Tomasz Stamirowski: Patrzę na Widzew z perspektywy rywalizacji z Legią czy Lechem
Ładowanie...

Global categories

26 June 2018 16:06

Tomasz Stamirowski: Patrzę na Widzew z perspektywy rywalizacji z Legią czy Lechem

Prezes Stowarzyszenia RTS Widzew Łódź jest pewien, że ostatnie zmiany pomogą usprawnić funkcjonowanie i zrealizować ambitne plany klubu.

Marcin Olczyk: Został pan nowym prezesem Stowarzyszenia RTS Widzew Łódź, czyli stuprocentowego właściciela spółki.

Tomasz Stamirowski: Zmiany w Stowarzyszeniu były naturalną konsekwencją sytuacji, w której część osób ze Stowarzyszenia działa aktywnie w Widzew Łódź SA - z Przemkiem Klementowskim na czele. To Spółka jest najważniejszym podmiotem i tu się nic nie zmienia. Trzeba pamiętać, że członkowie Stowarzyszenia działają społecznie i z racji swoich obowiązków zawodowych mogą poświęcać na rzecz klubu określoną część czasu. W imieniu wszystkich wybranych do zarządu Stowarzyszenia chciałbym podziękować członkom Stowarzyszenia Widzewa za zaufanie. Jestem przy tym wdzięczny wszystkim osobom będącym w zarządzie w poprzednim okresie. To one dźwignęły nasz klub organizacyjnie właściwie od zera. 

Od dawna jest pan w Stowarzyszeniu?

- Działam w nim od ponad roku, kiedy z racji moich doświadczeń zawodowych zostałem poproszony o pomoc w negocjacjach umowy z Murapolem. Byłem obecny na kluczowych rozmowach i uważam, że klub miał dobrze wynegocjowaną umowę inwestycyjną. Od tego czasu jestem blisko tego, co dzieje się w klubie i mam całkiem dobry obraz jego funkcjonowania. Uczestniczyłem też jako członek rady nadzorczej we wszystkich obradach i decyzjach podjętych po meczu z Lechią. Dobrze się czuję wśród osób ze Stowarzyszenia. To zespół osób o różnych doświadczeniach i wiedzy, ale na pewno łączy nas Widzew.

Stowarzyszenie stworzyli ludzie emocjonalnie związani z klubem, przede wszystkim wieloletni kibice. W pana przypadku było podobnie?

- Jestem kibicem Widzewa od blisko 40 lat. Mam to szczęście, że po raz pierwszy na meczu byłem w 1980 roku i pamiętam początki świetności klubu. Szczególnie utkwiła mi w pamięci atmosfera meczu z Liverpoolem. Kto na nim był, wie, że to zostaje na zawsze. Pamiętne oczywiście jak 3:2 z Legią w Warszawie wprawiło mnie w stan euforii. Od wielu lat wspólnie z bratem Marcinem jestem właściwie na wszystkich meczach w Łodzi. Byłem też w 2013 roku na manifestacji pod urzędem miasta w sprawie stadionu. Losy klubu nigdy nie były mi obojętne.

Może pan porównać atmosferę panującą w Sercu Łodzi z tą z obu mistrzowskich epok Widzewa?

- Z pierwszych meczów w latach 80. mocno utkwiła mi jedna rzecz, która teraz jest inna - atmosfera przed i po spotkaniu. Przed zawsze były kolejki po bilety, często stało się wiele godzin, a po to morze idących ludzi, komentujących wydarzenia. Wtedy musiałem przeważnie pieszo chodzić w okolice Centralu, bo wciśnięcie się do tramwaju czy autobusu było wyczynem. Teraz fantastycznie wygląda jak większość osób przychodzi ubrana w barwy Widzewa, czego dawniej nie było. Doping był bardziej spontaniczny - żywiołowe RTS całego stadionu po dobrych akcjach robiło wrażenie. Teraz jest to chyba równiej rozłożone, choć bawiący się cały stadion wygląda wspaniale. No i hasło: Kto wygra mecz… z oczywistą odpowiedzią - niezmiennie robi wrażenie.

Rywalizację sportową zna pan nie tylko z trybun.

- Przez 9 lat trenowałem wyczynowo lekką atletykę w łódzkim Starcie, zdobywając kilka razy mistrzostwo kraju w różnych kategoriach wiekowych. Byłem przez parę lat w kadrze Polski, w tym też na mistrzostwach Europy juniorów (sztafeta 4x400 m). Wiem, co to znaczy sport i rywalizacja, sporo potu wylałem, gdy w pewnym okresie trenowałem sześć razy w tygodniu. Przyzwyczajenie do ciężkiej pracy bardzo przydało mi się w biznesie.

W którym radzi pan sobie teraz z powodzeniem. Jest pan finansistą?

- Niezupełnie. Mam dobrą wiedzę z obszaru finansów, ale nie nazwałbym siebie finansistą. Ukończyłem handel zagraniczny w Łodzi. Mam też dyplom z zarządzania uniwersytetu w Grenoble we Francji. Moja praca polega na inwestowaniu w najlepsze firmy, co wymaga dobrego wyczucia, zarówno trendów rynkowych, jak i samej oceny przedsiębiorstwa, w tym finansów i osób nim zarządzających. Drugim elementem jest dbanie o jak najlepszy rozwój nabytej firmy, głównie z perspektywy właścicielskiej, co obejmuje wytyczanie strategii, dobór zarządzających i ich motywowanie, odpowiedni nadzór. Zajmuję się tym od połowy lat 90. XX wieku. Co ciekawe, byłem wtedy też wiceprezesem funduszu restrukturyzacyjnego przy łódzkim banku PBG wraz ze Zbyszkiem Przesmyckim (obecnie szefem sędziów), z którym przeprowadziliśmy wiele rozmów nie tylko o biznesie, ale też o piłce… Zresztą te dwie płaszczyzny coraz mocniej są od siebie zależne. Obecnie wraz ze wspólnikami uważamy się po prostu za przedsiębiorców. Założyliśmy firmę Avallon i rozwinęliśmy ją od zera.

Czym konkretnie zajmuje się Avallon?

- Jesteśmy firmą zarządzającą środkami powierzonymi przez czołowych międzynarodowych inwestorów. Ostatni nasz fundusz ma wielkość blisko 500 mln złotych. Specjalizujemy się w wykupach menedżerskich, tj. inwestowaniu w firmy wspólnie z menedżerami. W tym obszarze jesteśmy w Polsce pionierem rynku i liderem jeśli chodzi o liczbę transakcji. Inwestujemy głównie w firmy o obrotach 50-250 mln złotych. I tak np. kupiliśmy wraz z menedżerami firmę Velvet, kiedy amerykański koncern wycofywał się z Polski. W tym czasie firma dokonała inwestycji za blisko 250 mln złotych, podwoiła skalę sprzedaży. Prezes, mimo że jest z Warszawy, okazał się kibicem Widzewa. Zainwestowaliśmy w łódzką firmę Medort, lidera rynku ortopedii i rehabilitacji. Nabyliśmy przedsiębiorstwa na Węgrzech, w Niemczech, rozwinęliśmy sprzedaż z 30 do blisko 300 mln złotych. Od czasu założenia Avallon w 2001 roku uczestniczyliśmy w blisko 100 transakcjach tego typu. Jesteśmy w obszarze inwestycji oraz finansów jedną z nielicznych firm z siedzibą i decyzyjnością w Łodzi. Z racji prowadzonej działalności mamy szeroką bazę kontaktów wśród osób zarządzających i właścicieli firm - to już prawie 4000 osób. 

Czy Avallon może zainwestować w klub?

- Z zarządzanych środków na pewno nie, gdyż byłoby to niespójne z przyjętą polityką inwestycyjną. Na chwilę obecną jest to moje osobiste zaangażowanie, kosztem prywatnego czasu. Każdy ze wspólników ma swoje prywatne pasje. Mnie na przykład zaimponował w zeszłym roku jeden z nich - Robert, który mimo zwichniętej kostki ukończył jeden z najtrudniejszych ultra maratonów świata na pustyni Atacama w Chile.

Co w takim razie pana osobiste zaangażowanie może dać Widzewowi?

- Klub znalazł się w IV lidze nie z powodu wyników sportowych tylko przez złe zarządzanie i długi. Podobne problemy uderzyły w Widzew już w końcówce lat 90. Można też spojrzeć na historię Polonii Warszawa, zaprzyjaźnionego Ruchu Chorzów, bydgoskiego Zawiszy i zapewne kilku innych. Myślę o Widzewie nie z punktu widzenia obecnego jego położenia, ale z perspektywy konkurowania z klubami takimi jak Legia czy Lech. Widzę ich budżety, organizację i wiem, że musimy włożyć dużo pracy, jeśli chcemy w sposób trwały i skuteczny walczyć o mistrzostwo Polski. Bez wątpienia pomogę w wejściu na kolejny poziom organizacyjny. Chcę zaangażować się w wypracowanie wizji Widzewa za 10 lat i jej wdrażanie. Mocno wspomogę prace nad Akademią i szukanie dla niej sponsorów. Nie będę udawał eksperta od trenowania, ustawiania drużyny. Tak jak każdy kibic, mam oczywiście swoje zdanie, ale to robota dla profesjonalistów. Tu dobór trenera i budowy całego cyklu wyławiania graczy jest fundamentalny.

Jak powinna więc wyglądać najbliższa dekada Widzewa?

- To powinno być wypracowane w gronie Stowarzyszenia i skonsultowane z widzewskim środowiskiem. Chciałbym bardzo, aby Widzew był klubem z charakterem, budzącym silne, pozytywne emocje, kierującym się wartościami, dobrze poukładanym organizacyjnie i niezależnym od kaprysu czy sytuacji jednego właściciela. Klub powinien być rozwijany, trzymając się widzewskich wartości, jakimi są dla mnie charakter i gra do końca, poszanowanie tradycji i ambicja w dążeniu do celów. Serce Widzewa bije w Łodzi, ale powinien być to klub otwarty na wszystkich podzielających jego wartości, niezależnie od miejsca zamieszkania. Od strony sportowej powinniśmy dążyć do zdobycia piątego mistrzostwa, co oczywiście oznacza jak najszybsze awanse. Dla mnie styl drużyny jest ważny. Może zdobywa się punkty, ale nie serca kibiców, wymęczaniem zwycięstwa na stojąco, z minimalnym zaangażowaniem. Widzew o wygraną powinien walczyć zawsze, niezależnie od stawki czy okoliczności. Potrzebnych jest kilka filarów, by wizja była zrealizowana. To dbanie o widzewską społeczność i jej rozszerzanie, infrastruktura, akademia, budowa sieci i sposobu pozyskiwania najlepszych graczy, bo w każdej dobrej drużynie potrzebne są gwiazdy. Trzeba też ułożyć podejście do wielosekcyjności.

A co będzie priorytetem dla klubu i Stowarzyszenia w najbliższym czasie?

- Zostawię tu na moment pierwszą drużynę i najbliższy sezon. Mimo krótkiego okresu na przygotowania i pozyskania nowych graczy mam silną wiarę w pracę trenera Radosława Mroczkowskiego. Na tle konkurentów drużyna ma zapewniony naprawdę dobry komfort przygotowań. Stać nas też budżetowo na sensowne wzmocnienia. Na pewno najważniejsze będzie uporządkowanie długoterminowych planów w postaci całościowej strategii, ułożenie priorytetów i dopracowanie poszczególnych projektów oraz wyznaczenie osób do ich realizacji. Jestem zwolennikiem systematycznej pracy. Od samego rzucenia nawet najlepszego hasła nic się nie stanie.  Są rzeczy proste do zrobienia w zakresie polepszenia organizacji meczu i jego oprawy, marketingu czy wizualizacji naszego stadionu - to zostanie zrobione. Są dwa potężne ograniczenia w zakresie infrastruktury. Do budowy Akademii musimy mieć zaplecze - niestety nie da się obudować stadionu boiskami treningowymi, a obiekt sportowy przy ul. Małachowskiego jest niewystarczający, zwłaszcza w obecnym stanie. Ograniczeniem jest też wielkość stadionu. Oba tematy, podobnie jak rozwój Akademii, wymagają dobrego przygotowania i zaczęcia działań, choć efekty mogą przyjść później. Musimy być kreatywni, np. jeśli chodzi o pojemność Serca Łodzi, stwórzmy wirtualny stadion, gdzie kibice oprócz tych na stadionie mogliby przed meczami i transmisjami zajmować wirtualne miejsca. Najważniejsze jest wyrobienie u jak największej grupy osób nawyku, że w dniu meczowym są z drużyną. To pomogłoby też w rozmowach ze sponsorami. Marzy mi się budowa na terenach po Expo muzeum Widzewa i Piłki Nożnej - na wzór muzeum wina w Bordeaux, które jest świetne wizualnie, interaktywne. Mogłaby to być wizytówka Łodzi, ściągająca turystów, a klub by przy tej okazji bardzo by z tego korzystał, mając nowoczesne miejsce do pielęgnowania tradycji i wspaniałej historii.

Czy klub potrzebuje obecnie inwestora?

- To temat, w ramach którego decyzje będą zapadać w gronie Stowarzyszenia. Nie wydaje mi się, aby był to priorytet na najbliższy okres. Nie możemy czekać na Świętego Mikołaja. Trzeba zrobić swoją robotę. Najważniejsze, że budżet na sezon mamy zabezpieczony. Po właścicielskich doświadczeniach Widzewa potrzebna jest teraz chwili refleksji jaka struktura byłaby dla klubu najlepsza. Wydaje mi się, że środki zbliżone do zapisanych w umowie inwestycyjnej z Murapolem mogłyby zostać dostarczone przez spółkę należącą do bogatszych sympatyków Widzewa, co dawałoby dodatkowy bezpiecznik w funkcjonowaniu klubu i zwiększyłoby szanse na szybki awans z I ligi. Docelowo należałoby poszukać dużego inwestora na szczeblu ekstraklasy - już ze znacznie większymi możliwościami, aby przyspieszyć walkę o najwyższe cele. Zapewniam przy tym, że wszystkie decyzje w tym zakresie podejmowane będą wspólnie, a interes klubu będzie dobrze zabezpieczony.

Jak ocenia pan organizację klubu? Czy na tym polu widzi pan dużo do poprawy czy zmiany?

- Tak jak w kwestiach sportowych, czeka nas sporo pracy w zakresie organizacji. Mam duży szacunek do tego, co zostało zrobione, gdyż organizacyjnie Widzew startował niedawno właściwie od zera, ale czas na kolejny krok. Mam nadzieję, że będzie to powszechna świadomość w klubie i każdy dołoży do tego swoją cegiełkę. Kiedy zderzymy się z rywalami o znacznie większych zasobach finansowych, a dla wyobrażenia, nasze obecne wpływy z karnetów przy wypełnionym stadionie to tylko ok. 5 proc. budżetu Legii, tylko dobrą organizacją możemy niwelować różnice. Przez większość kibiców organizacja klubu jest oceniana przez pryzmat wyniku sportowego, a tu na końcu decyduje 11 graczy i to, co w ich nogach i głowach oraz organizację dnia meczowego, ale w tle jest szereg elementów. Lepszy budżet pozwala nam na lepszych graczy, lepszy system selekcji pociąga za sobą dobór zawodników o określonych cechach wolicjonalnych, lepszy marketing - przyciągnięcie większej liczby sponsorów itd. Klub też musi być prowadzony z określoną dyscypliną finansową – to kwestia bezpieczeństwa funkcjonowania, a tu są ważne zupełnie niezauważalne dla kibica rzeczy jak księgowość , controling, budżetowanie, dbanie o poufność informacji, jakość podpisywanych umów. Nie wszystko będzie od razu perfekcyjnie, ale ważne abyśmy systematycznie się ulepszali.

Za Widzewem bardzo trudny sezon. Emocji nie brakowało…

- Byłem na wszystkich meczach w Łodzi i czterech wyjazdowych. Resztę, z wyjątkiem chyba dwóch, oglądałem w Widzew TV. Oczywiście ostatni mecz i awans wpływa mocno na ocenę całości. Wydarzenia z Ostródy wpisują się w styl i charakter Widzewa - emocje, walka i na końcu zwycięstwo. To na plus. Najlepszym dla mnie spotkaniem było to z Polonią w Łodzi - piłkarsko i pod względem atmosfery. Gra w wielu meczach daleka była na pewno od oczekiwań. Widać było problemy w ofensywie, co najlepiej ilustruje tabela najlepszych strzelców i daleka pozycja graczy Widzewa. To było rozczarowujące, biorąc pod uwagę ściągnięcie przed sezonem dwóch najlepszych strzelców z III ligi, a później Roberta Demjana, byłego króla strzelców ekstraklasy. Wydaje się, że wielu zawodników grało poniżej swojego potencjału. Z perspektywy kibica irytowało mnie szukanie wymówek w grze innych drużyn, presji etc. Ja bym się cieszył, że inni walczą i zmuszają nas do maksymalnego wysiłku - to ułatwia tworzenie lepszej drużyny na przyszłość. Zabolało mnie też podejście i wynik w Pucharze Polski. Ten zespół stać było na więcej. Ale najważniejszy był awans i to trzeba docenić. Pod kątem atmosfery na stadionie - rewelacja. Co by się działo na trybunach, gdyby doszła do tego widowiskowa gra!

Pan został właśnie prezesem zarządu Stowarzyszenia Widzew Łódź. Jak będzie wyglądać jego najbliższa przyszłość?

- Szczegółowy plan działań Stowarzyszenia na najbliższy rok będzie przyjęty w gronie nowych członków zarządu w najbliższym czasie. W związku z faktem, że spółka Widzew Łódź kierowana przez prezesa Klementowskiego musi skoncentrować się na aspektach sportowych pierwszej drużyny, Stowarzyszenie będzie zajmować się takimi tematami jak: wypracowanie szczegółowej długoterminowej strategii rozwoju klubu, przy czym wstępne prace rozpoczęły się w gronie Stowarzyszenia już 2 miesiące temu, rozwój Akademii i dostępności do infrastruktury, wspieranie działań związanych z rozbudową społeczności widzewskiej, ulepszanie organizacji klubu, rozszerzanie bazy sponsorów. Stowarzyszenie ma działać w tle spółki, która na scenie jest głównym aktorem, choć oczywiście wykonuje funkcje kontrolne i wspierające, a także zabiera głos w sprawach strategicznych.

Dzięki niesamowitym fanom powinno być łatwiej.

- Zdecydowanie. To oni dają nam motywację do jeszcze większego zaangażowania i pracy na rzecz  rozwoju. Chciałbym podziękować wszystkim kibicom za fantastyczny doping i atmosferę na meczach w ostatnim sezonie. Oczywiście życzę nam wszystkim, byśmy doczekali się drużyny i sukcesów, które napiszą nowe karty historii klubu w XXI wieku.