Global categories
Wzloty i upadki rundy jesiennej - podsumowanie
„Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem, dla ciebie Widzewie tutaj przyjechałem…” głosi jedna z przyśpiewek, prezentowana głównie na wyjazdach, ale również do #SerceŁodzi pasuje idealnie. Chodząc przed kolejnymi meczami w okolicach stadionu widzi się bowiem ludzi z całej Polski. Dla Widzewa nie ma barier kilometrów, ściągają tutaj kibice ze wszystkich zakątków, niech zabrzmi to górnolotnie, świata. Dzieje się to niezależnie od wyników.
Miniona runda była pełna wzlotów i upadków, ale też wiary oraz walki do końca. Było wszystko, za co kocha się piłkę. Dlatego teraz, parafrazując klasyczny wstęp, wypowiadany przez Andrzej Twarowskiego przed komentowanymi meczami ligi angielskiej: „Siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i czytamy…”
Runda jesienna w liczbach
Drugi sezon w III lidze, grupie pierwszej rozpoczął się 5 sierpnia i zakończył w przedostatnią sobotę listopada. W ciągu 105 dni zmagań ligowych Widzew Łódź rozegrał siedemnaście kolejek, w których dziesięciokrotnie zwyciężał, dwukrotnie uznawał wyższość rywala oraz pięciokrotnie dzielił się z przeciwnikiem punktami. Pod względem zdobytych bramek czerwono-biało-czerwoni (32 gole) plasują się na najniższym stopniu podium zaraz za prowadzonym przez trenera Marcina Płuskę Pelikanem Łowicz (34 trafienia), który skuteczny bywa zwłaszcza w meczach na swoim terenie (dwadzieścia pięć domowych do dziewięciu wyjazdowych bramek), oraz Victorią Sulejówek (36 goli), czarnym koniem tych rozgrywek, który miał okazję urwać punkty kilku pretendentom do tytułu mistrza jesieni. Warto podkreślić, że łódzka drużyna posiada najszczelniejszą defensywę w lidze - straciła tylko trzynaście bramek.
Nie tak miało być
Jednak po powiewie optymizmu przychodzi moment weryfikacji przedsezonowych planów. Ten nastąpił już podczas wyjazdowego meczu z beniaminkiem, Victorią Sulejówek, gdzie swoją ostatnią szansę miał trener Przemysław Cecherz. Inauguracyjne starcie zakończyło się przegraną 1:2 i pożegnaniem szkoleniowca. Kolejne mecze drużyny z Sulejówka pokazały jednak, że to nie był wypadek przy pracy, a powtarzalność, dzięki której drużyna z podwarszawskiej miejscowości uplasowała się w górnej części tabeli, na 6. miejscu. Przed sezonem mało kto się tego spodziewał, lecz Victoria pokazała pazur i powalczyła z tymi, którzy pretendują do awansu lub przynajmniej zajęcia miejsca w górnej części stawki. Później, na trzy kolejki przed końcem rundy do Łodzi zawitał ŁKS 1926 Łomża i pokonał ekipę trenera Franciszka Smudy 2:1. W historii nowego stadionu był to pierwszy mecz, w którym czerwono-biało-czerwoni stracili dwie bramki. Do tej pory widzewiacy wyciągali piłkę z siatki maksymalnie raz w ciągu dziewięćdziesięciu minut.
- Kiedyś odwracało się takie wyniki. Tym razem zabrakło nam umiejętności wykończenia sytuacji bramkowych i umiejętności czysto piłkarskich. To był taki mecz, w którym sam się zastanawiałem, co się stało. Szczególnie w pierwszej połowie, gdy nie stwarzaliśmy sobie sytuacji bramkowych. W drugiej części rzuciliśmy wszystko na jedną szalę, ale przeciwnicy postawili już na defensywę - podsumował spotkanie z łomżyńską drużyną na konferencji prasowej trener gospodarzy. Dwie przegrane w tej rundzie są solą w oku widzewiaków walczących o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Pozostaje mieć nadzieję, że to ostatnie tego typu wpadki.
Podczas słabszych momentów na stadionach często można spotkać bardzo ciekawe zjawisko, które jest jednym z elementów kibicowania - chodzi o opinie tysięcy "trenerów" chcących podpowiedzieć swoim zawodnikom jak najlepsze rozwiązanie prowadzące do zdobycia gola. Wystarczy wsłuchać się w atmosferę, by usłyszeć krzyki: "Podaj!", "Graj szybciej!", "Przerzuć na lewą, tam biegnie niekryty…". Później przychodzi moment zmiany rezultatu i atmosfera również zmienia się diametralnie. Od ogromnego zdenerwowania do pełnej euforii. Trudno gdziekolwiek indziej spotkać taką mieszankę emocji.
Remisy szczęścia nie dają
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" - głosi polskie przysłowie, które w znacznym stopniu oddaje przebieg początku sezonu. Zimny prysznic w pierwszej kolejce przyniósł sześć kolejnych wygranych z rzędu, w których widzewiacy stracili tylko jedną bramkę. Starcia kolejno: ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, Wartą Sieradz, Sokołem KONSPORT Aleksandrów Łódzki, MKS-em Ełk, Legią II Warszawa oraz Olimpią Zambrów budziły wielki optymizm w sercach "Czerwonej Armii". Częściej pytano nie o to, czy wygra Widzew, ale jakim stosunkiem bramek. To była piękna seria. Życie kibica nie składa się jednak z samych zwycięstw. Po czasie pojawił się niepokój i obawa o zespół, gdy po mocnym początku przytrafiać zaczęły się dość nieoczekiwane remisy. Pierwszy podział punktów nastąpił w rywalizacji z pechowym dla widzewiaków Kaczkanem Huraganem Morąg. W poprzednim sezonie porażka z tą drużyną przesądziła o losach trenera Płuski. W tym - zatrzymała zwycięski marsz podopiecznych Franciszka Smudy.
Wydawać mogło się, że to wypadek przy pracy, lecz takich - z perspektywy drużyny walczącej o awans - "wpadek" było jeszcze kilka. Ostatnia, w kolejce kończącej rundę jesienną, z Sokołem Ostróda. Widzew ma często pod górkę z drużynami prowadzonymi przez Sławomira Majaka (w zeszłym sezonie porażka 0:1 z Finishparkietem Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie). Jedyna wygrana z drużyną prowadzoną przez byłego widzewiaka miała miejsce 30 października 2016 roku w starciu z MKS-em Ełk). Największą sensację wzbudził jednak brak rozstrzygnięcia spotkania z ligowym beniaminkiem - Rolimpexem GKS-em Wikielec, który goście zremisowali 2:2. Poza wymienionymi remisami, również dwie warszawskie batalie zakończyły się podziałem punktów, najpierw w domu z Ursusem Warszawa, później na spektakularnym kibicowskim wyjeździe, na oczach prawie 2000 sympatyków Widzewa, z Polonią Warszawa. Spotkanie przy Konwiktorskiej 6 mogło zakończyć się porażką, jednak łodzianie pokazali, że potrafią się postawić i mimo trudnych warunków wyrównać stan meczu. Paradoksalnie, mając na uwadze słowa napisane kilka zdań wcześniej, warto cieszyć się nawet z takich pojedynczych punktów, gdyż w ostatecznym rozrachunku może ich komuś zabraknąć - punkt to punkt.
To idzie młodość?
W trakcie przygotowań do rundy jesiennej sezonu 2017/2018 nastąpiło kilka roszad kadrowych - do zespołu trafili między innymi Kacper Falon oraz Marcin Pigiel - dwaj młodzi i perspektywiczni gracze. Obaj to wychowankowie Jagiellonii Białystok. Pierwszy z nich jest ofensywnym pomocnikiem, drugi to lewy obrońca. Początek rundy dla obu nie był zbyt udany. Falon grał bardzo mało, bo brakowało dla niego miejsca (musiał je dzielić z Adamem Radwańskim lub Mateuszem Osztaszewskim). Pigiel potrzebował czasu, by wskoczyć na odpowiedni poziom. Tak było na początku rundy, potem obaj odwrócili losy swojej widzewskiej kariery.
Marcin Pigiel zaczął budować swoje nazwisko w drużynie, zaczynając od coraz lepszej postawy na boisku - poprzez żelazne płuca, aby mieć siłę biegać przez 90 minut od linii do linii, a kończąc na coraz lepszych dośrodkowaniach. W trakcie rundy stawał się lepszym zawodnikiem, był idealnym przykładem rozwoju w krótkim czasie. W każdej minucie starał się pokazać, że zasługuje na miejsce w składzie.
Kacper Falon natomiast dostał swoją szansę trochę później i od razu pokazał, że może być wartościowym "jokerem". W czwartej lidze Widzew miał Sebastiana Kaczyńskiego, który potrafił praktycznie pierwszy kontakt z piłką po wejściu na murawę zamieniać na bramkę. Podobną charakterystyką w trzecioligowym Widzewie pochwalić może się Falon. Kilkukrotnie, wchodząc z ławki, odmieniał obraz gry, jeśli nie strzelonym golem to ciągiem na bramkę lub dobrymi, otwierającymi podaniami. Kibice Widzewa powinni go zapamiętać szczególnie ze zwycięskiej bramki w meczu z Pelikanem Łowicz w 98. minucie meczu czy złotego gola w potyczce z Olimpią Zambrów.
Jako plusy rundy warto wymienić jeszcze minimum dwa nazwiska - poza wychowankami Jagi wcześniej wspomnianymi, znajduje się tu również miejsce dla wychowanka Widzewa. Dla jednych mało doceniany, dla drugich wzór do naśladowania, który całkowicie oddał serce Widzewowi. Mowa tutaj o Marcinie Kozłowskim, jeden z nielicznych, jeśli nie jedynym, który prezentował niemal jednakową formę przez całą rundę (sam zawodnik gorzej wspomina zapewne przede wszystkim okres choroby). Człowiek do zadań specjalnych na swojej pozycji. Gdyby stworzyć podsumowanie jego poruszania się po boisku, często nie byłoby pustego pola na mapie - od bramki do bramki, jak również w poprzek boiska. Biega, podaje i strzela, ale nie byle jakie bramki. Gdy już zdecyduje się na uderzenie, ręce same składają się do oklasków.
Poza "Cinkiem" na plusa rundy zasługuje Sebastian Zieleniecki, który zaliczył imponujący komplet - rozegrał wszystkie siedemnaście ligowych spotkań w pełnym wymiarze czasu. Na boisku przebywał 1530 minut plus wszystkie doliczone. Po ostatnim meczu widzewiak stwierdził, że dałby radę rozegrać jeszcze kilka meczów. - Ta runda zleciała bardzo szybko. Jeśli ktoś by mi powiedział, że trzeba zagrać jeszcze jakiś mecz, to nie miałbym z tym problemu - podkreślił. W rozegranych spotkaniach Zieleniecki strzelił dwie bramki (w wygranych meczachz drużynami z Nowego Miasta Lubawskiego oraz Łowicza) i zapracował w oczach Franciszka Smuda na opaskę kapitańską.
Pisząc krótko - całej czwórce należą się brawa za rozegranie dobrej rundy w barwach Widzewa Łódź. Mając na uwadze wiek tych zawodników pojedyncze, proste błędy warto im wybaczyć, patrząc przy tym na wartość dodaną, jaką wnoszą na boisko oraz na to, jakie malują się przed nimi perspektywy. Każda kolejna minuta na boisku czy dodatkowy trening będą ich zmieniać i rozwijać. To jest inwestycja w przyszłość, która może się zwrócić.
Niezawodni kibice
Poza aspektem piłkarskim należy wspomnieć o świetnej postawę kibiców, którzy wspierali Widzew na dobre i na złe. W sumie w Sercu Łodzi pojawiło się 143 920 fanów - w tym ogromna liczba dzieci, co daje średnią 15 991 widzów na mecz. Coś niesamowitego! Nieocenione wsparcie kibiców to powód do dumy i pokaz prawdziwej siły odradzającego się łódzkiego Widzewa. Na kibicowski fenomen składają się prezentowane liczby, fanatyczny doping, ale też sprawnie działający system zwalniania miejsc karnetowych przez osoby, które nie mogą pojawić się na spotkaniu. Liczby wyjazdowe też wyglądają imponująco. Prawie 2000 kibiców w Tomaszowie Mazowieckim czy Warszawie, prawie pół tysiąca w Sulejówku, ponad dwie setki w Morągu czy trzystu fanów w Wikielcu. Takich statystyk nie notuje nikt w tej lidze. Drużyna może liczyć na wsparcie dwunastego zawodnika nie tylko w Sercu Łodzi, ale również w najodleglejszych zakątkach ligowej mapy Polski.
Tylko z happy endem
Mimo niepowodzeń i trudnych momentów w tej rundzie warto na całość spojrzeć pozytywnie. Perspektywy są optymistyczne. Przerwa zimowa jest bardzo długa, więc sztab szkoleniowy będzie miał pełne ręce roboty i czas, by dostosować drużynę do swojej myśli i wizji. Efektywne przepracowanie czterech miesięcy zaowocuje dobrą wiosną i walką o promocję.
Awans wywalczony, a nawet wyszarpany - oczywiście sportowo - będzie smakował wybornie. Wszyscy zapomną wówczas o wpadkach i słabszych momentach, bo liczyć będzie się jedno - wejście do wyższej klasy rozgrywkowej. Podczas konferencji prasowej podsumowującej rundę jesienną wiceprezes Widzewa Łódź, Michał Sapota powiedział: "W czerwcu będziemy sobie wszyscy gratulować". Tego życzymy całej widzewskiej rodzinie.