Global categories
Zapracuję na przedłużenie kontraktu - rozmowa z Michałem Millerem
Marcin Olczyk: Za tobą bardzo udany sezon, zakończony z dorobkiem 18 strzelonych bramek i awansem do II ligi. Ty jednak zostajesz na tym samym poziomie rozgrywkowym w Widzewie Łódź. Skąd taka decyzja?
Michał Miller: Rozmawiałem po sezonie z prezesem Finishparkietu, który sam nakłaniał mnie do zmian. Nie dogadaliśmy się w kwestiach finansowych, więc życzył mi po prostu powodzenia. Sam chciałem też już trochę zmienić otoczenie, odmienić swoje życie. Doszedłem do wniosku, że przenosiny do Łodzi, do nowego klubu, będą dla mnie dobrym rozwiązaniem. Nie bez wpływu była cała otoczka, kibice i atmosfera wokół Widzewa. Chciałem brać w tym udział.
W minionym sezonie zrobiłeś wszystko, żeby kibice Widzewa bardzo dobrze cię zapamiętali. Bramki decydujące o zwycięstwach zdobyłeś w obu spotkaniach z czerwono-biało-czerwonymi. Czy gra przeciwko Widzewowi wyzwalała w tobie i kolegach dodatkową motywację?
- Oczywiście. Każdy piłkarz marzy o rozgrywaniu takich meczów, przy takiej publiczności. Na to pracujemy przez całą karierę. Gra na oczach 15 tysięcy kibiców to wspaniała sprawa. Żadne dodatkowe bodźce nie są wówczas potrzebne. Dla każdego z nas była to ważna rywalizacja, chociażby dlatego, żeby móc sobie udowodnić, że jesteśmy coś warci.
Czy w takim razie wiosenny mecz z Widzewem na nowym stadionie w Łodzi miał wpływ na twoją decyzję o transferze?
- Tamten dzień miał chyba nawet decydujący wpływ. Wcześniej i później dostałem wiele innych propozycji, ale atmosfera stadionu Widzewa mnie przekonała. Doszedłem do wniosku, że dla czegoś takiego warto się poświęcić i przenieść do zupełnie nowego otoczenia.
Czy wśród tych ofert były propozycje z wyższych lig?
- Miałem zapytania z II ligi, były też ciekawe oferty z III lig, ale w porównaniu z Widzewem były one po prostu słabe.
Rozumiem, że z władzami Widzewa dogadać się nie było trudno?
- Absolutnie. Włodarze klubu od początku zrobili na mnie dobre wrażenie. Czułem się doceniony, ważny i potrzebny. Od początku do końca traktowano mnie po prostu jako dobrego piłkarza. Dzięki takiemu podejściu szybko się dogadaliśmy.
Miałeś już okazję rozmawiać z trenerem Cecherzem? Wiesz coś więcej na jego temat?
- Ze szkoleniowcem kontakt na razie miałem tylko przez wiceprezesa Przemysława Klementowskiego. Praca z trenerem Cecherzem to dla mnie duża niewiadoma, jestem jego bardzo ciekaw, ale pracowałem już z wieloma fachowcami, więc jestem dobrej myśli.
Jak w takim razie oceniasz współpracę ze Sławomirem Majakiem, ważnym piłkarzem w historii Widzewa, a obecnie szkoleniowcem Finishparkietu Nowe Miasto Lubawskie?
- Według mnie trener Majak to bardzo dobry szkoleniowiec - zwłaszcza jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne i prowadzenie treningów, ale przede wszystkim budowanie atmosfery w szatni. Zrobił na mnie dobre wrażenie, żyliśmy w bardzo dobrych relacjach. Ta granica między trenerem a piłkarzami czasami się nawet zacierała i stanowiliśmy grupę dobrych przyjaciół. Miało to, moim zdaniem, duży wpływ na wywalczenie awansu, bo umiejętnościami chyba trochę odstawaliśmy od klubów bijących się z nami o wygranie ligi. Nadrobiliśmy atmosferą i relacjami wewnątrz zespołu, co było właśnie wielką zasługą trenera.
Nie było w czasie tej walki o awans momentów zwątpienia?
- Ważne było to, że na nas nie ciążyła żadna presja. W głowach mieliśmy tylko to, że możemy być lepsi od takich marek, jak Widzew, ŁKS czy Legia II. To było coś pięknego, co skutecznie motywowało nas do ciężkiej pracy. Dzięki temu udało nam się wywalczyć awans.
W Widzewie presja nie będzie przeszkodą? Kibice będą mocno liczyć na twoje bramki.
- Zdaję sobie sprawę, ze presja będzie ogromna, ale jestem typem zawodnika, którego to motywuje. Nie lubię grać o tzw. "pietruszkę". Bardzo nie lubię przegrywać i nie ma znaczenia, czy jest to mecz mistrzowski czy zwykła gierka na treningu. A co do zdobywania bramek, to zrobię co w mojej mocy, aby nie zawieść nadziei kibiców, chociaż nie jestem typem zawodnika, który będzie za wszelka cenę dążył do strzelania bramek. Na boisku jest nas jedenastu i jeżeli wypracuję bramkę koledze to będę chyba jeszcze bardziej zadowolony.
Kibiców Widzewa niepokoić może groźba twojego zawieszenia. W trakcie sezonu wywołałeś spore zamieszanie, podpisując kontrakt z OKS-em Sokołem Ostróda, co sprawiło, że formalnie miałeś w jednym momencie dwie ważne umowy. Co dalej z tą sprawą?
- Po decyzji Związku złożyłem odwołanie wyjaśniające. Niedługo później w PZPN-ie odbyła się rozprawa dotycząca unieważnienia kontraktu z klubem z Ostródy i Komisja ten kontrakt unieważniła ze skutkiem natychmiastowym, bez możliwości odwołania. Potwierdzenie musiałem dosłać do mojego odwołania, co od razu uczyniłem. Jestem więc dobrej myśli. Związek powinien wziąć ten fakt pod uwagę, ponieważ w przypadku kontraktu z Sokołem prawo powinno działać wstecz i od początku powinien on zostać uznany za nieważny. Dlatego liczę na pozytywne zakończenie sprawy.
Jak w ogóle doszło do tego zamieszania?
- Wolałbym nie wdawać się w szczegóły. Doszło do kilku nieporozumień, wynikających między innymi z chwilowych komplikacji, związanych chociażby z tym, że kończył się mój kontrakt. Moja przyszłość była niepewna, a że urodziła mi się córka, musiałem myśleć o zabezpieczeniu przyszłości. Za bardzo zaufałem pewnym osobom, zupełnie niepotrzebnie, i musiałem później swoje odcierpieć.
Kiedy sprawa może się zakończyć? Jest wyznaczony termin sprawy odwoławczej czy posiedzenia, na którym poznasz ostateczną decyzję Związku?
- Nie mam pojęcia, kiedy będzie ostateczna decyzja. Próbowałem się czegoś dowiadywać, ale nikt nie udziela w tej sprawie informacji. Sam chciałbym już wiedzieć, na czym stoję, żeby móc się spokojnie przygotowywać do sezonu.
Wróćmy w takim razie do kwestii sportowych. W tym sezonie staniesz przed szansą obrony tytułu i wygrania drugi raz z rzędu rozgrywek III ligi.
- Zgadza się. Jest to dla mnie na pewno kolejne nowe wyzwanie, a ja wyzwania bardzo lubię. Myślę, że motywacji i chęci do pracy na pewno mi nie zabraknie. W każdym meczu chcę wygrywać, bardzo nie lubię przegrywać i zrobię wszystko, żeby takich nieprzyjemnych sytuacji było jak najmniej. Liczę, że tym razem będzie awans z kontynuacją. Widzew stać na kolejne awanse, a ja mam nadzieję mieć w tym swój udział.
Kontrakt zapowiada długoterminową współpracę. Wypełnisz go do końca?
- Taki mam zamiar. Staram się bardzo poważnie podchodzić do moich obowiązków. Mam nadzieję, że kibice i zarząd będą z mojej postawy zadowoleni. Obym zapracował nie tylko na wypełnienie tego kontraktu, ale i na jego przedłużenie w przyszłości. Chciałbym osiągać sukcesy z Widzewem.
Znasz któregoś z obecnych piłkarzy Widzewa? Słyszałeś coś więcej na temat drużyny i pracy w tym klubie?
- Dużo słyszałem od Jakuba Szarpaka z uwagi na powiązania jego taty z Widzewem. Koledzy z szatni opowiadali też o swoich znajomościach z piłkarzami Widzewa, ale osobiście obecnych zawodników klubu z al. Piłsudskiego nie znam.
Poznasz ich więc na pierwszym treningu. 28 czerwca możemy spodziewać się ciebie w Łodzi?
- Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, tak powinno być. Mam do załatwienia kilka spraw organizacyjnych, z przeprowadzką całej rodziny na czele, ale w przeciągu tygodnia powinienem być w stanie to załatwić.
Czyli przeprowadzasz się na stałe do Łodzi? Nie ma mowy o dojazdach?
- Zgadza się. Nie chcę, żeby cokolwiek innego zaprzątało mi w pracy głowę. To, co robię, chcę robić dobrze, a że kontrakt jest dwuletni, to jasno określa moją najbliższą przyszłość. Dlatego będę na miejscu, by w pełni poświęcić się Widzewowi.