Dziewięciu przeciw wszystkim
Ładowanie...

LECH - WIDZEW

Historia

25 November 2023 12:11

Dziewięciu przeciw wszystkim

Nie, to nie tytuł jakiegoś westernu lub kina akcji z udziałem Arnolda Schwarzeneggera lub Jasona Stathama. W takiej sytuacji znaleźli się kiedyś piłkarze Widzewa Łódź, gdy w Poznaniu grali ligowym mecz z miejscowym Lechem…

To była końcówka sezonu 1999/00, który zarówno łodzianie, jak i poznaniacy zaczynali występami w europejskich pucharach. Jednak w lidze obu zespołom już nie szło tak dobrze.

 

Widzew i Lech na półmetku rywalizacji w Ekstraklasie zajmowali odpowiednio 13. i 15. miejsce na szesnaście drużyn. Wiosną 2000 roku dla obu klubów szykowała się trudna walka o utrzymanie, ale Widzewiacy szybko zaczęli wygrywać i punktować, dzięki czemu na początku maja byli już pewni pozostania w stawce.

 

Lechici znajdowali się w o wiele gorszej sytuacji. Wiosną zalegli na ostatniej pozycji w tabeli i z takiej przystępowali do meczu z Widzewem, z nadzieją, że niewalczący już o nic piłkarze RTS-u nie będą zmotywowani do gry przeciwko nim.

 

Zresztą już na kilka dni przed spotkaniem zaczęły krążyć plotki o tym, kto na pewno odniesie zwycięstwo (Lech), a kto odpuści mecz (Widzew). Te pogłoski podgrzewał jeszcze fakt, że w poznańskim klubie działał wtedy Andrzej Grajewski, wcześniej przez lata związany z łódzkim Klubem jako sponsor i współwłaściciel.

 

Jakież było zdziwienie nie tylko jego, gdy, mimo szybkiego objęcia prowadzenia przez gospodarzy, to Widzewiacy schodzili na przerwę z prowadzeniem 3:1 po dwóch golach Rafała Pawlaka i jednym Daniela Bogusza. Kiedy osiem minut po przerwie Sławomir Gula podwyższył na 4:1, wydawało się, że jest po meczu.

 

Jednak wtedy w głównej roli wystąpił prowadzący zawody sędzia Zygmunt Ziober z Przemyśla. Najpierw gola na 2:4 strzelił były zawodnik łódzkiej drużyny, Marek Szemoński. To była 57. minuta spotkania.

 

Jedenaście minut później na boisku się zagotowało. Sędzia dopatrzył się faulu Macieja Stolarczyka (na zdjęciu powyżej) w polu karnym na jednym z rywali i bez namysłu odgwizdał jedenastkę, natomiast obrońcy drużyny Widzewa pokazał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

 

Nie tylko piłkarze łódzkiego zespołu byli zszokowani decyzją arbitra, bo również gospodarze ze zdziwieniem patrzyli na jego werdykt. Zaczęły się przepychanki, pretensje łodzian pod adresem sędziego Ziobera, który nie omieszkał z tego skorzystać i pokazał czerwoną kartkę kolejnemu obrońcy - Piotrowi Mosórowi.

 

Tego już było za wiele. - Widziałem co się dzieje na boisku - dwie czerwone kartki, potem przepychanki z Maćkiem Stolarczykiem, które spowodowały opuszczenie boiska przez mój zespół. Nie mogłem na to pozwolić, by cały wysiłek chłopaków poszedł na marne, a sędzia odgwizdał walkower dla Lecha. Zawodnicy w tych okolicznościach nie chcieli wracać na boisko, byli niezwykle wzburzeni - tak tamte wydarzenia w wywiadzie tuż po meczu opisywał Jan Żurek, trener łódzkiej drużyny, który w tej roli debiutował właśnie podczas spotkania w Poznaniu.

 

Był to szkoleniowy debiut na trenerskiej ławce Widzewa, który przeszedł do historii, bo Janowi Żurkowi udało się przekonać swoich zawodników, by wrócili na boisko. Lechici wprawdzie strzelili tego karnego na 3:4, ale później przez niemal pół godziny gry nie potrafili zdobyć kolejnych bramek.

 

Tymczasem po jednej z kontr Sławomir Gula przelobował bramkarza Lecha i było już 5:3 dla Widzewa. Wprawdzie sędzia Zygmunt Ziober doliczył jeszcze osiem minut gry, ale to też gospodarzom nie pomogło. Przegrali, mimo że mieli za sobą niemal wszystkich na stadionie, bo warto wspomnieć, że w przepychance z zawodnikami łódzkiej drużyny na boisku wzięli udział miejscowi ochroniarze, którzy wywodzili się najbardziej aktywnej grupy kibiców… Lecha.

 

Bilans meczów Widzew Łódź - Lech Poznań:

Ekstraklasa: 68 (19-29-20) 84-91*

Puchar Polski: 3 (1-2-0) 4-2

Ogółem: 71 (20-31-20) 88-93

 

* podano po kolei liczbę meczów, zwycięstw - remisów - porażek i bilans bramek.