Global categories
Uśmiercony za życia pan inżynier
W latach 90. ubiegłego roku o śmierci byłego widzewiaka napisała angielska gazeta "Oldham Chronicle" wydawana w mieście Oldham, w którym ma swoją siedzibę klub Athletic FC, który polscy kibice mogą pamiętać z powodu gry tej drużyny w angielskiej Premier League. Na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku w tym zespole grał właśnie Kowenicki, który był jednym z pierwszych polskich zawodników, którzy w okresie PRL wyjechali grać na Wyspy Brytyjskie.
Widzewiak był już wtedy po trzydziestce, więc nie było przeszkód ku temu ze strony komunistycznych władz Polski, które wprowadziły obostrzenia związane z wiekiem piłkarza jeśli chodzi o jego wyjazd na Zachód. Na angielskich boiskach Kowenicki dał się poznać kibicom jako zadziorny, waleczny zawodnik, grający na pełnych obrotach przez 90 minut w każdym meczu. "Zawsze będzie pamiętany za spektakularne dośrodkowania i podania. Jego technika gry sprawiała, że nawet jak leżał twarzą w dół na boisku, to jeszcze walczył o piłkę. Od czasów jego gry nigdy już kogoś takiego nie widziałem w Oldham" - tak Kowenickiego opisał jeden z kibiców Athletic na stronie poświęconej byłym piłkarzom tego klubu.
*Ryszard Kowenicki (pierwszy z lewej) był jednym z czołowych "walczaków" w drużynie Widzewa drugiej połowy lat 70. XX wieku
Kowenicki już w czasie gry w Widzewie uchodził za piłkarza na każdą pozycję. Takiego uniwersalnego boiskowego żołnierza, który nie bał się różnych zadań na boisku. Najczęściej w barwach RTS-u występował na prawej obronie, ale często zapędzał się pod bramkę rywali. Efektem jego boiskowych wycieczek była spora liczba goli, jakie strzelał dla Widzewa. W lidze było to kilkanaście trafień, a do tego dorzucił dwie bramki w europejskich pucharach. Jedną zdobył w słynnym meczu z francuskim AS Saint-Etienne, czym zapewnił Widzewowi pierwsze w historii zwycięstwo w europejskich rozgrywkach.
Dobra dyspozycja tego piłkarza brała się z jego bardzo profesjonalnego podejścia do tego, co robił. - Był na ówczesne czasy bardzo nowoczesny pod tym względem. Taki Robert Lewandowski lat 70. w polskiej piłce. Dbał o swoje zdrowie, przygotowanie fizyczne i dietę. To było wręcz takie drobiazgowe podejście jak na tamte czasy. Pewnie dlatego również dzisiaj, gdy ma ponad 70 lat, może pochwalić się nienaganną sylwetką - mówi Bogusław Kukuć, znany dziennikarz związany z Widzewem od lat. Jak dodał, kiedyś Kowenickiego zapytano, dlaczego nie został trenerem. Odpowiedział, że dba o swoje zdrowie, a bycie trenerem kosztuje... dużo zdrowia.
*Kowenicki był ofensywnie grającym obrońcą. Tu w ataku na bramkę PSV Eindhoven w meczu Pucharu UEFA, w którym zdobył bramkę
Kowenicki zadbał też o swoje wykształcenie. "Postawił na studia inżynierskie i w poważną piłkę zaczął się bawić dopiero wtedy, gdy dawno już przestał być młodzieniaszkiem" - pisał o nim Zbigniew Boniek w swojej książce "Na polu karnym". Pan Ryszard najpierw został inżynierem budowlanym, a dopiero potem skupił się na graniu w piłkę. A że na boisku również był zawodnikiem inteligentnym, to zdarzały się takie sytuacje w meczach Widzewa, że gdy wspomniany Boniek miał kłopoty na boisku i nie wiedział co zrobić z piłką, zagrywał właśnie do Kowenickiego.
Pan inżynier budował nie tylko akcje zespołu Widzewa na boisku. Zdarzyła się i taka sytuacja, że piłkarze RTS-u swego czasu mieli do dyspozycji małą, ciemną szatnię przypominającą bardziej więzienne kazamaty niż normalną szatnię piłkarską. Widzewiacy poszli więc po prośbie do prezesa Ludwika Sobolewskiego, który zgodził się na przebudowę szatni, którą piłkarze RTS-u sami urządzili. "Ustaliliśmy, jak ma to wszystko wyglądać, po czym Rysiek Kowenicki, który skończył przecież studia inżynierskie, stanął przy desce kreślarskiej i projekt był gotowy." - wspominał Boniek w swojej książce. Tak oto widzewiacy dzięki Kowenickiemu urządzili sobie taką szatnię, jaką chcieli mieć.