Global categories
Wojciech Szawarski: Wszyscy w Widzewie trzymają się razem
Widzewianki ostatecznie uplasowały się na 9. miejscu w tabeli Energa Basket Ligi Kobiet. Warto jednak pamiętać, że w ostatniej kolejce rundy zasadniczej istniała jeszcze szansa na zajęcie wyższej lokaty i awans do fazy play-off. O pełnym emocji sezonie, zakończonym przedwcześnie z powodu zagrożenia epidemiologicznego rozmawiał z nami trener Wojciech Szawarski.
Widzew.com: Chyba nie takiego końca sezonu się pan spodziewał?
Wojciech Szawarski: Rzeczywiście, wszyscy w klubie żałujemy, że sezon skończył się przedwcześnie. Co prawda zabrano nam tylko ostatnią kolejkę rundy zasadniczej, jednak to ona miała zadecydować o naszej ewentualnej grze w play-offach. Szkoda, bo graliśmy coraz lepiej i mimo trudnego początku sezonu odbiliśmy się od dna i mieliśmy dużą szansę, by do fazy play-off awansować. Teraz jednak nic na to nie poradzimy, siła wyższa.
Jak w obliczu tych trudnych okoliczności wygląda teraz życie drużyny? Zawodniczki rozjechały się już do domów? Również te zagraniczne?
- Dziewczyny z zagranicy miały w planach powrót do domów, ale utknęły w Polsce. Na razie nie polecą do swoich krajów i zostały w Łodzi. Wszyscy siedzimy w domach, by nie narażać się na niepotrzebne ryzyko. Tak naprawdę nikt nie wie, jak długo zawodniczki będą musiały pozostać w domach.
Czuje pan niedosyt, że nie udało się postawić tej „kropki nad i” oraz podsumować wykonanej pracy awansem do play-offów?
- Na pewno czuć pewien żal, ale sezon tworzy nie tylko jeden, ostatni mecz, ale również 21 pozostałych. Odczuwam niedosyt, bo całe rozgrywki miały wyglądać inaczej. Gdy tworzyłem zespół, pozostawiałem miejsce dla kluczowej zawodniczki na pozycji podkoszowej, która ostatecznie do nas nie dojechała, przez co drużyna nie była zbilansowana tak, jakbym sobie tego życzył. Mimo to wyszliśmy z kryzysu i powalczyliśmy o play-offy. Niedosyt wynika z tego, że gdyby pewne sprawy ułożyły się po naszej myśli, to na awans nie musielibyśmy czekać do ostatniej kolejki.
Za panem bardzo ciekawy, ale też trudny sezon. Na początku rozgrywek musiał pan pracować z wyjątkowo wąską kadrą. Jakie problemy sportowe generowała krótka ławka rezerwowych?
- Dotyczyło to nie tylko wspomnianej krótkiej ławki w trakcie meczów, ale również podczas treningów. Jeśli nie ma odpowiedniej liczby zawodników, to nie można dobrze trenować. Wąska kadra powodowała też zwiększoną eksploatację zawodniczek, co wiąże się z większym narażeniem na kontuzje. W trakcie sezonu byliśmy już w takim momencie, że dziewczyny były naprawdę przeciążone. Mowa tutaj między innymi o Julii Drop, Ewelinie Gali i Klaudii Gertchen, które narzekały na zdrowie. Dodatkowo trzeba zwrócić uwagę na Monikę Jasnowską i Katarinę Vućković - obie zostawiły na boisku sporo zdrowia.
W takiej sytuacji na trenerze ciąży jeszcze większa odpowiedzialność.
- W trakcie treningów nie można przesadzić z obciążeniami, bo potem konsekwencje można odczuć w trakcie meczów. Być może przed sezonem należało zaryzykować i ściągnąć tę podkoszową zawodniczkę, ale wtedy nie wiedzieliśmy, jak potoczy się dalej sytuacja i jakie możliwości mieć będzie klub. Władze Widzewa stawiają sobie za cel transparentność i brak długów. Nie chcieliśmy ryzykować, bo prowadząc klub trzeba myśleć długofalowo.
Czy efekt końcowy można uznać za satysfakcjonujący?
- Podsumowując, sezon uważam za udany. Udało nam się powtórzyć wynik z poprzedniej edycji rozgrywek, mimo pewnych problemów organizacyjnych z początku sezonu. Czujemy pewien niedosyt, ale pokazaliśmy, że ta drużyna ma potencjał i liczę, że trzon zespołu zostanie zachowany, by powalczyć w przyszłości o wyższe lokaty.
Jak oceni pan transfery do klubu oraz poszczególne ogniwa drużyny?
- Jeden z transferów został wymuszony, bo mimo naszego priorytetu w poszukiwaniu zawodniczki pod kosz, musieliśmy szukać też koszykarki na pozycje obwodowe. Można było ten zespół zbilansować lepiej, ale i tak jestem zadowolony z postawy wszystkich dziewczyn. Żałuję, że nie udało mi się trochę bardziej wykorzystać potencjału zawodniczek rezerwowych, ale i one były nam bardzo potrzebne. Mogę zdradzić, że więcej obiecywałem sobie po Arinie Bilotserkivskiej, która trafiła do nas na początku sezonu. Ostatecznie zamieniliśmy ją na Jazmine Davies, która wniosła dużo energii i dobrego ducha, bo to również bardzo pozytywna osoba poza boiskiem. Taylor Emery dodała nam dużo jakości. Liczyłem na to, bo to typowa „dwójka”, która miała penetrować defensywę rywali. Duży postęp wykonała też Katarina Vućković, co mnie bardzo cieszy, chociaż prawdę mówiąc po takim sezonie ciężko będzie ją u nas zatrzymać.
Bardzo dobre rezultaty osiągały również polskie zawodniczki. Pojawiły się też powołania do kadry narodowej. Udało się panu uwolnić już cały potencjał tkwiący w dziewczynach?
- Uważam, że mamy najlepsze Polki spośród wszystkich zespołów w lidze. Jestem z dziewczyn bardzo zadowolony, a osiągnięcia indywidualne pokazują, że udało im się wykorzystać minuty spędzone na boisku. Starałem się dawać im do zrozumienia, że mają się nie stresować. Zawodniczki muszą być karne wobec poleceń trenera, ale nie chciałem wywierać niepotrzebnej presji i zostawiałem im odrobinę swobody w podejmowaniu decyzji w czasie gry. W sporcie bardzo ważna jest głowa, a widziałem, że dziewczyny dobrze czuły się w takim układzie na boisku.
Zadomowił się pan w łódzkiej Hali Parkowej?
- Tak, bardzo dobrze czuję się w Łodzi. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że tak to będzie wyglądało. Kibice byli naprawdę rewelacyjni. W trakcie większości spotkań mogliśmy liczyć na prawie pełną halę, która głośno i żywiołowo nas dopingowała. Często powtarza się, że kibice byli naszym szóstym zawodnikiem, ale naprawdę widziałem, jak zawodniczki pozytywnie reagowały na doping. Zaskoczył mnie też rodzinny klimat w klubie. Wszyscy w Widzewie, bez względu na dyscyplinę, trzymają się razem i to naprawdę się czuje. Jestem zadowolony z tego sezonu i pobytu w Widzewie.
Jakie ma plan teraz plany na najbliższe tygodnie, pomijając pobyt w domu.
- Na razie przebywam w Łodzi i nie chcę się stąd ruszać. Następnie będę krążył między Ostrowem Wielkopolskim i Lublinem, gdzie mam bliskich. W tym momencie nie mam jednak konkretnych planów, tym bardziej, że w całym kraju panuje nieciekawa sytuacja.