W każdym meczu będziemy "musieli" - rozmowa z Danielem Mąką
Ładowanie...

Global categories

14 July 2017 08:07

W każdym meczu będziemy "musieli" - rozmowa z Danielem Mąką

Daniel Mąka to zawodnik o wszechstronnych możliwościach. Skrzydłowy czerwono-biało-czerwonych cieszy się ze wzrastającej w drużynie konkurencji - zarówno na jego pozycji, jak i w walce o miano goleadora.

Bartosz Koczorowicz: Powoli dobiega końca obóz przygotowawczy w Nieborowie. Jak się na nim czujesz?

Daniel Mąka: Myślę, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Wszyscy czujemy się zdrowi. Jedynie Olek Kwiek dochodzi do siebie do pełnej sprawności po mikrourazie. Lepiej, żeby zaczekał jeszcze chwilę, niż miałby za wcześnie wejść w trening. Jesteśmy zadowoleni z warunków, które tu mamy. Treningi są solidne i dają w kość - tak ma być. Efekty naszej pracy będziemy prezentować w rundzie jesiennej.

Zaczęliście przygotowania jeszcze przed zgrupowaniem od dużych obciążeń na treningach. Czuliście to w nogach choćby podczas sparingu z Polonią Warszawa, który poprzedzał wyjazd do Nieborowa?

- Tak, czuliśmy. Zawodnicy Polonii pytali się nas jednak po meczu, czego się najedliśmy wcześniej. Widocznie musieliśmy grać z pasją, zaangażowaniem i werwą. Nie wiem, jak trenuje Polonia, ale na ich tle wyglądaliśmy zdecydowanie lepiej. To tylko sparing, ale cieszy to, że w meczu ze spadkowiczem wyglądaliśmy dobrze i widzieli to także pracownicy sztabu szkoleniowego Czarnych Koszul.

Polonia to klub, który ma szczególne miejsce w twoim sercu. Czego twoim zdaniem możemy spodziewać się w przyszłym sezonie po tym zespole?

- Szczerze mówiąc, sam nie wiem. Najpierw muszą poukładać swoje sprawy kadrowe i organizacyjne. Różne słuchy dochodzą na ich temat. Mam nadzieję, że awansują do II ligi, ale dopiero po tym, jak my tego dokonamy. Wywodzę się z Polonii i nie ukrywam tego, że jest to klub, z którym się utożsamiam. Grywałem w przeszłości przeciwko zespołom, w których wcześniej występowałem. Mecz sparingowy z Polonią z tego powodu nie wzbudził we mnie żadnych emocji i sądzę, że tak samo będzie w lidze. Jesienią zagramy z Polonią na Konwiktorskiej. Będzie to dla mnie mecz z pewnym podtekstem, ale do każdego spotkania podchodzę z pełną świadomością. Nie jestem na tyle młody, żeby "podniecać" się taką sytuacją. Będzie trzeba wykonać swoją robotę i po prostu tam wygrać.

Zostańmy jeszcze chwilę w stolicy, ale przenieśmy się na drugą jej stronę. Rezerwy Legii poczyniły kilka interesujących ruchów kadrowych, wysyłając w kierunku Łodzi jasny sygnał. Droga do awansu wiedzie przez Warszawę?

- Nie chciałbym poświęcać Legii zbyt wiele uwagi. Niech się zbroją i przygotowują do ligi wedle uznania. I tak będą musieli obejść się smakiem. Faworytów "na papierze" w tej lidze widzę dwóch, może trzech. Do tych ekip dołączą jeszcze może ze dwa kluby, które będą trzymać się czołówki, ale nie będą o awansie mówić głośno, zasłaniając się stwierdzeniem, że dla nich najważniejszy jest najbliższy mecz. Wiadomo jednak, że będą chcieli faworytom pokrzyżować plany. Myślę, że ten rok, który przesiedzieliśmy w trzeciej lidze, zaprocentuje w następnym sezonie. Nie chcemy zawodzić swoich kibiców tak często, jak ostatnio.

Ty jednak kibiców nie zawiodłeś. Przed sezonem zapowiadałeś, że fani Widzewa nie będą musieli się martwić o twoje statystyki i słowa dotrzymałeś. Zdobyłeś najwięcej goli dla klubu, a do króla strzelców nie brakło ci wiele - a przecież bardzo rzadko grałeś na pozycji napastnika.

- Na brak awansu tak naprawdę złożyło się wiele czynników. Znam swoją wartość i uważam ją za wartość dodaną. Podobnie zresztą oceniam pozostałych kolegów z drużyny - zarówno z pierwszego składu, jak i tych, którzy czekają na swoją szansę jako rezerwowi. Bez nich nie byłoby konkurencji, a nasza rywalizacja nie miałaby sensu. Nie jesteśmy ludźmi z przypadku. Zostaliśmy wybrani na drodze selekcji, wszyscy podnosimy swoją jakość poprzez rywalizację. Jeśli chodzi o mnie i moje statystyki, jestem spokojny o swoje rezultaty, o ile zdrowie pozwoli. Do klubu przyszli bramkostrzelni napastnicy. W zeszłym roku też w Widzewie znalazło się kilku napastników, ale nie udało im się strzelić dużej liczby bramek. Przejęliśmy ten ciężar z "Matim" (Mateuszem Michalskim - przyp. red.). Miejmy nadzieję, że w nadchodzącym sezonie strzelanie goli rozłoży się po równo i wszyscy będziemy zdobywać bramki.

Wysoka konkurencja w drużynie rodzi także duże oczekiwania kibiców, którzy w obliczu tego, jaki przy Piłsudskiego buduje się zespół, będą chcieli tylko jednego - żebyście wygrali całą ligę.

- W każdym meczu będziemy tak naprawdę "musieli". Ci, którzy już w klubie są od jakiegoś czasu wiedzą, o czym mówię. Pozostali, którzy dopiero tu przychodzą, jeszcze muszą się o tym przekonać na własnej skórze, chociaż mogą się już pewnie domyślać. Jeśli nie wygrywamy, to zawodzimy - po prostu. Z tego też powodu, czasem bardziej cieszyć będą "wyszarpane" zwycięstwa, a nie te gładkie.

Akurat ty znasz temat bardzo dobrze. "Wyszarpałeś" dla Widzewa zwycięstwo w Wysokiem Mazowieckiem.

- Euforia po takich spotkaniach sięga zenitu. Miło jest oczywiście rozpracować przeciwnika, wyjść na boisko, zrealizować założenia i wygrać 4:0. Jest wtedy poczucie dobrze wykonanej pracy przez wszystkich, począwszy od sztabu szkoleniowego, przechodząc przez zawodników grających, a kończąc na tych, którzy trenowali wspólnie z graczami z podstawowego składu, ale się w nim nie zmieścili. Jednak takie mecze, jak ten w Wysokiem Mazowieckiem, też są potrzebne. Czasami piłka zwyczajnie nie chce wpaść do bramki.

Jak nie idzie z gry, to trzeba próbować zaskoczyć przeciwnika stałymi fragmentami. W tym temacie również możesz się wypowiedzieć, bo to twój gol z Legią II po strzale z rzutu wolnego rozwiązał worek z bramkami w tamtym spotkaniu. Czy tego lata znalazł się ktoś, kto na treningach chce ci "podbierać" piłkę, kiedy jest szansa na wykonanie stałego fragmentu?

- Do wykonywania rzutów wolnych wyznaczonych jest kilku z nas. Ćwiczymy ten element gry, który jest bardzo ważny, bo przynosi czasem zamierzone efekty w postaci bramek i zwycięstw. Stały fragment można wykonać na wiele sposobów - bezpośredni strzał, dośrodkowanie, rozegranie według określonego schematu, nad którym pracuje się w danym tygodniu. Wykonanie określonego stałego fragmentu może nie wyjdzie za pierwszym, drugim lub trzecim razem, ale przyjdzie przykładowo czwarta szansa, która zakończy się powodzeniem. Rzut wolny wykonuje ten, kto w danej sytuacji czuje się pewnie. Reszta skupia się na tym, żeby przykładowo najść na piłkę, żeby także ewentualnie strzelić.

Gol z Legią II dał ci większą pewność siebie w tym aspekcie gry?

- Jeśli chodzi o rzuty wolne z bliskiej odległości, to nie miałem ich zbyt wiele, ale udało mi się strzelić gola z tego co miałem. Mam do siebie pretensje, jeśli chodzi o rzuty rożne. Muszę poprawić ich wykonywanie. Być może jednak będzie bił je kto inny. Wszystko tak naprawdę zależy od dyspozycji dnia. Jak ktoś czuje się mniej pewnie, to oddaje piłkę drugiemu w kolejce. Nie mamy sztywnej rozpiski w tym temacie.

Działacze zadbali o to, żebyście z Mateuszem Michalskim rywalizowali także o swoje dotychczasowe pozycje na skrzydle. Do klubu przyszedł Bartłomiej Niedziela, który jeszcze w zeszłym sezonie regularnie grywał w pierwszoligowej Chojniczance.

- To, czy w pierwszym meczu na skrzydłach zagram ja, Mateusz czy może "Kamyk" lub Bartek, zależy od tego, kto lepiej zaprezentuje się podczas pięciotygodniowego cyklu przygotowawczego. Wygranie rywalizacji przez któregokolwiek z nas nie oznacza, że ten ktoś uzyska miejsce w pierwszym składzie na cały sezon. Wielu z nas ma bardzo duże doświadczenie, ale nikt nie może spać spokojnie. Wywalczenie miejsca to jedno, ale trzeba je jeszcze utrzymać w trakcie rozgrywek. Co z tego, że początkowo jest dobrze, jak później osiądzie się na laurach i następną szansę na grę w pewnym wymiarze otrzyma się po kilku tygodniach? Cały czas trzeba być "pod prądem", w pełni skoncentrowanym, życzyć sobie dobrze i unikać kontuzji. Wówczas spokojnie możemy przygotowywać się do meczów ligowych, mając czyste sumienie i wiarę w znalezienie się w wyjściowej jedenastce.