Wyjątkowy mecz Damiana Radowicza
Ładowanie...

Global categories

27 May 2019 14:05

Wyjątkowy mecz Damiana Radowicza

W ekstraklasie zadebiutował w barwach Widzewa prawie dekadę temu. Teraz pomaga w przygotowaniu do zawodowego uprawiania sportu młodym piłkarzom i… rywalizuje z nimi w klasie okręgowej.

Damian Radowicz uchodził za jednego z bardziej utalentowanych młodzieńców, którzy w tamtym czasie trafili do Widzewa. Po zaledwie dziesięciu występach w drużynie Młodej Ekstraklasy dostąpił zaszczytu debiutu w czerwono-biało-czerwonych barwach w piłkarskiej elicie. Łodzianie pokonali wówczas wysoko Jagiellonię Białystok (4:1), a on zapisał na swoim koncie pierwsze dziesięć minut na boiskach ekstraklasy. - Takich chwil się nie zapomina. Widzew to mój klub od małego. Na jego pierwszym meczu byłem, gdy miałem osiem lat. To było spotkanie z Neftczi Baku. dwanaście lat później zagrałem na tym stadionie jako piłkarz. Naprzeciwko mnie Kamil Grosicki czy Tomasz Frankowski, a my wygrywamy 4:1. Coś niemożliwego!  - wspomina nadal z lekkim niedowierzaniem w głosie Radowicz.

Niespełna miesiąc później wybiegł na boisko w pierwszym składzie i to przed własną publicznością. A obok niego w wyjściowej jedenastce znaleźli się między innymi: Marcin Robak, Ugo Ukah, Dudu Paraiba czy Bruno Pinheiro. W 83. minucie zastąpił go siedem lat starszy Wojciech Szymanek, a Widzew zremisował z Cracovią 2:2 po bardzo emocjonującym meczu.

- Gdy dowiedziałem się, że gram w pierwszym składzie, prawie upadłem. Byłem mega zestresowany. Pamiętam, jakby to było wczoraj, rade, którą usłyszałem od Ugo Ukaha: „Spokojnie, to tylko mecz. Focus on the game”. Tak też zrobiłem. Prawie strzeliłem gola z dystansu, ale Marcin Cabaj wyciągnął się jak struna. Przegrywaliśmy 0:1, dostaliśmy czerwoną kartkę, a Cracovia rzut karny. Teoretycznie było już po meczu, a jednak to był punkt zwrotny i w osłabieniu byliśmy w stanie strzelić dwa gole. Gdy zszedłem w końcówce i prowadziliśmy 2:1 i liczyliśmy z kolegą Ceglarzem, na co wydamy kasę z premii, która była olbrzymia. Niestety, w ostatnich sekundach Cracovia wyrównała, a my finalnie nie zobaczyliśmy żadnej premii - śmieje się po latach Radowicz.

Utalentowany pomocnik zagrał w pięciu meczach w ekstraklasie - pod wodzą trenerów Andrzeja Kretka oraz Czesława Michniewicza. Rozpoczynał okres przygotowawczy z nadziejami na sezon życia i przebicie się do pierwszego składu na stałe. Trenowaliśmy 3-4 razy dziennie. Dawał z siebie sto procent i organizm nie wytrzymał. Przeszedł łącznie trzy operacje rekonstrukcji ścięgna Achillesa. Wrócił do gry za kadencji trenera Radosława Mroczkowskiego w meczu pucharowym ze Stomilem Olsztyn. Ambitny młodzian w 50. minucie znów poczuł ból. Nie zgłosił zmiany. Nie mógł przeczuwać, że konsekwencje okażą się tak poważne. Zwłaszcza że los zafundował mu wówczas 30 minut dogrywki. - Trener spytał czy dam radę. Co mogłem odpowiedzieć? „Jasne, że dam”. Ból był jednak coraz większy, trzecia zmiana zrobiona, a ja musiałem grać praktycznie na jednej nodze - doskonale pamięta tamte wydarzenia.

To był koniec. Nikt nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy, ale Radowicz nie wrócił już do gry na najwyższym poziomie. Długo walczył o normalne funkcjonowanie, o możliwość dalszego uprawiania sportu, który kochał, ale trzecia liga okazała się szczytem możliwości. W międzyczasie znalazł jednak nową pasję, nieodzownie związaną z piłką nożną. Postanowił nabywać i poszerzać wiedzę niezbędną do funkcjonowania w zawodowym sporcie i… dzielić się nią z najmłodszymi adeptami futbolu.  - Popełniłem wiele błędów, przed którymi chcę ustrzec młodych zawodników. Gdybym był regularnie badany, pracowałbym indywidualnie nad swoimi słabymi elementami. Dzisiaj jestem przekonany, że miałbym wtedy zdecydowane większe szanse pograć na wyższym poziomie. Nic się nie dzieje bez przyczyny. Wierzę, że dzięki mojej historii, kilka innych napiszemy z happy endem - wyjaśnia.

Już po reaktywacji klubu Radowicz nawiązał współpracę z Akademią Widzewa. Został trenerem przygotowania fizycznego w klubie, pomaga zwiększać zawodnikom i rodzicom świadomość tego, jak ważne jest przygotowanie motoryczne i odżywianie w dzisiejszym sporcie. Nie zapomniał jednak o uprawianiu sportu. Regularnie trenuje i biega, a od kilku miesięcy znów gra, tym razem na poziomie okręgowym. - Przed sezonem zagrałem dla zabawy w LKS-ie Różyca, u mojego kolegi Kornela Błażejewskiego. Później zadzwonił mój kompan z rehabilitacji Waldek Pabiniak ze Startu Brzeziny. Rozmawialiśmy o szerszej współpracy. W grę wchodziła również opieka z zakresu przygotowania motorycznego nad młodzieżą z Brzezin. Uznałem, że warto zaryzykować i wróciłem do gry, a raczej do bycia na boisku - śmieje się dzisiaj Radowicz.

W minioną niedzielę Start Brzeziny mierzył się w lidze z… Widzewem II Łódź. Radowicz drugi raz w piłkarskiej karierze miał okazję zagrać przeciwko swojemu klubowi. Wcześniej doszło do tego w 2013 roku, kiedy dochodził do siebie po kontuzji w trzecioligowym Mechaniku Radomsko. Wtedy również miał naprzeciwko siebie rezerwy czerwono-biało-czerwonych, a w ich składzie między innymi Bartłomieja Kasprzaka czy Alexa Bruno. Teraz z kolei rywalizował z młodymi piłkarzami, których na co dzień widzi na treningach.

- Do meczów jako zawodnik podchodzę zawsze w ten sam sposób. Staram się koncentrować na grze, robić to najlepiej, jak potrafię i szanować przeciwnika. Tym razem było o tyle przyjemniej, że znałem teren, trenerów i całą drużynę przeciwną. Dużo lepiej rywalizuje mi się z kimś, kogo znam. Mogłem być spokojny o to, że rywale nie będą polować na moje nogi - przyznaje z uśmiechem. - Poza tym życzę tym chłopcom, aby któryś z nich zagrał w ekstraklasie w Widzewie Łódź. Uważam, że jest to możliwe!

29-letni Radowicz zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń, ale jest przekonany, że powrót na boisko to nie tylko oddawanie się pasji, ale też cenne doświadczenie, które będzie mógł wykorzystać w pracy z młodzieżą. - Gram w piłkę dla przyjemności. Chciałem też przypomnieć sobie adrenalinę meczową, na nowo poczuć to, co czują zawodnicy przed wyjściem na murawę czy po porażkach, jak można im pomóc. Moim priorytetem jest bycie najlepszym trenerem przygotowania fizycznego, jakim potrafię być. Odpowiednie zrozumienie i kontakt z zawodnikami są w tym fachu kluczem do sukcesu dla obu stron.

W niedzielę górą był Widzew II, który na boisku w Parku 3 Maja wygrał pewnie 3:0. Radowicz rozpoczął mecz w wyjściowym składzie Startu. Po spotkaniu nie mógł mieć powodów do zadowolenia, ale… - Jako zawodnik przegrałem, a to jest zawsze nieprzyjemne uczucie. Nie lubię przegrywać, ale jak mam przegrywać to niech to będzie właśnie przeciwko Widzewowi - nie pozostawia złudzeń.