Global categories
Widzew to coś więcej niż klub - rozmowa z Mariuszem Rybickim
Dariusz Cieślak: W lutym ubiegłego roku zapowiadałeś, że chcesz jak najszybciej wrócić do ekstraklasy, ale ostatnio rzadziej pojawiasz się nawet na boiskach pierwszoligowych.
Mariusz Rybicki: Teoretycznie udało mi się spełnić te założenia. Wróciłem do ekstraklasy, ale życie bywa przewrotne. Kontuzja i problemy ze zdrowiem, które przydarzyły mi się w trakcie gry w Koronie Kielce sprawiły, że nie mogłem liczyć na regularne występy i zostałem wypożyczony do Miedzi Legnica.
Na początku sezonu byłeś podstawowym zawodnikiem w składzie Miedzi. Teraz rzadziej pojawiasz się w wyjściowej jedenastce. Skąd te problemy?
- Trudno powiedzieć, czemu tak się dzieje. W każdym klubie trenerzy mają swoją koncepcję, realizują swój pomysł na grę zespołu i kształt pierwszego składu. Czasem kształtuje to również wyjściową jedenastkę, bo warunki i predyspozycje wpływają na realizację zadań na boisku. Ja się nie zrażam i nie zniechęcam. Dalej robię swoje. Ciężko pracuję i wiem, że daję z siebie wszystko. Wysyłam tym samym sygnały trenerowi, że jest gotowy pomóc drużynie w każdym momencie.
Twoja kariera rozbłysła w Widzewie. Byłeś rozczarowany, gdy w 2015 roku klub ogłaszał upadłość?
- Oczywiście, że byłem rozczarowany. Choć to raczej zbyt delikatne określenie. Bardzo mnie to bolało i doskwierało mi przez długi czas. Patrząc jednak na to, co dzieje się teraz wokół klubu, dochodzę do wniosku, że to wszystko wyszło Widzewowi na dobre. Jest piękny stadion, dobra, ambitna drużyna i przede wszystkim wierni kibice, którzy w pełnej krasie pokazują, na co ich stać. A nie od dziś wiemy, że kibiców Widzewa stać na wiele. To, co robią jest naprawdę niesamowite.
Pamiętam twoje pierwsze kroki w Widzewie. Wspólnie z Mariuszem Stępińskim i kilkoma innymi młodymi zawodnikami zostaliście okrzyknięcie "dzieciakami Mroczkowskiego". Jak wspominasz tamte czasy?
- To były piękne czasy. Miło jest wracać do tych wspomnień. Każdy z tych przysłowiowych "dzieciaków Mroczkowskiego" miał i ma w sobie coś wyjątkowego. Było to widać na boisku. To była naprawdę wyjątkowa grupa.
Pamiętasz swój debiut?
- Pamiętam doskonale. Takich rzeczy się nie zapomina. To był to mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała, wszedłem na końcowe minuty, ale mimo to uczucia były wyjątkowe.
Jakie ważne momenty w tej łódzkiej przygodzie lubisz jeszcze wspominać?
- Generalnie czas spędzony w Widzewie był dla mnie bardzo wartościowy. Trudno byłoby wskazać tutaj jakieś najważniejsze momenty. Już sama gra w tym klubie na poziomie ekstraklasy to było spełnienie marzeń. Czułem się tam wyjątkowo. Zarówno na treningach, jak i w meczach dało się odczuć tę mobilizującą presję, bo Widzew to coś więcej niż klub. To historia, tradycja i aspiracje.
Obserwujesz obecne poczynania Widzewa?
- Oczywiście, że obserwuję. Staram się być na bieżąco. W derbach zakładałem zwycięstwo, ale mimo remisu szczęście uśmiechnęło się do chłopaków i nadal są w walce o awans. Trzymam za nich kciuki.
Bywasz na meczach Widzewa? Czy jednak kilometry pomiędzy Łodzią a Legnicą stanowią pewną trudność?
- Jeżeli jest taka możliwość, staram się bywać na meczach Widzewa. Ostatni raz gościłem na stadionie podczas meczu ligowego z rezerwami Legii Warszawa. Piłkarze pokazali naprawdę świetną grę, a kibice doping, którego pozazdrościć mogą Widzewowi kluby z ekstraklasy. I nie tylko.
Jak oceniasz szansę Widzewa na powrót do piłkarskiej elity?
- Szanse? Tu nie ma co oceniać. Jestem w pełni przekonany, że powrót Widzewa do piłkarskiej elity to tylko kwestia czasu. Powiedzmy sobie szczerze - to wszystko, co dzieje się teraz przy al. Piłsudskiego 138, musi napawać optymizmem. Taki klub i tacy kibice zasługują, żeby rywalizować tylko i wyłącznie w najwyższej klasie rozgrywkowej.