Global categories
"Wszyscy w Widzewie musimy umieć podołać presji"
Marcin Olczyk: W karierze zawodniczej był pan bramkarzem. Czy przekłada się to na pracę szkoleniową? Przykłada pan większą wagę na przykład do gry w defensywie?
Zbigniew Smółka: Każdy aspekt trzeba wyćwiczyć i uwypuklić w treningach i grze. Jestem trenerem, który przede wszystkim będzie chciał mieć duży wpływ na zespół, jeżeli chodzi o powtarzalność i schematy gry. Organizacja w defensywie jest bardzo istotna. Od tego zaczniemy. Bardzo nie lubię elementu przypadku w grze obronnej. Dalej, im bliżej bramki przeciwnika, tym piłkarze powinni być coraz bardziej kreatywni i odważni. Jestem szkoleniowcem, który chce grać ofensywnie, ale przejście z ataku do obrony jest bardzo istotne, a w tym aspekcie bramkarz na pewno widzi od tyłu najwięcej.
W Łodzi droga jest tylko jedna. Muszą być zwycięstwa i awans.
- Jak każdy trener, chcę przede wszystkim wygrywać. Styl nigdy nie będzie istotniejszy niż punkty. Zresztą stylu nabiera się zwycięstwami, podobnie jak każdym mikrocyklem treningowym. Dlatego musimy przede wszystkim iść do przodu, żeby na każdym kroku się poprawiać. Tutaj nie mamy czasu, tak jak przykładowo w Arce, gdzie przez pierwszy miesiąc nie wygraliśmy spotkania, a później było coraz lepiej i zaczęliśmy zwyciężać. W Widzewie trzeba wygrywać od początku. W związku z tym zależy mi na dobrej pracy od pierwszego treningu. Wszystko i tak zweryfikuje przychodzący na mecz kibic, który ma w sercu Widzew i oceniać nas będzie przede wszystkim przez pryzmat zwycięstw. Jestem tego świadomy. Jako silny człowiek i silna osobowość zrobię wszystko, żeby fanów nie zawieść.
Ma pan pomysł, żeby tę umiejętność ładnej gry, o której w pana kontekście mówiło się w Arce, przekuć w zwycięstwa, których w Gdyni pod koniec pana pracy zabrakło?
- Nie ma sensu porównywać Arki z Widzewem. Tam od początku mowa była o walce o utrzymanie. Arka jest chyba jednym z najbiedniejszych, jeżeli chodzi o budżet, klubów w ekstraklasie. Widzew stwarza warunki, w których mówić i myśleć trzeba o najwyższych celach i zwycięstwach. Wiadomo, że piłka nożna to sport, a porażki są jego nieodłącznym elementem. My musimy zrobić wszystko, żeby było ich jak najmniej i nie przeszkadzały nam w dążeniu do nadrzędnego celu. Na pewno pierwsze spotkania będą bardzo trudne. Trzeba to sobie szczerze powiedzieć. Ale przygotowania będą stosunkowo długie. Mam nadzieję, że uda się szybko stworzyć zespół i zostaną w nim zawodnicy, których tu nadal chcemy, a dołączą ci, którzy sprostają naszym oczekiwaniom. Wtedy nasza praca szybciej przyniesie efekty i pozwoli regularnie punktować od początku sezonu.
Które doświadczenia z pana kariery trenerskiej mogą być bardziej przydatne w nowej pracy? Te z ekstraklasowej Arki czy może z niższych szczebli rozgrywkowych, na które na razie skazany jest Widzew?
- Na pewno pod dużą presją pracowałem w Arce Gdynia czy Zawiszy Bydgoszcz, ale ona jest w każdym klubie i wszędzie wygląda inaczej. Wiem, że w Łodzi jest wielka. Natomiast nigdy, dopóki nie musiałem, nie koncentrowałem się na rzeczach, na które nie mam wpływu. Skupiam się na własnej pracy, mam nadzieję, że podobnie będzie z zawodnikami i całym sztabem. Chciałbym, żebyśmy właśnie tym się obronili. Media, kibice - każdy musi skoncentrować się na swojej robocie. Mam przekonanie, że jeżeli nasza praca będzie wyglądać dobrze to kibice będą zadowoleni. Jeśli jednak będziemy zawodzić to pracować trzeba będzie jeszcze więcej. W Widzewie nie może być inaczej.
Uczy się pan nie tylko na swoich doświadczeniach, ale również poprzez oglądanie z bliska pracy innych, chociażby podczas stażów zagranicznych. Da się coś z nich przełożyć na polskie realia?
- Każdy trener może się od klubu czy innego szkoleniowca nauczyć nowych sytuacji. Ważne są szczegóły, a do obserwacji trzeba podchodzić analitycznie. Podczas okresu bez pracy, już po Arce, niezależnie od czasu, w którym mogłem trochę odpocząć i odciąć się od pewnych rzeczy, odbyłem na przykład staż w MSK Żilina. Widziałem z bliska bardzo dobrze poukładany klub, z młodą, fajnie grającą drużyną. I tam było to, czego na ogół brakuje u nas, czyli świetna baza treningowa i warunki dające piłkarzom pełne możliwości, w tym bardzo dużo treningów. Mam nadzieję, że to w Widzewie będzie. Wierzę, że to, co słyszy się w kuluarach, że wszyscy chcą iść w jednym kierunku, sprawi, że będę miał takie narzędzia pracy, które pozwolą mi odpowiednio przygotować drużynę.
Co w takim razie dały panu staże w największych europejskich klubach, jak Bayern Monachium, AC Milan czy Chelsea Londyn? Da się podpatrzone tam rzeczy wykorzystać w pracy w Widzewie?
- Oczywiście. Futbol jest prostą grą, ale każdy trener ma swój styl i wizję. U wszystkich, których widziałem w akcji, mogłem znaleźć chociażby środki treningowe, które mnie w pewien zainspirowały. Trener to taki zawód, w którym każdego dnia trzeba się rozwijać. Dla mnie podstawowy wniosek z poprzedniej pracy to: słuchać ludzi mądrych, a innych unikać.
Który z zagranicznych staży był dla pana najciekawszy?
- Zdecydowanie najlepiej wspominam pobyt w Bayernie Monachium. Chodzi tu nie tylko o gwiazdy, które były w drużynie. Z mojej perspektywy miło patrzyło się na to, jak organizacyjnie przygotowywane i prowadzone są tam zajęcia. Imponująca była świadomość piłkarzy, ich podejście do zajęć i poziom mentalny, na którym się znajdują. Nie zdarzyło mi się widzieć, żeby jakikolwiek zawodnik nie dawał z siebie stu procent kiedy trener akurat nie patrzy. W Polsce bywa z tym różnie. Piłkarze, którzy będą w mojej drużynie, muszą być tego świadomi. Przede wszystkim nie powinni oszukiwać siebie, bo robiąc to oszukują wszystkich kibiców. Zostałem zatrudniony również po to, żeby nad tym zapanować.
Po ostatnim meczu w roli trenera Arki przyznał pan, że zdaje sobie sprawę z popełnienia poważnych błędów na przełomie grudnia i stycznia. Przepracował pan odpowiednio te kwestie? Nie powtórzą się one w Widzewie?
- W każdej pracy trenerskiej przychodzi taki moment, kiedy szkoleniowiec musi być silny i mocno walnąć pięścią w stół. Ja tego nie zrobiłem. Zaufałem ludziom, którzy powiedzieli mi, że będzie dobrze, a powinienem zrobić to, co podpowiadała mi intuicja. Później zapłaciłem za to ja i drużyna. Ważne, że Arka się utrzymała i dla mnie to jest już historia. Chcę się od niej odciąć i w stu dwudziestu procentach zaangażować w nową pracę.
W Widzewie największym problemem może być mentalność.
- U człowieka o wszystkim decyduje mózg. Nie siła mięśni, szybkość czy umiejętności. Kluczowa jest właśnie odpowiednia mentalność. Wiele osób mówi: nie pompujmy balonu, skupiajmy się na najbliższym meczu. Nie. Każdy, kto jest w Widzewie, musi codziennie żyć pod presją. Powodujmy ją tutaj, żeby nauczyć się radzić sobie z nią i umieć jej podołać. Wtedy powinno być dobrze.