Tomasz Wichniarek: Lubię pracować tam, gdzie są emocje
Ładowanie...

Global categories

03 November 2020 20:11

Tomasz Wichniarek: Lubię pracować tam, gdzie są emocje

Nowy szef działu skautingu Widzewa wie, że czeka go w klubie dużo pracy, ale jest przekonany, że w takim środowisku przyniesie ona wymierne efekty i pomoże w powrocie do ekstraklasy.

Widzew.com: Przez zdecydowaną większość swojej kariery zawodowej był pan związany z Poznaniem. Skąd pomysł na przenosiny do Łodzi?

Tomasz Wichniarek: Rzeczywiście spory kawałek kariery spędziłem w Poznaniu, ale podejmowałem też inne wyzwania, jak np. w Olimpii Elbląg i Turze Turek. Zwłaszcza w tym pierwszym klubie pracowało mi się naprawdę dobrze i były widoki na znacznie dłuższą współpracę, ale zadecydowały względy osobiste, a konkretniej ciąża mojej żony. W końcu otrzymałem propozycję  współpracy z działem skautingu w Lechu Poznań. Początkowo miałem pomagać trzy miesiące, ale z czasem, gdy współpraca układała się dobrze, zostałem szefem całego działu. Podsumowując, wiele czasu spędziłem w stolicy Wielkopolski, ale nie było to podyktowane wyjątkowym przywiązaniem do miasta. Gdy trzeba było, podejmowałem wyzwania w innych częściach Polski. Ofertę Widzewa zdecydowałem się przyjąć, bo to duży klub, który budzi emocje, a ja lubię, gdy towarzyszą one pracy. Uważam, że mamy szansę, by stworzyć tu silny klub z prężnie działającym skautingiem.

Kilka lat był pan szefem skautingu w Lechu. Co było dla pana największym wyzwaniem w tej pracy?

- W Poznaniu skauting jest doceniany przez władze klubu, choć kibice oceniali nasze działania różnie. Dobrym przykładem jest mój ostatni sezon w Lechu, gdy za kadencji trenera Bjelicy powinniśmy sięgnąć po mistrzostwo Polski, ale ostatecznie ta sztuka się nam nie udała. Fazę zasadniczą przeszliśmy w znakomitym stylu, przez bodaj rok nie przegraliśmy meczu i siebie, ale te kolejne siedem meczów po podziale ligi zaprzepaściło wszystko. Za przyczynę tego stanu wskazywano wówczas nieodpowiednie transfery. Tymczasem do kwietnia wszystko funkcjonowało tak, jak należy. Byliśmy liderem. Wtedy te transfery były ok, a miesiąc później już nie.

Najważniejsze w pracy skautingowej jest dla mnie odpowiednie wprowadzanie zawodników do pierwszego zespołu, co należy robić w oparciu o realne obserwacje gry i reakcji zawodnika na czynniki zewnętrzne, takie jak presja.

Czy w Lechu zastał pan już gotowe struktury skautingowe, czy musiał je budować samodzielnie przez kolejne lata?

- Podwaliny tworzył Piotr Rutkowski, więc wstępny pomysł istniał, a ja go rozwijałem i rozszerzałem.

Czy w związku z tym miał pan w udział w rozwoju młodych piłkarzy Lecha, którzy teraz z powodzeniem szturmują bramy reprezentacji Polski i silnych europejskich lig?

- W tamtym okresie regularnie brałem udział w spotkaniach działu sportu. Odbywały się one co tydzień. Tam trwały dyskusje, w których uczestniczyłem, więc miałem pewien wkład w tworzenie ścieżek rozwoju obecnych zawodników. Uczestniczyłem w procesie podejmowania decyzji na temat momentu wprowadzania niektórych piłkarzy do drużyny. Nie powiedziałbym jednak, że to moja zasługa, że jakiś zawodnik gra w pierwszym składzie Lecha czy rozwija się dalej w Europie i reprezentacji. Wtedy na pewno część z nich nie wykazywała takiego potencjału, co tylko potwierdza, że zastosowano wobec nich odpowiednią ścieżkę rozwoju i wdrożone w Lechu mechanizmy dały pożądany efekt. Tak było z chociażby z Jankiem Bednarkiem, który nie zawsze łapał się do składu w trakcie wypożyczenia do Górnika Łęczna, a po powrocie do Lecha musieliśmy podjąć decyzję czy ma zostać czwartym obrońcą w pierwszej drużynie, czy warto na niego stawiać. W końcudostał swoją szansę, a dziś jest jednym z lepszych obrońców w Polsce, obdarzonym, co ważne, bardzo dobrym "mentalem", dzięki czemu występuje z powodzeniem w bardzo silnej lidze angielskiej.

Zmiana pracy na Wartę Poznań była zupełnie nowym doświadczeniem?

- Do Warty miałem początkowo trafić jako dyrektor sportowy, ale z uwagi na panującą wówczas sytuację w klubie zaproponowano mi funkcję dyrektora zarządzającego. Nie do końca mi to odpowiadało, ale zdecydowałem się podjąć wyzwanie. Ostatecznie nasze drogi rozeszły się dosyć szybko, po roku. Wynikało to z tego, że prezes oczekiwał trochę innych działań od osoby na moim stanowisku, a ja zupełnie inaczej wyobrażałem sobie moją rolę w klubie. Pod względem możliwości była to w stosunku do Lecha zupełnie inna rzeczywistość. Byliśmy zmuszeni ogarniać sprawy sportowe w klubie na poziomie I ligi w bardzo wąskim gronie. Dlatego tym bardziej cieszę się, że Warta dziś wygląda tak solidnie. Na wyróżnienie zasługuje projekt Warta Talent, przy którym pracowałem ok. 10 miesięcy, a dziś ludzie tacy jak Wojciech Tomaszewski z powodzeniem prowadzą go dalej. Zależało mi na tym, by oprzeć klub na zawodnikach z Wielkopolski. Udało się i ten stan trwa do dziś. Drużyna zrobiła postęp i dzięki dodaniu do niej autorytetu, jakim jest Łukasz Trałka udało się stworzyć zespół, który najpierw skutecznie obronił się przed spadkiem, a już sezon później wywalczył awans. Uważam, że jeśli drużyna posiada dobrą motywację i jest przygotowana motorycznie, to wcale nie musi posiadać wielu gwiazd, by grać na dobrym poziomie, a do tego po prostu ładną piłkę.

Obserwacja czy właściwa analiza twardych danych liczbowych, statystyk, parametrów? Co w pracy skauta czy ogólnie procesie oceny potencjału i możliwości zawodników jest ważniejsze?

- Te dwa elementy muszą współistnieć razem. Moim zdaniem trzeba mieć stworzone swoje własne zasady skautingu zawodnika, które opierają się zarówno na obserwacji, jak i analizie danych. Będę chciał wprowadzić system, który będzie polegał na przeprowadzeniu zawodnika od wyskautowania do pierwszej drużyny w oparciu o 7 konkretnych etapów. Będziemy szukać zawodników o określonych cechach, którzy będą pasować do koncepcji budowy pierwszego zespołu. Jeśli będziemy współpracować, to jesteśmy wstanie osiągnąć sukces.

Czy ma pan konkretny model, zestaw cech, według których szuka i ocenia pan potencjalnych kandydatów do gry?

- Na pewno ważne jest ocenienie potencjału zawodnika w oparciu o potrzeby drużyny na konkretnych pozycjach i o to, jak zespół ma grać. To ważna podstawa, bez której nie można zaczynać. Bardzo istotna jest motoryka, która moim zdaniem jest ważniejsza niż aspekty czysto techniczne. Z drugiej strony, jeśli ktoś gra w piłkę od 6-7 roku życia, to powinien posiadać odpowiedni zestaw umiejętności. Ważny jest też to, jak zawodnik zachowuje się w określonych sytuacjach, jak reaguje na sytuację, gdy traci piłkę, co robi, gdy piłkę traci jego kolega. To są rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka.

Zna pan obecny potencjał i możliwości skautingowe Widzewa?

- W Widzewie tworzone są podwaliny pod skauting młodzieżowy, którego elementem są również skauci regionalni, ale nie było dotychczas systemowych rozwiązań dla drużyny seniorów. Musimy pracować etapami, bo nie da się tego osiągnąć od razu. Trzeba wychować i ukształtować swoich skautów, ale w pierwszej kolejności należy odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób mają oni działać, jaka ma być systematyka pracy ich i całego działu. Czy więcej czasu spędzimy w terenie, czy raczej skupimy się na zbieraniu danych i ocenie na miejscu? Potrzebujemy czasu, by wprowadzić odpowiednie standardy. Skupiam się na pierwszej drużynie, ale chcę też pomóc w rozwoju skautingu młodzieżowego. Skautom, których praca podporządkowana będzie pierwszej drużynie może jednak brakować czasu, by oceniać poszczególnych zawodników występujących w Akademii lub tych, którzy są do niej przymierzani. Od tego są trenerzy grup młodzieżowych oraz skauci Akademii, którzy znają potencjał swoich piłkarzy i potrzeby swoich drużyn.

Co powinno być jego podstawą sprawnie funkcjonującego działu skautingu?

- Przede wszystkim ludzie. Można wprowadzać rozwiązania systemowe, ale do ich wykonania potrzebujemy ludzi, którym ufamy i którzy są pewni swojej roli w całym procesie. W Lechu wiele razy byliśmy krytykowani, ale w końcu przyszedł czas mistrzostwa Polski i gry w europejskich pucharach. Im więcej pracy włożymy w nasze wspólne działania, tym lepsze przyniesie ona efekty.

W Widzewie zawsze panują duże oczekiwania. Również w zakresie transferów. Nie obawia się pan pracy w takim środowisku?

- Presja oznacza, że komuś na tym klubie zależy, że czuje w związku z jego grą emocje, a ja to lubię. Oczywiście, czasami te emocje są zbyt duże i wyrażone w zły sposób, ale taki jest sport. Jako trener również dawałem się im ponieść. Na zawodnika wpływają różne czynniki, które mogą mieć wpływ na jego postawę, często tak prozaiczne jak problemy w domu, czy brak kogoś bliskiego, na miejscu, w nowym środowisku. Na koniec obrywa za to skaut odpowiadający za sprowadzenie tego piłkarza. Trzeba umieć się z tym zmierzyć i być stonowanym w nastrojach. Jestem zdania, że lepiej wygląda każdy klub posiadający jakikolwiek skauting od takiego, który skautingu nie posiada. Ten dział zawsze obroni się swoją pracą.

Czy w swojej dotychczasowej karierze miał pan do czynienia ze skautingiem kibicowskim? Fani zwracają uwagę na to, że warto wykorzystywać potencjał kibiców Widzewa, których znaleźć można w całej Polsce, a także poza jej granicami.

- Każdy głos jest dobry i może dać wartość dodaną. W Lechu prowadziliśmy na przykład cykl szkoleń dla studentów Akademii Wychowania Fizycznego, ale udział w nich brali również kibice. Problem z ocenami dokonywanymi przez sympatyków jest taki, że oni mogą nie być w stanie właściwie ocenić potencjału zawodnika, który na pierwszy rzut oka wydaje się wyróżniający na poziomie III lub IV ligi. W pierwszej kolejności powinniśmy sięgać po młody narybek z Akademii Widzewa, gdzie zawodnicy zyskują klubowe DNA i przeszli kilka szczebli rozwoju. To dużo lepsze rozwiązanie, niż ściągać kogoś z zewnątrz, kto nie daje gwarancji odpowiedniego poziomu. Jestem jednak zdania, że skauting kibicowski to na pewno pozytywna inicjatywa, która może pomóc w pierwszej ocenie wielu zawodników i wyselekcjonowaniu tych, którzy powinni być później dokładnie prześwietleni. Kibice muszą jednak pamiętać, że ostateczne decyzje muszą zostać w gestii ekspertów, którzy doskonale wiedzą, w oparciu o jakie kryteria dokonywać wyboru.

Czy jest jakieś minimum skautów, które powinno pracować w klubie?

- To zależy od przyjętego modelu. Od tego, ile lig obserwujemy, ile chcemy otrzymywać danych lub jakim zakresem obserwacji obarczony zostanie konkretny skaut, który śledząc daną ligę nawiązuje też relacje z agentami czy trenerami. Mi najbliżej do modelu, w którym jest 5-6 skautów stacjonarnych, z których każdy opiekuje się dwiema ligami, uwzględniając też oczywiście polską. Oni utrzymują też kontakty z ludźmi w terenie. Szkolimy ich tak, żeby byli w stanie zdobywać i weryfikować informacje, wyciągać właściwe wnioski i odpowiednio oceniać. Trzeba mierzyć siły na zamiary, szczególnie w dobie pandemii. Dlatego na początku pewnie będzie to 2-3 skautów w Polsce, którzy będą wiedzieć, gdzie szukać. Warto patrzeć w kierunku słabszych ekonomicznie krajów. Wtedy propozycja z Polski będzie atrakcyjna nie tylko z punktu widzenia poziomu sportowego, ale też w kontekście poziomu życia. Jeżdżę po Europie od wielu lat i na tym polu nie musimy się niczego wstydzić względem krajów zachodnich. Często przyjeżdżający do nas zawodnicy z zagranicy są pod dużym wrażeniem możliwości i poziomu życia.

Czy na dobrego piłkarza trzeba wydać dużo pieniędzy?

- To zależy od etapu jego kariery. Musimy zdawać sobie sprawę, że prawdziwą perełkę znajduje się w gronie kilkunastu zawodników i to często w bardzo młodym wieku. Żeby trafić takie prawdziwe perełki warto sięgać po zawodników w wieku nawet 14 lat, ale i wtedy ciężko o gwarancję powodzenia. Być może taki piłkarz dziś wygląda obiecująco, ale może się okazać, że nie da rady się odpowiednio rozwinąć w przyszłości. Nie jest tak, że trzeba wydać duże pieniądze, ale żeby mieć pewność trzeba mieć je w zanadrzu. Warto porównywać zawodników, patrzeć, jak wyglądają w grze. Czasem lepiej wziąć dostępnego za darmo, ale dać mu lepsze pieniądze. Często jest tak, że jak za kogoś trzeba zapłacić spore kwoty, to czy kosztuje on sto tysięcy euro, czy pięćset, to w umiejętnościach nie ma już takiej różnicy. Decydują czynniki takie jak lig, długość kontraktu, umiejętność negocjacji. To bardzo trudny temat, dlatego uważam, że najważniejsza jest odpowiednia umiejętność prowadzenia zawodników. Piłkarz powinien mieć poczucie, że może się rozwijać. Wtedy mamy większą szansę, że z tych możliwości będzie korzystać.

W ostatnich miesiącach pracował pan dla podmiotu komercyjnego, który przygotował autorski system oceny zawodników oparty na ich dokładnych profilach sportowych. Czy takie narzędzia są w obecnych czasach pomocne i potrzebne?

- Moim zdaniem tak, szczególnie w kontekście młodych zawodników. Możemy otrzymać dane na temat konkretnych statystyk, co pomoże podjąć odpowiednie decyzje dotyczące kolejnych etapów selekcji pozyskiwania piłkarzy. Takie narzędzia pomagają również w analizie szkoleniowo-taktycznej, która z gier na małej przestrzeni potrafi przekazywać konkretne informacje. Jestem zdania, że gdybyśmy w gronie kilku trenerów obejrzeli 20 zawodników i mieli wskazać trzech, to nasze listy mogłyby się bardzo różnić. Wtedy z pomocą może przyjść maszyna, która wskaże nam zupełnie obiektywnie tych najlepszych z piłkarzy o podobnym potencjale.

Rozmawiał pan z kuzynem, Arturem, o podjęciu pracy w Widzewie? Kibice darzą go olbrzymim sentymentem, więc na starcie pewnie dzięki temu będzie mógł pan liczyć na kredyt zaufania.

- Widzew zawsze kojarzył się w moim domu dobrze. Nie tylko ze względu na grę Artura w Łodzi, ale również przez to, że był to topowy klub w Polsce, który rozgrywał świetne mecze w Lidze Mistrzów. W momencie, gdy pojawił się temat pracy w Widzewie, Artur dowiedział się o tym swoimi kanałami i zadzwonił i dopytywał, czy to prawda, a później gratulował, upewniając, że to dobry wybór. Wiem dobrze, że Artur nadal bardzo żywo interesuje się losami klubu i trzyma za niego kciuki.

Co chciałby pan osiągnąć w Widzewie?

- Chciałbym stworzyć efektywny pion skautingu i pomóc Widzewowi w powrocie do ekstraklasy. Do tego potrzebuję zaufania i współpracy ze strony klubowej społeczności i sztabu trenerskiego. Wszyscy musimy być zdeterminowani, by razem osiągnąć sukces. Jestem gotów dyskutować,porównywać wizje, spierać się, ale to normalne bo sport tworzą mocne charaktery. Chcę również wesprzeć dyrektora Akademii w procesie budowy skautingu młodzieżowego, bo widzę, że ma on duży potencjał. Chcę zobaczyć jak grają rezerwy czy drużyny juniorskie, przyjrzeć się klubom partnerskim, bo to tez ważny element skautingu w kontekście młodzieży z regionu. Oczekuję dobrej współpracy, dużego zaagnazowania i wytrwałości. Chcemy awansować do ekstraklasy i rozwijać się tak, jak Widzew rozwijał się jeszcze 2-3 dekady temu.

*Już w środę 4 listopada od godziny 9:00 Tomasz Wichniarek będzie gościem "Widzewskiego Poranka" w Widzew.FM, a w czwartek 5 listopada o 19:10 kibice będą mogli zadawać mu pytania w programie #Piłsudskiego138 na antenie WidzewTV. Zachęcamy do słuchania i oglądania!