Widzew powinien dysponować swoimi obiektami - rozmowa z Michałem Sapotą
Ładowanie...

Global categories

26 July 2017 09:07

Widzew powinien dysponować swoimi obiektami - rozmowa z Michałem Sapotą

Prezes firmy Murapol S.A., przyszły członek zarządu spółki Widzew Łódź S.A., wskazał nam kluczowe kierunki i priorytety dla rozwoju klubu.

Marcin Olczyk: Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej chwalił pan działania dotychczasowego zarządu. Klub jednak cały czas jest w budowie. Jakie według pana są najważniejsze obszary funkcjonowania Widzewa, w których wymagane są teraz największe nakłady pracy?

Michał Sapota: Na ten moment, po pierwszych analizach, wiemy, że szczególną potrzebą jest podjęcie działań w kierunku stworzenia bazy treningowej i zaplecza sportowego. Potrzebne jest to nie tylko dla pierwszej i drugiej drużyny, ale tak naprawdę przede wszystkim z myślą o zapewnieniu rozwoju Akademii Widzewa.

Macie już jakieś rozeznanie w tym temacie? Widzew ma z miejscem do trenowania spore problemy.

-  Docierają do nas różne informacje, przede wszystkim od kolegów z klubu. Dotyczą one chociażby sytuacji Łodzianki czy różnych gruntów w mieście. Dla mnie docelowym modelem jest taki, w którym klub dysponuje swoją własną, profesjonalną bazą - zarówno na potrzeby seniorów, jak i najmłodszych adeptów piłki nożnej. W tym kierunku na pewno będziemy podejmować działania. Na dziś trudno mówić o konkretach, natomiast na pewno nie można opierać się na krótkoterminowych dzierżawach przy niepewnych planach dotyczących przyszłości poszczególnych obiektów czy lokalizacji.

Czy w związku z tym Murapol jest gotowy własnymi siłami zbudować dla Widzewa coś od podstaw?

- Na ten moment klub nie posiada środków, by zrealizować tego typu inwestycję. Jeśli jednak nadarzy się w przyszłości możliwość zainwestowania w konkretne tereny, obowiązkowo na terenie Łodzi, pozwalające w jakiejś perspektywie czasowej utworzyć bazę treningową i ją rozwijać, to bierzemy takie rozwiązanie pod uwagę. Takie przedsięwzięcie na pewno jest możliwe do realizacji w dalszej perspektywie. Proszę nie traktować tego oczywiście jako obietnicę czy gwarancję stworzenia odpowiedniej infrastruktury, ale jest to w kręgu naszych planów i zamierzeń. Musimy jednak pamiętać, że wpływ może mieć tu wiele czynników. Chciałbym, żeby Widzew dysponował swoimi obiektami treningowymi i miał odpowiednie warunki do rozwoju Akademii.

Rozumiem, że na tym etapie mówić można tylko o chęciach, a dopiero odpowiednie rozeznanie da więcej odpowiedzi i pozwoli stworzyć realny plan rozwoju?

- Sytuacja jest dynamiczna. Wszystkie te sprawy są dla nas świeże, chociaż na przestrzeni ostatnich miesięcy, rozważając zaangażowanie w Widzew, analizowaliśmy również aspekty związane z infrastrukturą klubową - potrzebami i możliwościami. Temat ten był również przedmiotem negocjacji i wewnątrz firmy, i ze Stowarzyszeniem. Wydaje mi się, że w ciągu najbliższego półrocza sytuacja stanie się dla nas na tyle jasna, że będziemy mogli zacząć rozmawiać o konkretnych planach. Dla mnie na pewno jedna z kluczowych kwestii organizacyjnych i rozwojowych dla klubu.

Wspomniał pan o potrzebach Akademii Widzewa. Czy w polskich realiach da się budować klub na silnej, dobrze prosperującej akademii? Czy Widzew Łódź będzie podążać tą drogą?

- Akademię Widzewa traktujemy jako jeden z fundamentów wieloletniego planu rozwoju klubu. Będziemy temu poświęcać bardzo dużo czasu. Chcemy stworzyć profesjonalną, działającą na szeroką skalę akademię. Wypuszczanie młodych piłkarzy do pierwszej drużyny to esencja funkcjonowania klubu. Chcielibyśmy, żeby wychowankowie regularnie zasilali drużynę seniorów. Natomiast ci, którzy niekoniecznie dawaliby sobie radę w silnym Widzewie, mimo wszystko mieliby otwartą drogę do gry w innym miejscu. Tak to wygląda w najlepszych klubach na świecie, jak FC Barcelona czy Manchester United, gdzie piłkarze regularnie wchodzą do pierwszych drużyn, a jeśli się do nich nie łapią to przechodzą do trochę niżej notowanych zespołów, ale nierzadko robią też duże kariery. To podnosi prestiż klubu, z którego się wywodzą i robi reklamę jakości pracy z młodzieżą. Takie rzeczy są bardzo ważne. Wiadomo, że najbardziej ekscytujące w piłce, poza meczami, są wielkie transfery dotyczące głośnych nazwisk, natomiast zanim piłkarz  na to zapracuje, gdzieś gry w piłkę musi się uczyć. Dla nas jest to bardzo istotne. Chcemy, żeby spod naszej ręki w świat wychodziło jak najwięcej piłkarzy.

Czyli sam fakt występowania obecnie w Widzewie kilkunastu roczników młodzieżowych miał dla was znaczenie w kontekście ostatecznej decyzji o zainwestowaniu w Widzew?

- Tak, oczywiście. Baza jest stworzona. Rozmawialiśmy o tym w klubie. Na dzisiaj mamy dobrą podstawę do rozwoju, model jest niezły, przemyślany, chociaż na pewno chcielibyśmy nadać temu większy rozmach. Powinniśmy zagwarantować dzieciakom, a potem już coraz starszym chłopcom, jak najlepszy warsztat szkoleniowy. To jest jeden z naszych priorytetów, jeśli chodzi o działania na najbliższy okres.

Rozmawiamy o infrastrukturze i zapleczu. Czy przy tak ambitnych planach Murapol zakłada również przejęcie w przyszłości stadionu? Czy docelowo klub będzie dążył do zarządzania obiektem przy al. Piłsudskiego 138? Albo czy powinien w ogóle do tego dążyć?

- Na ten temat nie mogę powiedzieć nic konkretnego, ponieważ nie toczyły się żadne rozmowy związane z takimi planami. Być może warto byłoby przejąć stadion w zarządzanie, ale przede wszystkim nie zależy to tylko o nas. Na razie jest dużo za wcześnie, żeby o tym rozmawiać. Absolutnie nie wykluczam takiego scenariusza, ale przejęcie stadionu ma sens w określonych warunkach. Trzeba mieć przygotowane pomysły na to, jak ten stadion mógłby zarabiać, bo koszty związane z jego utrzymaniem są spore. Dlatego nie jest to na pewno dla nas temat na najbliższy sezon.

Poza poziomem rozgrywkowym, mimo młodej struktury organizacyjnej, Widzew może chyba organizacyjnie równać się z klubami ekstraklasy. Czy doświadczenia Murapolu z zaangażowania w sport będą wymagały istotnych zmian organizacyjnych?

- Żadnych istotnych zmian w tej sferze nie zakładamy. Nie ma na ten moment mowy o gwałtownych ruchach. Myślimy o spokojnym rozwoju na podstawie tego, co zostało już stworzone. Potrzebujemy czasu, chociażby na poznanie pracowników i sposobu ich funkcjonowania, indywidualnie i wspólnie, jako jeden organizm. Wiedza, jaką mamy na ten moment, sugeruje, że duże zmiany nie są wymagane. Chcemy kontynuować  kierunek obrany przez zarząd Stowarzyszenia i ewentualnie go rozwijać.

Jak w takim razie fizycznie, formalnie wyglądać będzie obecność Murapolu w Widzewie?

- Jesteśmy w ścisłym kontakcie z zarządem Stowarzyszenia, przede wszystkim z Przemkiem Klementowskim, ale z pozostałymi członkami również. Pierwszy krok, jaki właśnie wykonujemy, polega na tym, żeby wejść  bez niepotrzebnych emocji i gwałtownych ruchów. Musimy na spokojnie zapoznać się ze wszystkim. W naszej ocenie, klub jest w bardzo dobrej sytuacji finansowej i organizacyjnej. Tak to na ten moment wygląda. Dlatego chcemy rozmawiać z zarządem, zbierać opinie i oceny i na tej podstawie wyrobić sobie własny osąd. W żadnym obszarze nie przewidujemy w związku z tym w najbliższym czasie zmian.

(Na drugiej stronie przeczytacie m.in. o przeznaczeniu pierwszych środków Murapolu, miłości Michała Sapoty do klubu i sprzedaży karnetów)

@page_break@

Skoro Widzew jest zabezpieczony, to stanie się ze środkami finansowymi, które Murapol przekazać ma klubowi w pierwszym roku współpracy?

- Pierwsze środki, które wyłożymy na klub, nie mają na ten moment konkretnego celu. To są pieniądze, które będą odłożone na rachunku klubu i na razie tyle o nich wiemy. Budżet Widzewa w tym roku jest na tyle duży, że nawet przy planach awansu do drugiej ligi, przy rozsądnym gospodarowaniu cały nie zostanie skonsumowany. Ważne jest, żeby pieniądze od Murapolu trafiły do klubu i mogły zostać odłożone na poczet dalszych planów budowania drużyny drugoligowej, liczącej się w walce o kolejny awans, już na zaplecze ekstraklasy. Dla nas i dla Stowarzyszenia kluczowe jest, żeby Murapol jak najszybciej wpłacił te środki, potwierdzając wiarygodność i zaangażowanie inwestora. O pustych obietnicach nie może być mowy. Wchodzimy od pierwszego dnia finansowo na dużą skalę. Z punktu widzenia klubu dobrze się jednak stanie, że te środki nie będą od razu spożytkowane. Chodzi o to, że dzisiaj celem jest awans do II ligi i to wymaga określonych nakładów, ale każda klasa rozgrywkowa znacząco zwiększać będzie zapotrzebowanie kapitałowe. Dlatego my już dzisiaj zaczynamy się szykować pod te kolejne awanse i etapy rozwoju.

Co ważne, mając dzisiaj zagwarantowane środki, pewne ruchy na przyszłość, jak na przykład transfery, można już spokojnie wykonywać lub przynajmniej planować. Nie będzie wtedy obawy, że dopiero jak pojawi się potencjalny wydatek to Widzew będzie się martwić czy i skąd na to wziąć pieniądze. Zależy nam na spokoju i komforcie w zarzadzaniu klubu. Chcemy mieć środki i dopiero zastanawiać się, jak je najlepiej wykorzystać. Dzięki temu będziemy mogli bez nerwów podejmować decyzje inwestycyjne czy kadrowe przy uwzględnieniu planowania długoterminowego.

Jest pan zdeklarowanym kibicem Widzewa. Czy utkwił panu szczególnie w pamięci któryś moment z historii Widzewa? Był jakiś punkt kluczowy, po którym wiedział pan, że Widzew to już klub na całe życie?

- Gdy miałem 6-7 lat, Widzew zdobywał swoje pierwsze mistrzostwa Polski i odnosił sukcesy w europejskich pucharach. Całe Radomsko wtedy tym żyło. Z tamtego okresu pamiętam oczywiście szczątkowe obrazy, ale znajomi mieli starszych braci, którzy jeździli na mecze i mieli klubowe pamiątki - takie otoczenie kształtowało moją świadomość. Wszyscy mówili o Widzewie - na osiedlu pod blokiem, na imprezach rodzinnych, wspólnie przeżywało się te mecze i historyczne zwycięstwa. Człowiek nie do końca był świadomy tego, o czym była mowa, ale przesiąkał tym. Doszły do tego Mistrzostwa Świata w 1982 roku i tak to zainteresowanie piłką nożną się rodziło i rozwijało. W miarę dobrze pamiętam już mecze z Borussią Moenchengladbach czy Dynamem Mińsk, oglądane w telewizji.

Nie miał pan problemów z przekonaniem współpracowników z Murapolu, że trzecioligowy klub to dobre miejsce na inwestycje dla lidera rynku deweloperskiego?

- Poziom rozgrywkowy nie był w tym wypadku żadną przeszkodą. Mamy w firmie dość sporą grupę ludzi interesujących się piłką nożną - niektórzy mniej, inni bardziej, a są i tacy, którzy wręcz bardzo bardzo. Dla wszystkich siła marki Widzew była jednak oczywista. Nie było kontrowersji w zakresie tego czy ma to w ogóle sens, czy nie. W chwili, gdy taka możliwość się stworzyła, sprawa była jasna - chcieliśmy tego od samego początku.

O Widzewie najgłośniej jest od dawna za sprawą kolejnych rekordów sprzedaży karnetów. Jest pan w stanie racjonalnie wytłumaczyć ten fenomen?

- Na pewno jest to zjawisko, samo w sobie - coś nieprawdopodobnego. Trudno uwierzyć, że dzieje się to kolejny raz, mimo że w poprzednim sezonie nie udało się klubowi awansować. Kibice stają jednak na wysokości zadania, w sposób niesamowity. Takie rzeczy w ogóle się nie dzieją. To jest ewenement. Tym bardziej chcemy w najlepszy możliwy sposób dołożyć się do tego, żeby kibice mogli być dumni z zespołu i jego marszu w górę drabinki rozgrywkowej. Bardzo nam na tym zależy.

Z biznesowego punktu widzenia nie zakładaliście jednak pewnie, że kolejny raz - jeszcze przed startem rundy - uda się wyprzedać praktycznie cały stadion?

- Za pierwszym razem też tego nie zakładaliśmy. Nie przyszło nam do głowy, że coś takiego może mieć miejsce. Zdawałem sobie sprawę, że tęsknota za stadionem będzie olbrzymia i zainteresowanie w związku z tym duże, ale skala przerosła nasze wyobrażenia całkowicie. Powtórka to już totalna abstrakcja. Zaznaczam jednak, że zgłaszając akces do zainwestowania w klub nie kalkulowaliśmy w ten sposób, że jak się sprzeda za mało karnetów to Widzew nas nie interesuje. Wręcz przeciwnie. Nastawialiśmy się na to, że gdyby stadion nie wypełniał się do ostatniego miejsca, stanowiłoby to dla nas wyzwanie, żeby kibiców przekonać, że warto przychodzić na Widzew. W tej sytuacji nie ma jednak o czym mówić.

Na koniec o sukcesie waszym i całego klubu decydować będzie jednak i tak wynik sportowy. Jest pan dobrej myśli?

- Jeżeli chodzi o kwestie finansowo-organizacyjne, klub przerasta ligę o kilka klas. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. W sferze sportowej na papierze, patrząc po nazwiskach, awans teoretycznie powinien być wywalczony - bezdyskusyjnie. Podobnie jak zarząd Stowarzyszenia, którego przedstawiciele wspominali już o tym kilkakrotnie, myślimy kategorycznie i jednoznacznie: awans i tylko awans. Nie wyobrażamy sobie innego scenariusza. Zdaję sobie sprawę, że trener Cecherz wraz ze sztabem szkoleniowym oraz wszyscy piłkarze liczyć muszą się z olbrzymią presją. Ale to jest Widzew. Trzeba się z tym liczyć. Klub ten swoją historią i dokonaniami absolutnie zasługuje na granie w ekstraklasie. To jest obowiązek. Wszystko powinno być temu podporządkowane, dlatego ludzie, którzy są w klubie, czy to w sferze administracyjno-zarządczej, czy przede wszystkim sportowej, muszą to dźwigać i utrzymywać na swoich barkach. Inaczej nie mają po prostu prawa być w Widzewie.

Wspomniał pan o trenerze Cecherzu. Miał pan już okazję z nim rozmawiać? Dogadacie się?

- W poniedziałek miało miejsce nasze pierwsze spotkanie i w mojej ocenie wypadło ono pozytywnie. Trener wyraził zadowolenie z jakości kadry piłkarskiej. Wyjaśnił też, że wszystkie cele założone na okres przygotowawczy, zostały zrealizowane. Przygotowane są odpowiednie założenia taktyczne na sezon i trener jest pełen optymizmu. Według niego drużyna jest bardzo dobrze przygotowana, wie co grać i jest gotowa na realizację celu, jakim jest awans do II ligi. Z tej perspektywy spotkanie wypadło bardzo dobrze. Wszystko zweryfikuje czas i rzeczywistość. Wydaje nam się jednak, że trener ma wszystko przemyślane, ułożone i zaplanowane. Będziemy trzymać kciuki, żeby od pierwszego meczu plan ten był realizowany.

Będzie pan się temu bacznie przyglądał na żywo już w Sulejówku?

- Taki mam plan.