Wojciech Pawłowski: Wykonywana teraz praca jest jeszcze ważniejsza
Ładowanie...

Global categories

08 April 2020 10:04

Wojciech Pawłowski: Wykonywana teraz praca jest jeszcze ważniejsza

W trudnym czasie epidemii 27-letni bramkarz Widzewa może poświęcić więcej czasu najbliższym. W wolnych chwilach gra też na komputerze, ale zdaje sobie sprawę, że najważniejsze jest zadbanie o formę sportową.

widzew.com: Wygląda na to, że nic nierobienie nie należy do twoich pasji. Siedzisz w domu, ale oprócz treningów także działasz, między innymi na polu e-sportowym.

Wojciech Pawłowski: Czy ja wiem, czy działam? To, że pogram czasem na komputerze, trudno nazywać działaniem. Zwykła rozrywka, której chyba mimo wszystko nie nadużywam. Mam za to dużo więcej czasu dla rodziny, co jest największą korzyścią z zaistniałej sytuacji. No i oczywiście dbam o formę, żeby być najlepiej przygotowanym na ewentualne wznowienie rozgrywek. Mamy cel do osiągnięcia i nic się w tej kwestii nie zmienia. Chcemy awansować. Wolałbym dokończyć sezon na boisku i na boisku wygrać ligę. To też kwestia elementarnego szacunku do kolegów - piłkarzy, którzy wciąż jeszcze mają szansę na awans. Powinni móc o niego powalczyć.

Gry komputerowe to twoja pasja? Cieszysz się, że masz teraz na nie trochę więcej czasu?

- Tak jak już wspomniałem, wcale nie gram więcej, niż zwykle. A czy pasja? Życie piłkarza jest piękne, ale czasami trudne. Mam tu na myśli to, że nie możemy robić tego, co nam się podoba. Dieta nie pozwala nam chodzić do knajp, popularność - w przypadku tych największych gwiazd - nie pozwala wychodzić w ogóle gdziekolwiek. Odpowiedzialność z kolei powstrzymuje nas przed uprawianiem innych sportów. A gry? Można się oddać kilkugodzinnej rozrywce nie wychodząc z domu. Myślę, że dlatego właśnie są tak popularne wśród piłkarzy.

Czemu jednak nie FIFA?

- FIFA też. Ale w FIFĘ grają teraz wszyscy. Ja jakiś czas temu zainwestowałem we własną drużynę e-sportową. CS:GO to jedna z tych gier, którym profesjonaliści poświęcają jak najwięcej czasu, więc trzeba być z nią obeznanym. Jest to gra, w której może uczestniczyć kilka osób i która zawsze wygląda inaczej. Moim zdaniem dla piłkarza to gra dużo cenniejsza niż FIFA. Bo tam wszystko sprowadza się do zręcznych palców. Tu jednak na pierwszy plan wysuwa się taktyka.

Trudna obecnie sytuacja pozwala połączyć twoją pasję z działalnością charytatywną. Jak to wygląda?

- To zdecydowanie za duże słowo. Zrobiliśmy jedną akcję, potem drugą, jako rozwinięcie pierwszej. Fajnie, że możemy pomóc tym, którzy tego potrzebują. Ale nie czarujmy się, to żadna wielka aktywność. Siedzę w domu i gram w gry. Chciałem jedynie w jakiś sposób okazać szacunek tym, którzy ryzykują życie i zdrowie, by pomagać innym. Trudno nie docenić tego rodzaju powołania.

Charytatywnie działają też kibice Widzewa. Na pewno słyszałeś o akcji #WidzewDlaSzpitali, która pokazała jak mocno zakorzeniona w widzewiakach jest chęć pomocy.

- Widziałem, że się toczy i zupełnie mnie to nie zaskoczyło. Wiedziałem, że kibice Widzewa lubią pomagać. Zresztą, kibice w ogóle lubią pomagać. O tych najzagorzalszych prasa zwykle wypowiada się źle. Ale wystarczy spojrzeć, ile akcji charytatywnych organizują każdego roku. W każdym razie bardzo szanuję kibiców Widzewa za akcję #WidzewDlaSzpitali. Ja chciałem dać coś od siebie. Poszerzyć trochę zasięgi. Sporo ludzi mnie kojarzy, bo jestem tym śmiesznym Wojtkiem od wywiadu, więc można było sięgnąć poza obszar czysto klubowy. Fantastyczne jest to, że mogę wykorzystywać swoje dawne błędy, by zrobić coś pożytecznego.

Jak oceniasz zainteresowanie charytatywnymi meczami w CS-a?

- Szczerze mówiąc, myślę, że ludzie generalnie mogą być tym zmęczeni. Ciągle pojawiają się nowe akcje, ciągle ktoś zbiera pieniądze. I choć cel jest zwykle ważny, to każdemu te środki się po prostu kończą. Wiele osób nie pracuje. Firmy nie mają przychodu. Myślę, że te akcje będą się cieszyć coraz mniejszym zainteresowaniem, bo każdy już coś dał. Wyjątkiem będą akcje o jakimś fajnym, kreatywnym charakterze. Coś, czego ludzie jeszcze nie widzieli i co by ich skłoniło, by raz jeszcze sięgnąć do portfela.

Dzięki meczowi #WEDIE4LIFE nawiązałeś znajomości w świecie e-sportu. To początek nowych, ciekawych relacji?

- Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć. Ja te znajomości nawiązuję od dłuższego czasu. Środowisko jest trochę mniej hermetyczne niż w przypadku piłki, ale poza tym trafić tam jest równie trudno, co do profesjonalnego klubu. Zobaczymy, jak będzie. Póki co skupiam się przede wszystkim na piłce.

Po pierwszym meczu, w którym skrzyknąłeś kilku znanych piłkarzy, teraz kolej na nową inicjatywę. Myślisz, ze dacie radę zawodowym e-sportowcom? (Wywiad przeprowadzany był przed meczem drużyny piłkarzy zebranej przez Wojciecha Pawłowskiego i e-sportowców pod wodzą Piotra „Izaka” Skowyrskiego).

- Nie. Myślę, że nie mamy najmniejszych szans. Ale to nie ma znaczenia. Dzięki temu akcja #wedie4life nabiera zupełnie nowego charakteru. A chodzi przecież jedynie o to, by pomagać. Może was to zdziwi, ale zawodowi gracze mają dużo większe zasięgi, niż zawodowi piłkarze. A przynajmniej w Polsce. Więc liczę po prostu na to, że uda się zebrać fajną kasę i przekazać potrzebującym. Wynik nie ma żadnego znaczenia. Chyba że dla nich. Bo w sumie zawodowcowi nie przystoi przegrać z amatorem.

Na boisku nie ma chyba wątpliwości, ale jak to jest w wirtualnym świecie? Wolisz… bronić czy atakować?

- Robię to, co w danej chwili należy robić. Na tym polega gra zespołowa i świadomość taktyczna. Myślę, że jest to w pełni przekładalne na piłkę nożną. Cel, a potem dopiero własne upodobania.

Ciężko wysiedzieć bez ruchu i treningów?

- Bardzo ciężko. Ruch oczywiście jest, bo trenujemy indywidualnie. Ale piłkarz naprawdę ciężko pracuje. Zmusza swój organizm do ogromnego wysiłku i eksploatuje go aż do granic możliwości. By to robić poprawnie potrzebna jest silna motywacja. Zwykle taka występuje. Trenuję, by grać lub by walczyć o skład. A teraz trenuję, bo trzeba trenować. To jest w tym wszystkim najcięższe. Pozornie jest to praca po nic. Potrzeba naprawdę dużej świadomości, by rozumieć, że jest wprost przeciwnie. Że ta praca teraz jest nawet ważniejsza, niż ta, którą zwykle wykonujemy na treningach.

Emocje w CS-ie zastępują w jakimś stopniu te meczowe czy to zupełnie nieporównywalna adrenalina?

- Meczów na Widzewie nie zastępują nawet w najmniejszym stopniu. Zawodowcy może mają inaczej, ale ja w CS-a gram dla siebie. A w piłkę dla ludzi. Oczywiście, robię to, co kocham i kocham to co robię. Ale gdybym miał to robić tylko dla siebie, to pewnie wolałbym zostać przy CS-ie. Mniej męczy.