Widzewskie gwiazdy i legendarny mecz z Broendby
Ładowanie...

Global categories

20 March 2018 10:03

Widzewskie gwiazdy i legendarny mecz z Broendby

Trzy pokolenia widzewiaków i kilkuset kibiców obejrzało w poniedziałek premierę filmu dokumentalnego o rewanżowym meczu z Broendby, które dał Widzewowi awans do Ligi Mistrzów. - Piękne wspomnienia wróciły - mówił Andrzej Pawelec.

W sali kinowej kina Helios w centrum Sukcesja zagęszczenie legend i gwiazd łódzkiego klubu na metr kwadratowy było chyba największe z możliwych. Na premierze dokumentu "Broendby - ziemia obiecana" pojawiły się co najmniej trzy pokolenia piłkarzy, trenerów i działaczy Widzewa.

Pokolenie lat 70. i 80. XX wieku reprezentowali m.in. Andrzej Możejko, Andrzej Grębosz, Wiesław Wraga czy Zbigniew Boniek. Kolejna dekada to właśnie bohaterowie filmu. Na premierze stawiła się większość piłkarzy, którzy w 1996 r. i 1997 r. sięgnęli po mistrzostwo Polski, a przede wszystkim awansowali do Ligi Mistrzów. Na kolejny taki sukces polskiej drużyny trzeba było czekać aż 20 lat.

- Rzeczywiście tu na scenie stoi sztafeta pokoleń tego klubu. Dla mnie Widzew to jeden z najprzyjemniejszych okresów w karierze piłkarskiej. Dzieciństwo było związane z Zawiszą Bydgoszcz, ale pierwsze poważne i jedyne w Polsce granie było właśnie w łódzkim klubie - podkreślał prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek. - W tamtych czasach różne kluby robiły zakusy na najlepszych piłkarzy np. poprzez powołanie do wojska. Ja powiedziałem prezesowi Sobolewskiemu, że Widzew będzie moją jedyną drużyną w Polsce - dodał.

 

Z zespołu, który najpierw wyeliminował Broendby IF, a potem stawił czoła m.in. Atletico Madryt i Borussii Dortmund na premierze pojawili się Tomasz Łapiński, Maciej Szczęsny, Marek Bajor, Radosław Michalski, Paweł Wojtala, Marcin Zając, Piotr Szarpak, Ryszard Czerwiec, Marek Citko, Andrzej Michalczuk oraz trenerzy Franciszek Smuda i Andrzej Pyrdoł, kierownik drużyny Tadeusz Gapiński, a także ówcześni szefowie klubu: Andrzej Pawelec i Andrzej Grajewski.

- Wtedy nie było stadionu na Ligę Mistrzów, ale za to była drużyna. Teraz jest już odpowiedni obiekt i trzeba zrobić wszystko, by i zespół kiedyś wrócił na salony - mówił Marek Citko. - Byliśmy zespołem, mieliśmy świetną atmosferę. W przerwie podkreślaliśmy, że wciąż jest szansa coś ugrać. Potwierdziło się to po bramce na 3:1, kiedy jeszcze mocniej uwierzyliśmy, że nie wszystko stracone - dodawał Andrzej Michalczuk.

- Niektóre sceny z tego filmu sprawiły, że przypomniał mi się cały mecz i wiele momentów, o których już nie pamiętałem. Wtedy w Lidze Mistrzów grali tylko mistrzowie krajów. Nie było wcale tak łatwo awansować. Potem w grupie mieliśmy sporo pecha w meczach z tak silnymi drużynami. Ze Steauą przegraliśmy w końcówce po samobójczej bramce. Także w Madrycie z Atletico byliśmy bliżej wygranej - podkreślał Franciszek Smuda.

Prezes Boniek meczu z Broendby na żywo nie widział, bo nie było go w Polsce. - Pamiętam jednak, że w 90 minucie zadzwonił do mnie Andrzej Grajewski i nigdy wcześniej nie słyszałem tak szczęśliwego głosu w telefonie - wspominał Boniek. - Dramaturgia tego meczu była fantastyczna. Napięcie budowały najpierw tracone, a potem strzelane gole przez Widzew - dodał.

Obecne pokolenie reprezentowali wiceprezes Michał Sapota, piłkarze Sebastian Zieleniecki i Marcin Kozłowski, kierownik drużyny Marcin Pipczyński, a Akademię Widzewa - Kacper Pipczyński, który coraz częściej trenuje z pierwszą drużyna. Klamrą spinał całe środowisko trener Smuda, który z Widzewem awansował do LM, a teraz wspólne odbudowuje klub.

- Miałem zaledwie dwa lata, kiedy ten mecz rozegrano, więc go nie widziałem. Dopiero później poznałem tę piękną historię. Dla mnie to było duże wydarzenie, że mogłem obejrzeć ten film razem z ówczesnym gwiazdami Widzewa - przyznał Marcin Kozłowski.

Łodzianie są na razie na czwartym poziomie rozgrywek i choć są liderem grupy I, to w sobotę nieoczekiwanie przegrali ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. - Widzew ma teraz wygrywać wszystko od A do Z. Ma tylu kibiców i taki stadion, że po prostu nie wypada inaczej - stwierdził prezes Boniek.

Kozłowski zapewnia, że porażka ze Świtem była tylko wpadką. - Trener Smuda wrócił do Widzewa z tą myślą i z takim zadaniem, by rok po roku awansować aż do ekstraklasy. Wierzymy w wejście do II ligi, a potem powinno być łatwiej realizować cel - powiedział obrońca Widzewa. - Trener Smuda pozostał charakternym szkoleniowcem. Z filmu wynikało, że wtedy ten charakter, nieustępliwość i walkę do końca zaszczepiał zawodnikom. Teraz to samo robi w naszej drużynie. Jesteśmy pewni awansu, to była jedna wpadka, która jest czymś normalnym w sporcie. Kibice po meczu dali nam wsparcie, usłyszeliśmy kilka mądrych słów, że są z nami i będą do końca z nami walczyć o awans - dodał.

Trener Smuda też chce jak najszybciej wyrwać się z III ligi. - Próbuję zaszczepiać obecnej drużynie, to, czym wyróżniali się gracze z lat 90. XX wieku. Mam nadzieję, że uda nam się zbudować zespół na miarę tych, które sięgały po sukcesy. Najważniejsze to opuścić III ligę, bo to jest katorga - stwierdził Smuda. - Zdarzały mi się zawsze na początku sezonu wpadki, ale miałem nadzieję, że tym razem się nie przydarzą. Teraz mamy dużo wyższy zespół niż jesienią. Na tym terenie lepiej by się czuli piłkarze niżsi, bo na tym betonie nie mieliby kłopotów z koordynacją. Chcemy grać ofensywnie, z pierwszej piłki, szybko, a tego się tam nie dało zrobić - podsumował.

GALERIA Z PREMIERY