Braki techniczne i polskie zoo
Ładowanie...

STAL - WIDZEW

Historia

22 July 2024 11:07

Braki techniczne i polskie zoo

Trenerski los bywa przewrotny, a przykładów na to możemy znaleźć wiele w historii piłki nożnej. Również w tej związanej z Widzewem Łódź.

Lato 1994 roku. Trzydzieści lat temu. Na stadionach w USA dopiero co zakończył się mundial, w którego finale Brazylijczycy pokonali w rzutach karnych Włochów i zdobyli swoje czwarte mistrzostwo świata. Trochę wcześniej po raz piąty w historii polskiej Ekstraklasy po tytuł sięgnęła Legia, ale w nowym sezonie kilku rywali miało wielką chęć odebrać go Wojskowym.

 

Głównym konkurentem dla stołecznej drużyny okazał się Widzew. Łodzianie pod wodzą trenera Władysława Stachurskiego (na zdjęciu powyżej), w przeszłości jednego z czołowych piłkarzy… Legii, rozpoczęli sezon od efektownej wygranej 4:0 w Poznaniu z Wartą, a następnie zwycięstwa 2:1 nad Stomilem Olsztyn. W dwóch kolejnych spotkaniach czerwono-biało-czerwoni zatracili skuteczność (0:2 z Olimpią Poznań oraz 0:0 z GKS-em Katowice) i w piątej serii gier szansy na przełamanie pojechali poszukać w Mielcu.

 

Trenerem miejscowej Stali był wtedy… Franciszek Smuda i zdaniem ekspertów to jego zespół miał większe szanse na zgarnięcie kompletu punktów. Na boisku wyglądało to jednak inaczej. Już na początku Bogdan Pikuta strzałem głową pokonał Bogusława Wyparłę, a przy tej bramce również tą częścią ciała asystował Wojciech Małocha. Był to rosły napastnik, który wiosną 1994 roku trafił do Widzewa z Polonii Głubczyce.

 

Małocha jako gracz ataku miał jednak jedną, ale kluczową wadę: był wyjątkowo nieskuteczny. Jak już strzelił swojego pierwszego gola dla RTS-u w domowym meczu z Hutnikiem, to wynik tego spotkania został zweryfikowany z remisu 1:1 na walkower na korzyść Widzewa. Wracając do starcia w Mielcu, to po jego zakończeniu łódzcy dziennikarze dopytywali Stachurskiego o ocenę tego zawodnika, na co szkoleniowiec im odpowiedział: - Panowie, przecież sami widzicie, jakie ten chłopak ma jeszcze braki techniczne…

 

Władysław Stachurski niezbyt chwalił swoich podopiecznych, mimo że ci ostatecznie wygrali ze Stalą 2:1 po ładnym uderzeniu pod poprzeczkę w wykonaniu Ryszarda Czerwca. Ten pomocnik słynął z tego typu strzałów, ale trener Widzewa nie omieszkał też wytknąć mu kilku innych wyczynów na boisku w Mielcu. Między innymi tego, że jako reprezentant Polski nie powinien kilka razy podawać piłki do… bramkarza, a za głupotę uznał jej wykop w trybuny, gdy jego zespół miał wykonywać rzut rożny. W laurce wystawionej przez szkoleniowca Ryszardowi Czerwcowi jak widać nie pomogła efektowna bramka.

 

Mielczanie nie zagrali wtedy złego spotkania, ale ostatecznie zostali pokonani przez Widzewiaków. Zdaniem Franciszka Smudy na własne życzenie. - Przecież pierwszą bramkę straciliśmy zupełnie frajersko. Nie jestem co prawda bramkarzem, ale wychodzę na boisko i łapię tę piłkę "uszami". Zbyt często tracimy takie gole. Ja nazywam to "polskim zoo" - mówił wtedy w swoim stylu trener Stali, który jeszcze w tym samym sezonie zastąpił Stachurskiego na stanowisku pierwszego szkoleniowca zespołu Widzewa.

 

Działo się to już wiosną 1995 roku - niedługo po tym, gdy prowadzona przez Smudę Stal niespodziewanie zremisowała 1:1 Łodzi. Potem przyszły kolejne straty punktów, w międzyczasie mielecki klub rozstał się ze swoim trenerem, który długo nie zastanawiał się nad propozycją od włodarzy Widzewa. I od razu zaczął tworzyć zespół RTS-u na własną modłę. Nadal z Ryszardem Czerwcem w składzie, ale już bez Wojciecha Małochy, z którego szybko zrezygnował.

 

Bilans meczów Widzew Łódź - Stal Mielec:

Ekstraklasa: 38 (15-17-6) 49-38*

Puchar Polski: 2 (2-0-0) 4-1

Puchar Ligi: 1 (1-0-0) 1-0

Ogółem: 41 (18-17-6) 54-39

 

* podano po kolei liczbę meczów, zwycięstw - remisów - porażek i bilans bramek.

 

fot. Włodzimierz Sierakowski / 400mm.pl