Widzew napsuł nam sporo krwi - rozmowa z Ottmarem Hitzfeldem
Ładowanie...

Global categories

21 October 2016 11:10

Widzew napsuł nam sporo krwi - rozmowa z Ottmarem Hitzfeldem

Legendarny niemiecki trener, który w 1997 roku podprowadził do zwycięstwa w Lidze Mistrzów Borussię Dortmund, nie zapomniał o oporze, jaki jego drużynie stawiał 20 lat temu łódzki Widzew.

Czy wśród tylu meczów, w których pełnił pan funkcję trenera najlepszych drużyn Europy (BVB, Bayern) utkwiła panu w pamięci rywalizacja z Widzewem Łódź w Lidze Mistrzów w sezonie 1996/1997?

Ottmar Hitzfeld: Bardzo dobrze pamiętam spotkania przeciwko ekipie Widzewa Łódź. Mecze rozgrywane w Lidze Mistrzów są dla mnie swego rodzaju perełką, wisienką na torcie i mają dla mnie szczególne znaczenie.

Jak tak silny klub, jak Borussia Dortmund, podchodził wówczas do rywalizacji z klubem z Polski?

- W Lidze Mistrzów podstawową zasadą jest to, aby szanować i brać na poważnie każdego przeciwnika poprzez staranne przygotowania do meczu. Analizowaliśmy bardzo dokładnie zapis wideo przed spotkaniami z Widzewem i wiedzieliśmy, że będzie to bardzo ciężkie spotkanie.

Piłkarze Widzewa na arenie międzynarodowej nie byli chyba anonimowi. Kilku z nich grało między innymi w meczu towarzyskim Polska - Niemcy w Zabrzu w 1996 roku. Czy miał pan dużo informacji na temat Widzewa przed rozpoczęciem rywalizacji z polskim klubem?

- Obserwowaliśmy ekipę Widzewa Łódź w meczach o mistrzostwo Polski, ale zaangażowaliśmy również scouta, aby pojechał na mecze do Polski i zebrał dla nas jak najwięcej informacji przed konfrontacją.

Czy w tamtym czasach rozpracowanie rywala przed meczem miało takie znaczenie jak dziś?

- Analiza przeciwnika na pewno pod względem technicznym nie odpowiadała dzisiejszym standardom i przede wszystkim nie była tak dokładna jak dzisiaj. Niemniej jednak materiały wideo, które udało nam się zebrać, były bardzo pomocne i dały nam wiele cennych informacji o Widzewie.

Czy wiedział pan, że Widzew po heroicznej walce w eliminacjach z Broendby awansował do Ligi Mistrzów dzięki bramce w ostatniej minucie? Takie informacje były przydatne do przygotowywania się do meczu z teoretycznie znacznie niżej notowanym rywalem?

- Mieliśmy wszelkie informacje o Widzewie i wiedzieliśmy, że drużyna trenera Smudy jest przede wszystkim bardzo mocna i bojowo nastawiona. Spodziewaliśmy się, że nasz mecz będzie bardzo trudny, a przeciwnik niebezpieczny.

W Dortmundzie zespół z Łodzi przegrał minimalnie, ale u siebie przez długi czas prowadził 2:1, a mecz ostatecznie zakończył się remisem. Czy spodziewał się pan takiego oporu ze strony Widzewa? Czy przeszło panu przez myśl, że możecie w Łodzi przegrać?

- Wiedzieliśmy, że spotkanie w Łodzi może być bardzo ciężkie. Kibice w Łodzi też byli znani z tego, że doskonale dopingują swój zespół i tworzą niepowtarzalną atmosferę na trybunach.

Widzew był w tamtym sezonie jedyną drużyną, z którą Borussia Dortmund nie była w stanie wygrać w Lidze Mistrzów na wyjeździe! Miał pan tego świadomość?

- Nawet po wygranych w Bukareszcie i w Madrycie przeciwko Atletico bardzo poważnie podchodziliśmy do rywala z Polski. Mieliśmy świadomość, że zespół Widzewa na swoim boisku jest niezwykle groźny.

Wielu piłkarzy tamtego Widzewa trafiło później do Bundesligi. Czy któryś z zawodników grających wtedy przeciwko BVB przykuł pana uwagę?

- Oczywiście. Przede wszystkim zapamiętałem zdobywcę dwóch bramek Jacka Dembińskiego oraz Pawła Wojtalę.

A czy z występów już w Bundeslidze pamięta pan pochodzących z Widzewa Polaków, np. Sławomira Majaka, Daniela Bogusza czy wspomnianych już Wojtalę i Dembińskiego?

- Naturalnie śledziłem ich dalsze losy w Bundeslidze, bo przecież występowali w drużynach przeciwników, więc musiałem się do ich występów taktycznie przygotować.

Czy poza Sławomirem Wojciechowskim, który był w szerokiej kadrze prowadzonego przez pana później Bayernu Monachium, ale nie przebił się do pierwszej drużyny, zastanawiał się pan kiedyś nad pozyskaniem polskiego piłkarza do Borussii albo Bayernu?

- Wydaje mi się, że za moich czasów w Dortmundzie niezbyt mocno penetrowaliśmy rynek polski w poszukiwaniu graczy.

Czy oglądał pan pozostałe mecze grupowe Widzewa w sezonie 1996/1997 Ligi Mistrzów? Widział pan i pamięta bramkę Marka Citki strzeloną Atletico Madryt z połowy boiska?

- Bramka Marka Citko? Oczywiście, że pamiętam - widziałem ją chyba na wszystkich kanalach piłkarskich i niezmiennie do dzisiaj jestem pod wielkim wrażeniem.

Czy o Widzewie można było wówczas powiedzieć, że mimo braku doświadczenia, był wymagającym rywalem?

- Widzew Łódź napsuł nam zdecydowanie najwięcej krwi w fazie grupowej, ale był też drużyną najbardziej aktywną.

Marsz Borussii po zwycięstwo w całej Lidze Mistrzów zaczął się wówczas właśnie od meczu z Widzewem. Czy to zwycięstwo było ważnym krokiem w drodze po puchar? Przeczuwał pna początku tamtego sezonu, że Borussia może zajść tak daleko?

- Naszym celem za każdym razem, kiedy przystępowaliśmy do Ligi Mistrzów, było wygranie bieżącej edycji. W momencie fazy grupowej i meczów w Łodzi nie wiedzielismy, że będziemy triumfatorami, ale właśnie wygrana w Lidze Mistrzów była naszym niezmiennym celem.

W wielkim finale pewnie pokonaliście Juventus Turyn. Czy przed tym meczem czuł pan, że jesteście w stanie pokonać obrońcę tytułu? Co było kluczem do tamtego zwycięstwa?

- Przeciwko drużynie Juventusu byliśmy świetnie zorganizowani. Nie zostawiliśmy przeciwnikowi żadnego pola do manewru. Narzuciliśmy swoje zasady gry i rywalowi nie udało się wywrzeć na nas żadnej presji. Zidane absolutnie nie mógł się rozwinąć i pokazać swojego kunsztu. Dodatkowo zaprezentowaliśmy również efektywność w ofensywie.

W tym sezonie (2016/2017) w Lidze Mistrzów Borussia ponownie rywalizuje z mistrzem Polski - Legią Warszawa. W pierwszym meczu w Warszawie BVB rozbiło Legię aż 6:0. Ten wynik oraz 20 lat nieobecności w Lidze Mistrzów nie świadczą najlepiej o piłce klubowej w Polsce. Czy pan, jako osoba z zewnątrz, ma pomysł dlaczego Europa przez 20 lat tak uciekła Polsce?

- Nie orientuję się w obecnych realiach polskiej piłki na tyle, aby podjąć się rzetelnej oceny. Przepraszam.

Widzew Łódź po 20 latach od gry w Lidze Mistrzów wylądował na czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce i próbuje podnieść się z kolan po poważnych problemach finansowych. Jednym z głównych elementów odbudowy jest szkolenie młodzieży. Kierunek pracy w Widzewie wskazał Ryszard Komornicki. Czy uważa pan, że w dzisiejszych czasach szkolenie młodzieży jest ważnym punktem funkcjonowania profesjonalnego klubu i czy model szwajcarski, który pan na pewno doskonale zna, to dobry wzór?

- Bardzo się cieszę z faktu, że pan Komornicki wskazał Widzewowi akurat ten przykład. Model szwajcarski to fantastyczny koncept pod względem merytorycznym, a jego głównym atutem jest to, że jest bardzo praktyczny, a nie tylko teoretyczny.

Największą gwiazdą polskiej piłki jest obecnie Robert Lewandowski, zawodnik najpierw Borussii, a teraz Bayernu, czyli klubów, z którymi święcił pan największe triumfy. Polskiego napastnika musi pan znać więc doskonale. Czy to już jest absolutny top napastników na świecie? Jak ocenia pan umiejętności tego zawodnika?

- Robert Lewandowski to świetny, bardzo nowocześnie grający napastnik. Jak dla mnie jest on na jednym poziomie z Messim i Ronaldo. Łączy w sobie technikę, wolę walki oraz ogromny potencjał sportowy. Dodatkowo wyróżnia się grą kombinacyjną na najwyższym poziomie.

A jak ocenia pan Jakuba Błaszczykowskiego? Czy nie zrezygnowano z niego w Borussii zbyt pochopnie, zwłaszcza po dobrej grze na Euro 2016?

- Kuba rozegrał świetne zawody w czasie mistrzostw Europy i cały czas się rozwija. Moim zdaniem Borussia za szybko podjęła decyzję, aby z niego zrezygnować.

Nie tęskni pan za pracą trenerską? Czy Ottmar Hitzfeld może wrócić jeszcze na ławkę trenerską?

- Moim celem było zawsze to, by w roli trenera nie być za starym. Moja decyzja, aby przestać trenować zespół po Mistrzostwach Świata w 2014, była strzałem w dziesiątkę. Delektuję się bardzo moim życiem bez ciśnienia i presji!

*Autor serdecznie dziękuje za pomoc w tłumaczeniu i przekładzie Rafałowi Wolfowi