Global categories
Widzewski gorący czerwiec 1981
Widzewiacy właśnie wrócili znad morza, gdzie przegrali z gdyńską drużyną 0:2. W tym meczu - oprócz zdyskwalifikowanych z powodu tzw. afery na Okęciu Józefa Młynarczyka i Zbigniewa Bońka - nie zagrali ponadto kontuzjowani oraz pauzujący za kartki obrońca Andrzej Grębosz, pomocnik Jan Jeżewski oraz napastnicy Marek Pięta i Włodzimierz Smolarek.
Trener Jacek Machciński miał więc nad czym się głowić przed kolejnym trudnym wyjazdowym meczem, tym razem z goniącą Widzewiaków w tabeli krakowską Wisłą. "Z obozu lidera tabeli mamy niezbyt sprzyjające wieści. Na treningu kontuzji doznał Władysław Żmuda; założono mu gips i musi pauzować" - pisano w "Dzienniku Łódzkim" w zapowiedzi meczu z Białą Gwiazdą. Jakby tego było mało, przeciwko wiślakom nie mógł wystąpić też Andrzej Możejko, który dołączył do Grębosza, Smolarka i Pięty.
Widzewiacy zagrali więc przeciwko Wiśle w mocno kombinowanym składzie. "Widzew, który zdaniem miejscowych obserwatorów "przyjechał na pożarcie", biorąc pod uwagę katastrofalne osłabienie w składzie, miał momentami przewagę i kontrolował przebieg wydarzeń na boisku" - napisano w relacji z tego meczu. Łodzianie pod Wawelem prowadzili do przerwy 2:1 po golach Zdzisława Rozborskiego i Krzysztofa Surlita, ale ostatecznie przegrali 2:3.
Dzięki temu to Wisła wskoczyła na pozycję wicelidera ekstraklasy, tracąc tylko punkt do Widzewa. W obozie łodzian nie było czasu na rozpamiętywanie tych wydarzeń, bo już kilka dni później przyszło im zagrać u siebie z Motorem Lublin. Już w 14. minucie młody pomocnik Paweł Woźniak dał prowadzenie Widzewowi i jednocześnie ustrzelił… papierośnicę ufundowaną przez jednego z kibiców dla zdobywcy pierwszej bramki dla łodzian.
Jeszcze w pierwszej połowie Motor wyrównał i był bliski wywalczenia remisu. Gdy do końca meczu pozostawało 9 minut, sędzia podyktował rzut karny dla Widzewa. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Mirosław Tłokiński. - Było to ogromnie trudne zadanie zważywszy na wynik i moment wykonania karnego, czyli końcówkę czasu regulaminowego. Wszyscy mieli skierowane oczy na mnie i pewność, że zdobycie bramki jest zwykłą formalnością. Trzeba było oczyścić się z negatywnych myśli i skoncentrować na uderzeniu. Na szczęście znowu się udało - wspominał po latach Tłokiński.
To był jeden z najważniejszych momentów końcówki sezonu 1980/1981 dla Widzewiaków. Dzięki zwycięstwu 2:1 z Motorem mieli znowu dwa punkty przewagi nad wiceliderem, którym ponownie została Legia. Warszawski zespół w przedostatniej kolejce sezonu czekał wyjazd do Poznania na mecz z Lechem, a łodzian wyprawa do Chorzowa na spotkanie z Ruchem.
Oba mecze rozpoczęły się w środę, 10 czerwca 1981 roku o godzinie 17:00 i zgromadziły najliczniejsze widownie w 29. kolejce. W stolicy Wielkopolski 30 tysięcy kibiców obejrzało porażkę 0:2 Legii. W Chorzowie do przerwy było 0:0… "W niespełna 7 minut po przerwie Ruch objął prowadzenie po celnym strzale… Jeżewskiego. Zawodnik Ruchu - Wrona posłał piłkę w obręb pola karnego widzewskiej bramki i interweniujący Jeżewski nie dał żadnych szans Klepczyńskiemu" - tak w łódzkiej prasie opisano samobójczą bramkę Widzewa na 0:1.
Mimo tej pechowej akcji Widzewiacy nie poddali się i za sprawą celnego strzału Andrzeja Grębosza doprowadzili do remisu 1:1. Zarazem strzału bardzo cennego, bo utrzymującego dwupunktową przewagę nad drugim zespołem w tabeli ekstraklasy na kolejkę przed końcem sezonu 1980/1981.
"Łódź ćwiczy sto lat dla Widzewa" - taki tytuł zagościł na okładce katowickiego "Sportu" po meczu w Chorzowie. Widzew był dosłownie o krok od zdobycia swojego pierwszego tytułu mistrza Polski, ale trzeba było jeszcze nie przegrać w ostatnim meczu sezonu, w którym zespół trenera Jacka Machcińskiego miał u siebie zmierzyć się z Zagłębiem Sosnowiec. Dokładnie niemal 40 lat temu. W niedzielę, 14 czerwca 1981 roku...
Kamil Wójkowski