LEGIA - WIDZEW
Wokół wyjazdowego meczu z Legią Warszawa
Klasyk wrócił!
Choć obie drużyny mierzyły się w ostatnich latach dwa razy w Pucharze Polski, a jesienią odbył się też mecz w PKO BP Ekstraklasie, dopiero teraz mogliśmy mówić o prawdziwym powrocie ligowego klasyka. Jedyne, czego nam zabrakło, to zwycięska bramka w doliczonym czasie gry. A było naprawdę blisko…
Po raz siedemdziesiąty
Widzew i Legia przez lata walczyły o czołowe miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Nic więc dziwnego, że przy tym regularnie ze sobą rywalizowały. Piątkowe starcie było siedemdziesiątym na szczeblu Ekstraklasy. Bilans jest niestety korzystniejszy dla stołecznej ekipy, która odniosła trzydzieści dwa zwycięstwa. Dwadzieścia razy padał remis, a osiemnaście razy górą byli czerwono-biało-czerwoni. Więcej o historii tych spotkań przeczytać możecie TUTAJ.
Pierwsza seria przerwana
Nawet w czasach, gdy Widzew sięgał po krajowe laury, zdobywanie punktów przy ul. Łazienkowskiej nie szło mu łatwo. Jeszcze gorzej było w XXI wieku, gdy łodzianie sportowo ustępowali Legii. Najlepsze odzwierciedlenie ma to w wynikach - piątkowy jeden punkt jest pierwszym od kwietnia 2001 roku i bezbramkowego remisu! Jedną serię udało się przerwać, czekamy na drugą. Po raz ostatni czerwono-biało-czerwoni zwyciężyli w stolicy… tak, właśnie 18 czerwca 1997 roku.
Nawet w piekle gramy #ZawszeW12!
W przedmeczowych zapowiedziach Legia kilkukrotnie podkreślała, że w piątkowy wieczór Widzewiacy zagrają w piekle. Nie przestraszyło to ani piłkarzy, ani kibiców, którzy szczelnie wypełnili sektor gości i od pierwszej do ostatniej minuty wspierali dopingiem swoich ulubieńców. Na przyjazd ekipy z al. Piłsudskiego czekali też gospodarze - wszak dopiero drugi raz w tym sezonie na Stadionie Wojska Polskiego wykupione zostały wszystkie dostępne bilety!
Znajome twarze
Mecz w Warszawie przyciągnął na trybuny nie tylko mnóstwo kibiców, ale również osób związanych z oboma klubami. Nie brakowało znanych nazwisk, byłych reprezentantów Polski czy mistrzów kraju, lecz także tych z nieco mniej bogatą przeszłością. My przy ul. Łazienkowskiej wypatrzyliśmy byłego prezesa Widzewa Przemysława Klementowskiego, który piątkowe spotkanie oglądał w towarzystwie Kacpra Falona, występującego w Łodzi na boiskach II i III ligi.
#ToZnowuOn
Takim hashtagiem kilka lat temu witaliśmy w Łodzi Marcina Robaka, a teraz spokojnie można odnieść go do Kristoffera Normanna Hansena. Norweg po raz drugi z rzędu wszedł z ławki w drugiej połowie - i po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Żałujemy jedynie tego, że zimnej krwi nie zachował w czwartej minucie doliczonego czasu gry, gdy zamiast podawać do lepiej ustawionych kolegów, zdecydował się kończyć akcję strzałem. 3:2 było naprawdę blisko…
Jordi odpocznie
W rundzie wiosennej Jordi Sanchez Ribas nie trafił jeszcze ani razu do bramki rywali. Hiszpan nie powiększył swojego dorobku w Warszawie, nie powiększy go też za tydzień, w meczu z Wartą Poznań, bo w piątek otrzymał swoją czwartą żółtą kartkę w sezonie i będzie musiał odpocząć. W jaki sposób zdecyduje się go zastąpić trener Janusz Niedźwiedź, na razie możemy tylko przypuszczać.
Powrót na podium
Remis w stolicy spowodował, że Widzew zrównał się punktami z Lechem Poznań i - z racji lepszego bilansu bramkowego - wyprzedził go w tabeli PKO BP Ekstraklasy. Łodzianie wrócili więc na podium, na którym pozostaną przynajmniej do jutra, kiedy to swój mecz rozegra "Kolejorz". Zespół ze stolicy Wielkopolski zmierzy się ze Śląskiem Wrocław.
Obejrzyj komplet wypowiedzi po meczu z Legią: