Wigilia w rozjazdach, a potem intensywna "dieta treningowa"
Ładowanie...

Global categories

11 December 2019 14:12

Wigilia w rozjazdach, a potem intensywna "dieta treningowa"

Piłkarze Widzewa są już na urlopach, ale część z nich będzie obecna na klubowej wigilii, która w ostatnich latach jest jedną z tradycji świątecznych klubu z alei Piłsudskiego. Co ciekawe, dawniej okres Bożego Narodzenia wyglądał w klubie nieco inaczej.

W czasach Wielkiego Widzewa z lat 70. i 80. ubiegłego wieku drużyna przeważnie kończyła rundę jesienną pod koniec listopada, chociaż bywało, że grała też nawet po Mikołajkach, jak to miało miejsce w grudniu 1980 roku, gdy widzewiacy w Pucharze UEFA rywalizowali z angielskim Ipswich Town.

- Gdy tylko kończyła się runda jesienna, zwłaszcza tak późno, to było trochę czasu na roztrenowanie, a potem wszyscy rozjeżdżaliśmy się do rodzinnych domów. Byliśmy wtedy młodymi chłopakami i każdy po długim okresie rozłąki chciał się spotkać z rodzicami i znajomymi - mówi Mirosław Myśliński, który grał w Widzewie w latach 1982-1985 oraz 1987-1994.

W tamtych czasach klub nie organizował oficjalnych spotkań wigilijnych. - Takie były wtedy realia, że tego rodzaju uroczystości nie odbywały się w klubie. Spotykaliśmy się czasami przed świętami z kolegami z drużyny, ale te spotkania były w małym gronie i miał prywatny charakter - wspomina Andrzej Grębosz, obrońca Widzewa z lat 1974-1983. - To były skromne i spokojne wigilie przed świętami, bo zaraz potem wyjeżdżaliśmy w rodzinne strony - dodaje Andrzej Możejko, kolega Grębosza z ówczesnej drużyny RTS.

- Czasami takie spotkania przedświąteczne wyglądały tak, że na hali przy stadionie graliśmy w siatkonogę - wspomina Krzysztof Kamiński, piłkarz Widzewa w latach 1978-1988. Ponownie razem widzewiacy spotykali się przeważnie na początku stycznia w nowym roku. - Bardzo ciężko było czasami wystartować do pierwszych zajęć i treningów, bo niektórzy przyjeżdżali z bagażem... nadwagi po świątecznych wizytach u rodziny. Niby było jakieś ważenie piłkarzy, ale wystarczyło, że się zdjęło koszulkę i było widać, kto przesadził z jedzeniem - śmieje się Kamiński.

Potem takie świąteczne nadwagi niektórzy widzewiacy musieli szybko zrzucić w ciągu 2-3 pierwszych tygodni treningów. - Ciężko trenowaliśmy przez prawie dwa miesiące i największemu wrogowi nie życzę, żeby z nami wtedy ćwiczył razem. Były na przykład treningi 30 razy 400, 300 lub 200 metrów, oczywiście nie wszystkie na jednych zajęciach, ale trzeba było je zrobić w określonym czasie z określonymi przerwami. Łatwo nie było, ale potem przynosiło to dobre efekty na wiosnę - kończy Krzysztof Kamiński.