Global categories
Wiedeński rollercoaster - 33 lata temu Widzew wyeliminował Rapid! (cz. I)
Wiedeń, stolica Austrii, posiada bogatą historię oraz przepiękne zabytki z różnych okresów. Jedną z najbardziej znanych atrakcji miasta dynastii Habsburgów jest słynne wesołe miasteczko, Wurstelprater. Około pół godziny drogi samochodem w kierunku zachodnim, prawie na obrzeżach Wiednia, znajduje się z kolei Gerhard Hannapi Stadion, ponad trzy dekady temu domowa arena ówczesnego mistrza Austrii, Rapidu, mogąca pomieścić 18 000 widzów. - Fajny stadion, typowo piłkarski. Mnie osobiście i innym chłopakom gra na takim obiekcie dawała dużego "kopa". Taki wyjazd to była dla nas okazja do pokazania się w tamtych czasach. Kiedyś na Zachodzie nie było to łatwe, a takie mecze to umożliwiały - tak wiedeński obiekt wspominał jeden z bohaterów pamiętnego dwumeczu, Wiesław Wraga.
Wspomnienie wesołego miasteczka na Praterze oraz zawarcie słowa rollercoaster w tytule jest nieprzypadkowe - widowisko w drugiej rundzie Pucharu Europejskich Mistrzów Krajowych, jakie zaprezentowali jesienią 1982 roku piłkarze trenerów Otto Baricia oraz Władysława Jana Żmudy, dostarczyło bez wątpienia wszystkim kibicom pełną gamę emocji, a dynamika ich zmian odzwierciedlała jazdę kolejką górską.
Rozgrzewka na Malcie z przemeblowanym składem
Zanim jednak Widzew przystąpił do drugiej rundy, musiał przejść pierwszą. Los przydzielił łodzianom w 1/16 finału PEMK mistrza Malty, Hibernians Paola. Zgodnie z oczekiwaniami, czerwono-biało-czerwoni bez większych problemów przeszli do dalszej fazy turnieju, pokonując rywala 4:1 i 3:1. W kontekście następnego przeciwnika, mecze z Hiberniansem można było potraktować jako przystawkę do pierwszego dania. - Mecze na Malcie to była dla nas wycieczka. Takich widoków się nie zapomina. Wylosowaliśmy później jedną z najlepszych drużyn w Europie. W tamtych czasach był to zespół, z którym liczyli się najmocniejsi - nie tak jak teraz. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę z tego, że po "rozgrzewkowej" rundzie nie ma miejsca na słabeuszy. W miarę spokojnie przyjęliśmy to losowanie - powiedział Wraga, który trafił do klubu właśnie przed rozpoczęciem sezonu 1982/1983 z Błękitnych Stargard Szczeciński.
Z Widzewa odeszło wówczas kilku ważnych piłkarzy. Do Włoch udali się Zbigniew Boniek (Juventus Turyn) oraz Władysław Antoni Żmuda (Hellas Werona). Inny z zawodników, stanowiących trzon zespołu, Marek Pięta, podpisał kontrakt z Hannoverem 96. W ich miejsce do klubu, poza wówczas osiemnastoletnim Wragą, trafili rówieśnik Mirosław Myśliński oraz bardziej doświadczeni zawodnicy: Roman Wójcicki, a także Henryk Bolesta, który okazał się ważnym wzmocnieniem w kontekście opisywanego dwumeczu z Rapidem. Mistrz Austrii awansował do drugiej rundy, gromiąc w dwumeczu luksemburski Avenir Beggen 8:0 i 5:0. - Paru z nas grało już w Europie z zespołami z wysokiej półki, jak chociażby z Manchesterem City czy United. W drużynie panował spokój. Wiedzieliśmy, że jest parę kłopotów kadrowych, ale przystępowaliśmy do tego dwumeczu z chęcią awansu - powiedział w rozmowie z oficjalną stroną klubu, Krzysztof Kamiński, pomocnik Widzewa lat osiemdziesiątych. - Traktowaliśmy ten dwumecz jako następny etap i nie było "telepania", przynajmniej wśród "staruchów". Była też grupa młodych, nowych zawodników i oni na pewno odbierali to trochę inaczej, będąc trochę bardziej spięci. To już był jednak pomału okres, że ten zespół zaczynał się konsolidować i nabierać wyrazistości - wspominał wylosowanie Rapidu w drugiej rundzie czołowy wówczas defensor Widzewa, Andrzej Grębosz.
Pierwszy mecz - wytrzymać oblężenie
Kilka dni przed pierwszym spotkaniem w Wiedniu łodzianie przegrali ligowy mecz z liderującym wówczas w tabeli Śląskiem Wrocław 1:2. Parę tygodni wcześniej Widzew uległ także w szlagierze warszawskiej Legii 2:4. Mimo dość wysokiej trzeciej lokaty, mistrz Polski stracił kontakt punktowy do pierwszego miejsca, znajdując się w grupie pościgowej z Ruchem Chorzów i Zagłębiem Sosnowiec. Znacznie lepiej rozpoczęli tamten sezon piłkarze Rapidu, którzy z bilansem 5-4-0 w lidze tylko o punkt ustępowali swojej lokalnej przeciwniczce - Austrii Wiedeń. Mistrz Austrii miał w swoim składzie piłkarzy światowego i europejskiego formatu, jak np. Antonina Panenkę (mistrz Europy z Czechosłowacją w 1976), Hansa Krankla (reprezentant Austrii, były piłkarz FC Barcelona, z którym zdobył Puchar Zdobywców Pucharów w 1979 oraz Superpuchar Hiszpanii w 1981), a także innych piłkarzy kadry narodowej, m.in. Christiana Keglevitsa czy Reinharda Kienasta.
W pierwszym meczu, który miał miejsce 20 października na stadionie w Wiedniu, piłkarze trenera Otto Baricia natarli na łodzian już od pierwszych minut spotkania, ale Widzew dzielnie się bronił. - Ja w tym meczu miałem za zadanie kryć Keglevitsa. Pamiętam, że to był kawał chłopa, przez co solidnie się napracowałem, żeby go powstrzymać. Jakoś sobie z nim jednak poradziłem. Cały zespół Rapidu usiadł na nas od początku, mając wsparcie pełnego stadionu - wspominał Kamiński. Do przerwy obie drużyny schodziły do szatni przy bezbramkowym wyniku.
Już na początku drugiej odsłony na Gerhard Hannapi Stadion zapanowała konsternacja. W 48. minucie Mirosław Tłokiński pokonał Herberta Feurera i otworzył rezultat spotkania. Radość Widzewa trwała tylko 10 minut, bo do wyrównania doprowadził Keglevits. Łodzianie znaleźli się pod narastającą presją ze strony gospodarzy, co skutkowało kolejnymi kartkami. Po nieco ponad godzinie gry upomniana żółtymi kartonikami była niemal połowa zespołu (Tadeusz Świątek, Mirosław Tłokiński, Andrzej Grębosz, Piotr Romke oraz Marek Filipczak). Nie wszystkie były jednak wynikiem fauli, jak zauważył Wiesław Wraga. - Walczyliśmy do końca i nikt nie odpuszczał. Mecz był dość "kolorowy", jeśli chodzi o kartki, ale łapaliśmy je głównie w głupich sytuacjach, jak np. odkopnięcie piłki po gwizdku - powiedział. Wtóruje mu Krzysztof Kamiński - Nie było w ogóle możliwości odpuszczenia w tym meczu, co skutkowało grą na maksa. Pewne rzeczy dlatego też wymykały się spod kontroli - przyznał były pomocnik Widzewa. W 71. minucie prowadzenie biało-zielonym dał Kienast, który na boisku przebywał od zaledwie 240 sekund.
Zespół Rapidu od początku XX wieku był znany ze swojego kwadransa (tzw. "Rapid Viertelstunde") - ostatnich piętnastu minut, które upływały pod znakiem natarcia na bramkę przeciwnika bez chwili wytchnienia. W szeregach kibiców wiedeńskiego zespołu pojęcie to urosło do miana kultu, do tego stopnia, że w 2011 roku... zostało zgłoszone do UNESCO jako niematerialne dziedzictwo (jednak bez powodzenia). Nic więc dziwnego, że 33 lata temu fani gospodarzy wierzyli, że 2:1 nie będzie wynikiem, na jakim mistrz Austrii poprzestanie w meczu u siebie, a zespół z Panenką i Kranklem w składzie nawiąże do wielodekadowej tradycji.
Ich plany pokrzyżował jednak świetnie dysponowany Henryk Bolesta, który kilkukrotnie uratował drużynę od straty gola, rozgrywając w barwach Widzewa mecz życia. Zdaniem wspominających mecz po latach piłkarzy, jego występ solidnie przyczynił się do obudzenia nadziei na awans do kolejnej rundy. - Mieliśmy dużo szczęścia, że przegraliśmy tylko 1:2 w Wiedniu, a mogliśmy ulec wyżej. Heniek Bolesta, który zastępował wtedy "Młynarza", udowodnił jednak, że był wówczas bardzo dobrym bramkarzem. Uratował nas w kilku groźnych momentach. Skończyło się dobrze - 2:1 to najlepsza możliwa przegrana na wyjeździe. Wystarczyło strzelić jedną bramkę i przechodziło się dalej - skomentował Wiesław Wraga.
Większe emocje dopiero miały nadejść
Minimalna wyjazdowa porażka w Wiedniu dawała nadzieję piłkarzom Widzewa na rewanż, ale łodzianie musieli wrócić do starć ligowych i otrząsnąć się po dwóch porażkach (biorąc pod uwagę rozgrywki krajowe oraz europejskie razem). Zawodnikom trenera Żmudy nie udała się jednak ta sztuka, mimo rozegrania obu zaplanowanych kolejek u siebie. Zarówno w meczu z Ruchem Chorzów, jak i Pogonią Szczecin, Widzew stracił punkty, remisując odpowiednio 0:0 i 1:1. - Przed rewanżem rozegraliśmy bardzo dwa słabe ligowe spotkania, a więc był problem jakościowy. Była pewna grupa, która grała cały czas, natomiast paru zawodników dołączyło dopiero w tym sezonie i na początku grali epizody - skomentował Krzysztof Kamiński. 3 listopada upływał miesiąc od ostatniej wygranej Widzewa w meczu o stawkę. W związku z zaistniałą sytuacją klub postanowił zarządzić trzydniowe zgrupowanie przed spotkaniem z Rapidem w Spale.
Ciąg dalszy nastąpi...