Global categories
Tworzymy kolektyw - rozmowa z Arturem Amrozińskim
Bartłomiej Stańdo: Jakie nastroje panują w drużynie? Od jak dawna czuć w nogach ten baraż?
Artur Amroziński: Nastroje są bardzo pozytywne, bo zrealizowaliśmy cel, jakim było wygranie ligi. Atmosfera też jest dobra. Od wtorku przygotowujemy się do sobotniego meczu. Staramy się jednak zachować zimne głowy i pokazać o 17:00 maksimum swoich możliwości.
Blisko było tego, by ten baraż rozegrany został na nowym stadionie, w samym Sercu Łodzi. Gracie w Gutowie, ale kilku z was na zielonej murawie przy al. Piłsudskiego już piłkę kopało. Występy Brochockiego, Danaburskiego i Miasopusta też są dla was motywacją?
- Na pewno. Z pewnością było to dla nich duże przeżycie, ale mam nadzieję, że to nie koniec występów młodych zawodników w pierwszej drużynie. Wszystko w naszych nogach. Jeśli pokażemy się z bardzo dobrej strony w meczach barażowych, to kto wie? Dla mnie to ostatni dzwonek, dwa ostatnie mecze w juniorskiej piłce. To wielka szansa na pokazanie się, chociaż z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że starałem się i pracowałem na nią cały sezon.
14 bramek zdobytych w lidze wojewódzkiej sprawiło, że - pomimo występów na lewej pomocy - zostałeś najlepszym strzelcem drużyny. Wisienka na torcie, choć jak powiedziałby Tomasz Hajto: truskawka, dopiero jednak w sobotę. Najważniejsze będzie przygotowanie mentalne? Trener Kasprzak całą rundę dbał o to, byście nie byli poddawani zbyt dużej presji.
- Dokładnie tak. Trener Kasprzak trafnie zdiagnozował przyczynę niepowodzenia z zeszłego sezonu, kiedy to na ostatniej prostej w walce o baraż wyprzedziła nas Ceramika Opoczno. Tam pompowanie balonika czuliśmy od samego początku, teraz ta presja została z nas zdjęta. Czuliśmy spokój, liczyła się tylko praca. Jak widać - opłacało się. Wychodząc na mecz i tak każdy nakłada na siebie presję, bo każdy z nas jest ambitny. Dodatkowe napięcie nie zawsze jest potrzebne.
W ubiegłym sezonie wchodziłeś na ostatnie minuty spotkań, choć to nie przeszkodziło ci, by w jednym z meczów strzelić bramkę i dać ważne trzy punkty drużynie. W tym grasz już w pierwszym składzie, więc z pewnością odczuwasz różnicę. Czym jeszcze różni się obecna drużyna od tej z ubiegłego sezonu?
- Widzę dwie różnice. Pierwsza w otoczce: wtedy musieliśmy awansować i tylko to się liczyło, teraz trener Kasprzak postawił na dobrą grę w piłkę i chłodne głowy, a dopiero ta postawa na boisku przełożyć się mogła na wyniki. Widzimy, że to zdało egzamin. Druga różnica polega na tym, że teraz naszą największą siłą jest kolektyw. W ubiegłych rozgrywkach liczyliśmy na indywidualności Marcina Pieńkowskiego, Adriana Kralkowskiego czy Kamila Wielgusa, którzy są dobrymi piłkarzami. Teraz wszyscy mają zbliżone umiejętności, nasza gra nie jest uzależniona od dyspozycji jednego czy drugiego piłkarza.
Dla większości z was to będą ostatnie mecze w juniorach Widzewa, czyli de facto nie skonsumujecie tego ewentualnego awansu w Centralnej Lidze Juniorów. To jest jakiś czynnik demotywujący?
- Nie. Dlatego, że - chociaż nie chcę się wypowiadać za innych - większość z nas jest związanych z Widzewem. Sam gram tu od dziewięciu lat, jestem wychowankiem klubu. Dobro RTS-u leży nam na sercu. Chcemy dołożyć dużą cegiełkę do tego, by w przyszłym sezonie Widzew miał drużynę w juniorskiej ekstraklasie.
Jak dokładnie wygląda twój związek z czerwono-biało-czerwonymi barwami?
- Chodziłem na Piłsudskiego od dziecka, a na pierwsze mecze zabierał mnie tata. Wtedy zaraziłem się "Czerwoną Armią" i całym klubem. Ulubionym piłkarzem był dla mnie Stefano Napoleoni, który wraz z Ugo Ukahem pojawił się nawet na naszym treningu. Grali z nami, co na pewno miało wpływ na ulokowanie moich sympatii. W późniejszych latach jako nastolatek dopingowałem drużynę pod zegarem. Najbardziej utkwił mi w pamięci mecz z Lechią Gdańsk, wygrany 4:1. Wtedy zaprezentowaliśmy bardzo ładną oprawę, to był bodajże I Zlot Widzewiaków.
Jakiego spotkania spodziewasz się w sobotę? Jaki macie plan na Stomil?
- Może nie będę mówił, bo jeszcze Stomil przeczyta i z planu wyjdą nici (śmiech). Tak poważnie, trener był w Olsztynie, obserwował Stomil. Znamy ich mocne strony, ale wiemy też, gdzie mają problemy i postaramy się je wykorzystać.