Global categories
To był mecz godny Europy!
W przeddzień spotkania z mistrzem Rumunii widzewiacy po raz ostatni trenowali na głównej płycie stadionu przy alei Piłsudskiego. Gdy większość piłkarzy poszła już do szatni, Citko, Ryszard Czerwiec i Paweł Miąszkiewicz zostali z Maciejem Szczęsnym, by potrenować rzuty wolne. Na tę okoliczność specjalnie z Niemiec sprowadzono… ruchomy mur. Przed rewanżem ze Steauą Bukareszt Franciszek Smuda miał już komfort wyboru. Do gry wrócili niemal wszyscy kontuzjowani gracze, poza Rafałem Siadaczką, którego - według doniesień "Gazety Wyborczej" - czekała operacja. Widzewiacy udali się na tradycyjne przedmeczowe zgrupowanie do Dobieszkowa.
Citko w roli głównej
Tymczasem szkoleniowiec gości miał mieszane uczucia. Do gry wrócił już niesforny napastnik Adrian Ilie, ale do tureckiego Galatasaray Stambuł przeniósł się Iulian Filipescu, który w pierwszym spotkaniu kompletnie wyłączył z gry Citkę. W zespole gości nie mógł też grać pauzujący za kartki twardo grający defensor, Marius Baciu. Rumuni zostali zakwaterowani w Hotelu Centrum, a poranny rozruch przeprowadzili w… parku Źródliska.
Na językach wszystkich był jednak Citko. To dla niego na stadion w Łodzi pofatygował się ówczesny szef skautów AC Milan, Amilcare Ferretti. Widzewiaka oglądali też skauci Arsenalu, Realu Madryt i Bayeru Leverkusen oraz menedżerowie współpracujący ze znanymi klubami. Ponoć przed meczem z mistrzem Rumunii do Widzewa wpłynęła oferta z Arsenalu. Konkretów jednak nie ujawniono.
Do trzech razy sztuka
Podopieczni Smudy rozpoczęli spotkanie z ogromnym animuszem. Chęć zwycięstwa i żądza rewanżu za pechową porażkę w Bukareszcie była w łódzkim zespole tak wielka, że nieco pętała nogi zawodnikom mistrza Polski. Ze zdenerwowania widzewiaków omal nie skorzystał szczwany lis, jakim był Marius Lacatus. Mający w dorobku triumf ze Steauą w Pucharze Mistrzów w 1986 roku napastnik w 8. minucie próbował zaskoczyć Szczęsnego. Nie minęło 120 sekund, gdy doświadczony snajper znalazł się oko w oko z bramkarzem Widzewa. W doskonałej sytuacji zawiodły go nerwy i posłał piłkę minimalnie obok słupka.
Widzewiacy otrząsnęli się po tej sytuacji, ale Jacek Dembiński najpierw nie sięgnął, a potem nie opanował futbolówki w polu karnym. Próbował też Sławomir Majak, lecz trafił w obrońców. Po jednym z wielu dośrodkowań dwojącego się i trojącego Citki, Czerwiec uderzał przewrotką, jednak pomylił się o centymetry. Rumuni nie zamierzali się poddawać, pokazując, że nie są słabym zespołem. Blisko bramki Widzewa z piłką znalazł się A. Ilie, lecz "Kobra" w dobrej okazji przestrzelił.
Nieliczna, jak na Ligę Mistrzów, widownia oglądała dobry i szybki mecz, godny europejskiej elity. W 25. minucie Majak stanął oko w oko z Bogdanem Steleą, lecz sytuację zmarnował. Dziesięć minut później po świetnym podaniu Czerwca, Majak znów przegrał pojedynek z rumuńskim bramkarzem. W 40. minucie pomocnik Widzewa potwierdził słuszność powiedzenia "do trzech razy sztuka". Po akcji Dembińskiego z Radosławem Michalskim, defensywny pomocnik precyzyjnie dośrodkował piłkę spod końcowej linii, a Majak głową trafił do siatki. Radość pozyskanego latem piłkarza była ogromna. Do końca pierwszej połowy widzewiacy próbowali iść za ciosem, lecz strzał Czerwca chybił celu, a Stelea bez kłopotów poradził sobie z uderzeniem z rzutu wolnego Citki.
Popisy "Szwagra"
Druga połowa rozpoczęła się tak, jak pierwsza, czyli od ataków Widzewa. Z tą różnicą, że niemal natychmiast łodzianie zadali cios. W 48. minucie po wrzutce w pole karne Andrzeja Michalczuka, Ilie Miu wybił głową piłkę. Za krótko. Do futbolówki dopadł Czerwiec i efektownym strzałem w górny róg podwyższył na 2:0. To właśnie popularny "Szwagier" organizował grę widzewiaków w środku boiska, "stemplując" niemal każdą akcję ofensywną. W dodatku pokazał, że potrafi uderzyć z dystansu.
Po zdobyciu drugiego gola widzewiacy cofnęli się pod własną bramkę, szukając okazji do kontrataków. Tych wyprowadzali sporo, lecz szwankowała skuteczność. Chociaż… W 71. minucie po ładnej wymianie piłki przez kilku graczy, Citko znalazł się w polu karnym i posłał piłkę do siatki. Gdy mistrzowie Polski cieszyli się ze zdobytego gola, włoski arbiter Graziano Cesari odkopnął rzuconą z trybun piłkę i… bramki nie uznał. W momencie, gdy Citko strzelał, na murawie były dwie piłki. Z perspektywy czasu szkoda tej bramki, która pewnie podbiłaby cenę wychowanka Jagiellonii Białystok o kolejne kilkaset tysięcy dolarów i być może "przyklepałaby" transfer piłkarza do klasowego europejskiego klubu.
Milion na koncie
Do końca spotkania łodzianie kontrowali Rumunów, ale zachowywali się tak, jakby nie chcieli już robić im krzywdy. W ostatnich minutach wyśmienitą indywidualną akcję przeprowadził Michalski, lecz Stelea jego mocny strzał wybił na rzut rożny. Swoją okazję miał też Michalczuk, ale przestrzelił.
W Łodzi jednak nikt nie narzekał. Kibice cieszyli się z pierwszego w historii zwycięstwa Widzewa w Lidze Mistrzów, a klubowy skarbnik zacierał ręce. Za zwycięstwo nad Steauą drużyna z alei Piłsudskiego otrzymała od UEFA prawie milion dolarów.
30 października 1996, stadion Widzewa
Faza grupowa Ligi Mistrzów
Grupa B
Widzew Łódź - Steaua Bukareszt 2:0 (1:0)
1:0 Majak 40’
2:0 Czerwiec 48’
Widzew: Maciej Szczęsny - Daniel Bogusz, Tomasz Łapiński, Paweł Wojtala - Mirosław Szymkowiak, Radosław Michalski, Ryszard Czerwiec, Sławomir Majak - Marek Citko, Jacek Dembiński (87’ Zbigniew Wyciszkiewicz).
Steaua: Bogdan Stelea - Tudorel Zamfirescu, Daniel Prodan, Tiberiu Csik, Roland Nagy - Dumitru Militaru, Ilie Miu, Augustin Calin (57’ Sabin Ilie), Denis Serban (65’ Dumitru Rosu) – Marius Lacatus (75’ Christian Ciocioiu), Adrian Ilie.
Żółte kartki: Szymkowiak (Widzew) oraz Miu, Csik, Zamfirescu (Steaua).
Sędzia: Graziano Cesari (Włochy)
Widzów: 6 000