Global categories
W Widzewie mam większą możliwość rozwoju - rozmowa z Damianem Kostkowskim
Adrian Somorowski: Jak doszło do tego, że wylądowałeś w Widzewie? Pierwsze rozmowy z tobą miały miejsce, tak jak w przypadku Michała Millera, po wiosennym meczu w Łodzi czy w jakimś innym terminie?
Damian Kostkowski: Zainteresowanie moją osobą pojawiło się po meczu z Concordią Elbląg, była to przedostatnia kolejka rozgrywek. Otrzymałem zapytanie, czy chciałbym grać w Widzewie i nie zastanawiałem się długo, czy mnie to interesuje. Każdy wie, jaka jest atmosfera i otoczka wokół łódzkiego klubu. Powoduje to jeszcze większą chęć i determinację, aby w tym klubie występować. Tak właśnie doszło do moich rozmów z Widzewem.
Miałeś jeszcze inne propozycje? Jak widać dość szybko udało ci się dojść do porozumienia z Widzewem.
- Miałem konkretną ofertę z Lechii Tomaszów Mazowiecki, ale powiedziałem, że priorytetem jest dla mnie Widzew. Inny klub nie wchodził w grę. Umówiłem się z prezesem na spotkanie przy okazji mojego pobytu w Warszawie. Przedstawiłem swoje warunki, prezes swoje i szybko doszliśmy do porozumienia. Porozmawialiśmy trochę o przyszłości Widzewa, celach klubu, ale też umówiliśmy się na poniedziałek na badania lekarskie.
Jesteś gotowy na wyzwania, które czekają na ciebie w Widzewie?
- Trenuję pół życia po to, żeby się rozwijać i grać w silniejszych klubach z historią, a tak jest właśnie w Łodzi. Jestem na to przygotowany. Grałem już na stadionie Widzewa - to, co na nim panuje, ta atmosfera i adrenalina powodują, że aż chce się grać. To widać też po wynikach Widzewa u siebie. Punkty czerwono-biało-czerwoni tracili głównie na wyjazdach. Uważam, że w przyszłym sezonie stadion przy al. Piłsudskiego 138 będzie twierdzą nie do zdobycia.
Trudno było podjąć decyzję o pozostaniu na kolejny sezon w III lidze mimo wywalczonego z Finishparkietem awansu?
- Myślę, że będąc z zawodnikami lepszymi od siebie nauczę się więcej, niż będąc z graczami równymi sobie lub słabszymi. Przechodząc do Widzewa na pewno nie zrobię kroku w tył. Dodatkowo, liga będzie bardzo ciekawa - ŁKS, Lechia Tomaszów, czy rezerwy Legii Warszawa nie odpuszczą. Myślę, że ta III liga będzie naprawdę mocna i wyciągnę z niej jeszcze więcej niż z minionego sezonu.
Klub z Nowego Miasta Lubawskiego nie otrzymał w pierwszym terminie licencji na grę w II lidze. Czy to miało dla ciebie znaczenie i może mieć wpływ na kolejne odejścia zawodników z tego zespołu?
- Duże znaczenie ma na pewno fakt, że odszedł trzon tej drużyny. Michał Miller czy Kuba Szarpak byli wiodącymi zawodnikami na swoich pozycjach w tej lidze i to też miało spory wpływ na moją decyzję o opuszczeniu klubu. Dlaczego odchodzą? W niektórych przypadkach zmusiły ich prywatne sprawy. Jeśli chodzi o mnie, to w Widzewie mam większą możliwość rozwoju niż w Finishparkiecie.
Rozpoczynałeś przygodę z piłką w Malborku, następnie przeniosłeś się do Gdyni, gdzie byłeś w drużynie Młodej Ekstraklasy. Jedno ze spotkań rozegrałeś przeciwko Widzewowi. Pamiętasz ten mecz?
- Tak. Z tego, co pamiętam przegraliśmy ten mecz, a grał w nim też Marcin Robak, który wracał wówczas po kontuzji. Nie był to łatwy mecz, a wasz napastnik pokazał mi swoją wyższość i klasę w całej okazałości. Muszę jednak przyznać, że wielką przyjemnością była możliwość gry przeciwko tak dobremu zawodnikowi.
Pojawiła się już wtedy w głowie myśl, że miło byłoby zagrać kiedyś w Łodzi czy może liczyłeś na to, że twoja kariera w Trójmieście nabierze tempa?
- Akurat byłem w takim wieku, kiedy nic nie planowałem. Moje częste zmiany klubów były spowodowane takim trochę "swawolnym" trybem życia. W Pogoni dostałem mocnego kopa w tyłek i pokazało mi to, w którym kierunku powinienem iść. Sporo mnie nauczyły te przygody i wyciągnąłem z nich dużo wniosków. Obecnie to procentuje.
Krótkie pobyty w Gdyni, Gdańsku czy Szczecinie oraz wspomniany przez ciebie tryb życia - to wszystko skłoniło cię, żeby obrać kierunek łotewski? W jakich okolicznościach wyjechałeś z naszego kraju?
- Otrzymałem propozycję od menadżera, który był moim kolegą. Stwierdziliśmy, że ekstraklasa łotewska jest dobrym kierunkiem dla rozwoju i zaliczenie wielu spotkań pozwoliłoby mi powrócić do Polski lub kontynuować karierę zagranicą. Tak się jednak nie stało. Zanotowałem jeden występ, którego nie wspominam zbyt dobrze. Popełniłem sporo błędów, przegraliśmy wysoko i w konsekwencji cały pobyt na Łotwie okazał się mało przyjemnym epizodem.
Po powrocie do kraju związałeś się z Barkasem Tolkmicko, który po półtora roku ustąpił miejsca Finishparkietowi. Opowiesz coś więcej na ten temat?
- W Finishparkiecie była jedna osoba, która sponsorowała klub. Niestety, mocno zachorowała i nie ma już jej z nami. Barkas Tolkmicko sprzedał licencję Drwęcy na grę w III lidze. Barkas zniknął praktycznie z mapy piłkarskiej, dopiero w minionym sezonie ponownie rozpoczął rozgrywki od klasy B. Od trzech lat występowałem zatem w Finishparkiecie, z którym w końcu udało nam się awansować do II ligi, ale nie wiadomo, czy do tego awansu ostatecznie dojdzie.
W Finishparkiecie od początku było ciśnienie na awans czy dopiero dobre wyniki wytyczyły wam ambitniejszy cel?
- Od samego początku mieliśmy założenie, aby awansować i robiliśmy wszystko, żeby ten wynik osiągnąć. Wyszło nam to chyba całkiem dobrze.
Na przestrzeni całego sezonu prowadziło was trzech trenerów. Który moment, przy tak wielu zawirowaniach, mógł być kluczowy dla powodzenia waszej misji?
- Myślę, że kryzysy przytrafiały się często, ale szybko były eliminowane. Nie mieliśmy jakiejś dłuższej złej passy. Przełomowe było przyjście trenera Sławomira Majaka. Zarówno my, jak i prezes mocniej uwierzyliśmy w to, że ten awans jest możliwy.
Przed przejściem do Widzewa rozmawiałeś na ten temat z trenerem Majakiem?
- Nie, nie przeprowadzałem z nim takiej konsultacji. Rozmawiałem jedynie z Piotrem Szarpakiem. Jego słowa pozwoliły mi podjąć szybką decyzję o przenosinach do Widzewa.
Czy w Finishparkiecie mieliście sporą satysfakcję z pozostawienia w pokonanym polu obu łódzkich zespołów?
- Myślę, że głównemu sponsorowi głównie chodziło właśnie o to, żeby utrzeć nosa łódzkim zespołom (śmiech).
Nie masz chyba wątpliwości, że dla Widzewa w nowym sezonie liczy się tylko awans. Uważasz, że ten sezon będzie jeszcze trudniejszy, chociażby z racji spadku Polonii Warszawa czy Olimpii Zambrów? Będzie o wiele ciężej o awans?
- Myślę, że ten sezon będzie cięższy od poprzedniego, chociażby z racji tego, że minione rozgrywki były nowością dla drużyn. Nastąpiło połączenie województw i łódzkie czy mazowieckie kluby nie wiedziały, czego się mogą spodziewać po drużynach z północy, podobnie zresztą w drugą stronę. Teraz zespoły już wiedzą, na jakim poziomie grają rywale i z pewnością więcej drużyn będzie biło się o awans.
Miałeś okazję porównać atmosferę na obu obiektach w Łodzi. Jakbyś to ocenił?
- Nie ma co oceniać. Stadion Widzewa robi spore wrażenie w całym kraju. Nawet ekstraklasowe czy pierwszoligowe drużyny mogą pozazdrościć takiego obiektu oraz takich kibiców. Nie jest codziennością, że w III lidze na trybunach zasiada aż tylu kibiców. To jest spory sukces.
Większość nowych graczy, którzy przychodzą do Widzewa, tylko czekają na to, kiedy zagrają mecz na nowym stadionie. Ty grałeś już na nim jako gość - zrobił na tobie wrażenie?
- Byłem pod ogromnym wrażeniem, kiedy wchodziłem na ten obiekt. A zobaczyć, co się dzieje na trybunach po pierwszym gwizdku? Coś pięknego! Później jednak człowiek jest już wyłączony i interesuje go tylko to, co dzieje się na boisku, a nie poza nim. Szybko byłem na tyle skoncentrowany, aby skupić się tylko na meczu.
Miałeś okazję współpracować już z kimś z klubu czy poza Michałem Millerem jest to dla ciebie obce środowisko?
- Nie, osobiście nie miałem okazji nikogo poznać. Jest to dla mnie nowość, wszyscy zawodnicy, sztab szkoleniowy i cała reszta.
Treningi ruszają lada chwila. Udało się wypocząć? Jesteś już gotowy do rozpoczęcia przygotowań?
- Tak, po ostatnim meczu spędziłem z moją partnerką tydzień w Egipcie. Można było naładować akumulatory. Po powrocie zacząłem załatwiać sprawy związane z wyprowadzką. Trochę prywatnych spraw udało się uporządkować i pozostaje mi teraz szukać mieszkania w Łodzi.
Rozmawiałem również z Kubą Szarpakiem, który wspominał, że w Finishparkiecie byliście z drużyną dość blisko, chociażby z uwagi na zakwaterowanie. Tutaj będzie troszeczkę inaczej. Nie będzie ci tego brakować?
- Myślę, że nie. W pewnych momentach było już tego za dużo. Uważam jednak, że nie w każdym zespole dałoby radę zbudować taką atmosferę, jak w Nowym Mieście Lubawskim. Według mnie ten awans na 70-80% możemy przypisać właśnie tej atmosferze. Przyjadę jednak do Łodzi z moją towarzyszką i mam nadzieję, że rozpoczniemy tu nowe, fajne życie.