LEGIA - WIDZEW
Historia
Gdy trzy gole to było za mało na Legię…
Kibice RTS-u bardzo dobrze pamiętają (ci w średnim wieku i starsi), albo wiedzą z opowiadań (ci młodsi) o słynnym meczu z 18 czerwca 1997 roku, gdy łodzianie wygrali z Legią na jej stadionie po trzech golach strzelonych dosłownie w ostatnich minutach gry i zwycięstwem 3:2 zapewnili sobie drugi z rzędu tytuł mistrzów Polski.
15 lat wcześniej Widzew również bronił mistrzowskiego tytułu i wtedy też zagrał w rundzie wiosennej na stadionie rywala ze stolicy. Do tego spotkania łodzianie przystępowali w bardzo dobrych nastrojach, bo po bardzo dobrym starcie do wiosny 1982 roku (3 zwycięstwa i remis) zajęli pozycję lidera z przewagą jednego punktu nad Śląskiem i Pogonią. Legia, ze stratą 5 „oczek” do RTS-u, była dopiero ósma w stawce.
Pozycje obu drużyn w tabeli zdawał się potwierdzać początek spotkania, bo Widzewiacy po 24 minutach gry prowadzili już 2:0 po atomowym strzale Krzysztofa Surlita z 26. metra oraz celnej dobitce Marka Filipczaka po kolejnym mocnym uderzeniu Surlita.
Jednak… „Łodzianie zbyt szybko uwierzyli w łatwe zwycięstwo, gdyż przy stanie 2:0 obrońcy grali nonszalancko, stawiając dwa razy Młynarczyka w trudnej sytuacji” – pisano w relacji z tego meczu w „Głosie Robotniczym”. Z tych opałów golkiper Widzewa jeszcze wyszedł obronną ręką, ale wkrótce legioniści strzelili mu dwa gole i w 43. minucie było już 2:2.
Gdy dwie minuty później, tuż przed zejściem do szatni Filipczak po raz drugi zdobył bramkę dla Widzewa, a ten ponownie objął prowadzenie (3:2), wydawało się, że łodzianie już nie popełnią więcej błędów.
Nic z tego. Po przerwie gospodarze ruszyli do ataku i po raz kolejny wykorzystali niefrasobliwą grę Widzewiaków w obronie. Szybko odrobili straty po strzale Henryka Miłoszewicza na 3:3, a potem dopisało im szczęście, gdy Piotr Romke nie wykorzystał sytuacji na sam z bramkarzem Legii.
Wojskowi za to złapali wiatr w żagle i wykorzystując brak koncentracji łodzian oraz kontuzję ich lidera – Zbigniewa Bońka - strzelili im na ich własne życzenie dwa kolejne gole po celnych uderzeniach Krzysztofa Adamczyka. „Dwukrotnie prowadzili ale przegrali!" – tak brzmiał tytuł relacji z tego spotkania we wspomnianym „Głosie Robotniczym”.
Porażka 3:5 na stadionie Legii była zaskoczeniem dla kibiców i dziennikarzy, bo wtedy Widzew we wcześniejszych meczach prezentował „dobry i spokojny futbol” jak pisano. Potraktowano to jako wypadek przy pracy. I słusznie, bo na koniec sezonu Widzew Łódź był pierwszy w tabeli, z drugim mistrzowskim tytułem na koncie.
Oby w najbliższym meczu łodzianie strzelili na stadionie Legii tyle bramek co w 1982 roku, ale w defensywie zagrali tak skutecznie jak w ostatnich ligowych występach, a nie jak podczas spotkania opisanego powyżej.
Bilans meczów Widzew Łódź – Legia Warszawa:
Ekstraklasa: 69 (18-19-32) 62-105*
Eliminacje do ligi: 2 (0-1-1) 3-5
Puchar Polski: 8 (0-0-8) 5-16
Puchar Ligi: 1 (1-0-0) 1-0
Superpuchar Polski: 1 (0-0-1) 1-2
Ogółem: 81 (19-20-42) 72-128
* podano po kolei liczbę meczów, zwycięstw - remisów - porażek i bilans bramek.