Dama zapamiętała tę rywalizację bardzo dobrze. W konsekwencji zdecydowała się nawet wyciągnąć z Łodzi Zbigniewa Bońka. Według słów Andrzeja Grębosza "Zibi" nie pozwoliłby, żeby Juve zlekceważyło Widzew. Ale na powodzenie "bianconerich" w półfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych złożyły się też inne czynniki, w tym paradoksalnie… renoma łódzkiego klubu.

- Byliśmy wtedy zespołem rozpoznawalnym. Dużo się o nas pisało. A Juventus nie był już tym Juventusem, z którym grało się po raz pierwszy. To był czas, w którym skauci rywali jeździli już za nami, analizowali naszą grę. Drugi raz taka firma nie mogła popełnić błędu i dać się wyeliminować. Dodatkowo Włosi mieli w drużynie Zbyszka Bońka. Ostatecznie przegraliśmy, ale po walce i dobrych spotkaniach. Nikt nie miał do nas pretensji. Wręcz przeciwnie. Po tym dwumeczu wypowiadano się o nas z wielkim szacunkiem - wspomina Józef Młynarczyk, znakomity przed laty bramkarz Widzewa.

Mimo porażki z Juventusem łodzianie odnieśli w sezonie 1982/1983 olbrzymi sukces, dochodząc do półfinału najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych na świecie. Co więcej, zaszli tak daleko, odprawiając wcześniej z kwitkiem utytułowane marki jak Rapid Wiedeń czy przede wszystkim Liverpool FC, znaczący w piłce nożnej wówczas tyle, co obecnie Real Madryt. Za świetnymi wynikami stały widzewski charakter i nieprzeciętne umiejętności piłkarzy, ale też odpowiednie przygotowanie taktyczne trenera Władysława Żmudy.

- Warto wspomnieć o całej drużynie. Mieliśmy świetny zespół i znakomitą atmosferę w szatni - podobnej nie przypominam sobie w całej mojej karierze. To nas wszystkich budowało. Trzeba to podkreślić. Duży szacunek należy się też trenerowi Żmudzie, z którym udało nam się zajść tak daleko. To był znakomity taktyk. Wielka jest jego zasługa w naszych kolejnych awansach. On nad tym wszystkim ciężko pracował i odpowiednio nas przygotowywał - wyjaśnia znakomity przed laty bramkarz, który po Puchar Europy sięgnął w końcu w barwach FC Porto w 1987 roku.

Młynarczyk podkreśla jednak, że wkład w atmosferę, a co za tym szło - sukcesy klubu, mieli wówczas również działacze i pracownicy administracji, którzy z samą rywalizacją sportową na boisku nie mieli wiele wspólnego. - Dochodziło do tego całe biuro. Ale od góry, czyli prezesa Sobolewskiego i Stefana Wrońskiego do samego dołu. Trzeba o tym przypominać, o paniach z księgowości i sekretariatu - wszyscy mieli wpływ na nasze sukcesy. Jak na tamte czasy, to aż nie chciało się czasem wierzyć, że można tak dobrze dobrać ludzi na każdym szczeblu, żeby wszystko w ten sposób funkcjonowało - zaznacza wielokrotny reprezentant Polski i brązowy medalista mistrzostw świata z 1982 roku.