Global categories
Tęsknię za Łodzią i za Widzewem - rozmowa z Marcinem Kozłowskim
Adrian Somorowski: Ostatnie pół roku spędziłeś w Legionowie. Czy jesteś zadowolony z tego, że trafiłeś właśnie do Legionovii?
Marcin Kozłowski: Na pewno nie do końca jestem zadowolony ze swojej gry. Pół roku bez regularnej gry za kadencji trenera Wojciecha Stawowego, a następnie brak przepracowanego okresu przygotowawczego zaowocowały tym, że w rundzie jesiennej grałem "w kratkę". Oczywiście to nie jest żadne wytłumaczenie. Wziąłem się w garść i daję z siebie wszystko. Nawet w okresie wolnym od treningów ćwiczyłem codziennie z moim trenerem personalnym Przemysławem Zarzeckim, który cały czas się mną opiekuje, jeśli chodzi o dietę czy suplementy. W końcu musi być dobrze i forma zacznie iść w górę. Tymczasem w klubie niczego mi nie brakuje. Jestem zadowolony.
Co zadecydowało o tym, że odszedłeś akurat do Legionovii? Czy pojawiły się oferty z wyższych klas rozgrywkowych, może z zagranicy?
- Z zagranicą nie przesadzajmy. Wiele mi brakuje, aby wyjechać poza Polskę. Miałem oferty z pierwszej oraz drugiej ligi, lecz z racji problemów z otrzymaniem swojej karty zawodniczej od syndyka, nie miałem za dużego pola manewru. Chcieli ode mnie pieniądze za wyszkolenie, a jako że jestem wychowankiem i grałem w Widzewie 15 lat to kwota była spora. Skończyło się tak, że dzień przed rozpoczęciem rozgrywek II ligi dostałem pismo z PZPN orzekające, że jestem wolnym zawodnikiem i jeszcze tego samego dnia podpisałem kontrakt i pojechałem na pierwszy mecz do Wejherowa. Zrobiłem to praktycznie w ostatniej chwili.
W twoim obecnym klubie jest wielu młodych graczy. Czy ułatwiło ci to aklimatyzację w nowym otoczeniu?
- Oczywiście, że tak. Byli jednak i są nadal również starsi gracze, którzy też mnie zaakceptowali. Jak dobrze wiadomo, w Legionovii większość chłopaków to kibice Legii, lecz jakoś daje sobie radę. Wszyscy wiedzą, że jestem widzewiakiem z krwi i kości i tak zostanie. Doszło kilku nowych zawodników i na prawdę mamy obecnie silną drużynę, zarówno na boisku jak i poza nim.
Wasza pozycja w tabeli jest dość nieciekawa - macie jedynie punkt przewagi nad strefą spadkową. Szykuje się walka do końca o pozostanie w II lidze. W przypadku spadku może się okazać, że powrócisz do Łodzi w roli gościa już na nowym obiekcie.
- Jeżeli miałbym wrócić na nowy obiekt to chciałbym aby to było w roli gospodarza, a nie gościa. Nasza obecna sytuacja faktycznie nie jest najlepsza, ale doszło kilku nowych zawodników i wygląda to bardzo dobrze. Trenujemy bardzo ciężko, rozgrywamy sparingi systemem środa-sobota i jak na razie wszystko wygrywamy. Wiadomo, weryfikacja przyjdzie w lidze, ale jestem przekonany, że damy rade.
Do zespołu Widzewa dołączyło zimą dwóch twoich byłych kolegów z drużyny. Mowa o Kamilu Tladze i Mariuszu Zawodzińskim. Uważasz, że będą to wartościowe wzmocnienia?
- Oczywiście, że tak. To chłopaki, którzy potrafią grać w piłkę i są nastawieni na walkę o awans. Ich wysoką formę widać choćby po ostatnim sparingu, w którym obaj zaliczyli asysty, a Kamil zdobył nawet bramkę.
Swoją drogą, byłeś w Łodzi na jakimś spotkaniu w tym sezonie czy nie miałeś okazji?
- Byłem na meczu w Rzgowie z Zawiszą. Kibiców tam było więcej niż na niektórych naszych meczach pierwszoligowych, należy im się za to duży szacunek. Co prawda, miałem pewne problemy z wejściem, ale jakoś udało mi się wejść. Widzew wygrał 2:1 po dwóch golach Adriana Budki, więc byłem zadowolony.
Zapewne dość uważnie śledzisz poczynania klubu, w którym się wychowałeś. Sądzisz, że rewolucja kadrowa zimą zaowocuje awansem?
- Śledzę wydarzenia związane z Widzewem cały czas. Jestem aktywny w sieci. Przeglądam praktycznie codziennie widzewskie strony m.in oficjalną i te nieoficjalne. Na facebooku oglądam też zdjęcia z budowy nowego stadionu, skróty z meczów czy inne informacje. Jestem na bieżąco. Myślę, że trener Marcin Płuska wie co robi - był kiedyś trenerem w Legionovii i słyszałem o nim same dobre słowa. Uważam, że poskłada to wszystko w całość, bo zawodnicy są odpowiedni i awans będzie na 100 procent.
W Widzewie również budowany jest dość młody zespół. Z pewnością wkomponowałbyś się do drużyny. Podobno latem były jakieś propozycje pozostania w Łodzi. W przypadku awansu do III ligi byłbyś w stanie rozważyć ofertę, jeśli takowa by się pojawiła?
- Był taki temat latem i również teraz. Dużo rozmawiałem między innymi z Prezesem Marcinem Ferdzynem. Jest bardzo lojalnym człowiekiem, kocha Widzew i po rozmowach myślę, że mnie rozumie i wie, o co mi chodzi. Wkomponowałbym się, bo czułbym się jak w domu, ale wielokrotnie mówiłem, że chce się rozwijać i grać na jak najwyższym poziomie. Skoro mogę coś osiągnąć to czemu mam nie próbować? Oczywiście, chciałbym grać na najwyższym poziomie w Widzewie. Takie było moje marzenie w dzieciństwie i udało mi się je poniekąd zrealizować, ale teraz jest jak jest. Marzenie wróciło i mam nadzieje, że się spełni. Zaraz ktoś pewnie powie, że poszedłem grać do II ligi dla pieniędzy i to się tylko dla mnie liczy, jakby w II lidze zarabiało się po 10 tysięcy albo jeszcze lepiej. Czy chociażby, że nie zostałem w Widzewie to nie mam prawa być widzewiakiem. Ale wiele osób mnie rozumie i nawet doradzało mi drogę rozwoju. Nie jestem człowiekiem, który ma talent do gry w piłkę. Wszystko wypracowałem ciężkimi treningami, pokorą i robię to nadal. Jeśli nie miałbym żadnych ofert z wyższych lig to oczywiście, że byłbym w stanie rozważyć ofertę. Jeśliby się oczywiście taka pojawiła.
Powróćmy jeszcze do niezbyt przyjemnego tematu, a mianowicie do przeszłości Widzewa. Byłeś już w pierwszym zespole w kluczowym sezonie, który był chyba gwoździem do trumny, gdy Widzew spadałł do I ligi. Czego twoim zdaniem zabrakło do utrzymania?
- Zabrakło - myślę - troszkę szczęścia . Widzew miał swój styl gry i wyglądało to dobrze. Najbardziej szkoda meczu z Koroną Kielce, kiedy prowadziliśmy do przerwy dwoma golami, a skończyło się niestety remisem. Zabrakło niewiele.
Uważasz, że z perspektywy czasu zatrudnienie trenera Artura Skowronka było dobrą decyzją, a może pojawił on się za późno?
- Ciężko powiedzieć czy za późno, czy też nie. Była to bardzo dobra decyzja. Trener Skowronek wykonał wielką pracę w Widzewie, jest to dobry trener i potrafił nas niesamowicie zmotywować.
Klub miał problemy finansowe. W jakim stopniu to odbijało się na grze? Czy byli wtedy w zespole zawodnicy, dla których te pół roku czy też rok w Widzewie, były okresem przejściowym i w konsekwencji nie do końca każdy dawał z siebie wszystko w walce o utrzymanie?
- Bardziej powiedziałbym, że tacy zawodnicy byli w klubie za trenera Stawowego i to było widać. Nie każdemu niestety zależało. Problemy finansowe to jedno, ale gdy wychodzi się na boisku trzeba o tym zapomnieć i walczyć. Walczyć o to, aby zdobyć te 3 punkty.
Po spadku kilku graczy z występami w ekstraklasie w drużynie pozostało, a jednak sezon zakończył się tak, jak dobrze pamiętamy. Czy to w pierwszej lidze nastąpił taki regres, czy już w ekstraklasie pewne twarze nie powinny raczej pojawić się w zespole? Spoglądając na nazwiska teraz na najwyższym poziomie rozgrywek występuje jedynie Krystian Nowak.
- Ciężko powiedzieć. Myślę, że wielu zawodników, jak np. Rafał Augustyniak czy Bartłomiej Kasprzak, gdyby dostali teraz szansę gry w Ekstraklasie, mogliby "odpalić" i wyglądaliby bardzo dobrze. Krystianowi się to udało, gra w każdym meczu, więc na innych ekswidzewiaków też może przyjdzie jeszcze pora.
W trakcie minionego sezonu do zespołu dołączył wspomniany już trener Stawowy. Sytuacja była podobna do tej, w której w klubie pojawił się trener Skowronek. Znane nazwisko, wielkie plany, w tym Liga Mistrzów za kilka lat. Czy to nie było lekkie zgrywanie się z kibiców?
- Trener Stawowy serio miał takie plany. To nie były żarty. On bardzo szanował kibiców. Chciał naprawić Widzew i osiągać z nim sukcesy.
W Widzewie pojawił się zaciąg zawodników dobrze znanych nowemu trenerowi. Miejsce w składzie stracił m.in Damian Warchoł. Czy w zespole byli wtedy równi i równiejsi?
- Miejsce w składzie straciłem również i ja, w sytuacji, w któej każdy ciężko pracował, przykładał się do treningów. Osobiście nie mogę pogodzić się z tym, że nie dostałem szansy na pokazanie się. Nie czułem się gorszy od np. Kosuke Kimury. Zawodnik ten może i przyszedł z MLS, ale czy to od razu oznaczało, że jest bardziej wartościowym piłkarzem? Jakoś na boisku tego nie widziałem. Pół roku wcześniej też mi mówiono, że mam iść na wypożyczenie, bo jestem za słaby, ale trener Włodzimierz Tylak dał mi szansę i było dobrze, a później? Taki przykład Bartosza Brodzińskiego, który na treningach wyglądał bardzo dobrze. Też nie dostał szansy. Dziwne było to wszystko, ale to już przeszłość. Wydaje mi się, że Damian Warchoł nie zaakceptował tej sytuacji i dlatego stracił miejsce, bo umiejętności posiada bardzo duże. Teraz w II lidze naśladuje Roberta Lewandowskiego i strzela 5 bramek w jednym meczu. Dobrze, że nie przytrafiło mu się to w meczu z Legionovią.
Jakie masz zdanie o rozgrywaniu spotkań ligowych w Byczynie? Sztuczna murawa była atutem czy może wam przeszkadzała?
- Sztuczna murawa była lana wodą przed każdym meczem, więc grało się na niej w miarę dobrze. Jedynym minusem były małe trybuny i to, że graliśmy poza Łodzią. Podobno mogliśmy grać w Chorzowie, gdzie na doping z pewnością narzekać byśmy nie musieli i to by zdecydowanie nam pomogło. W Byczynie niestety wielu kibiców nie miało możliwości oglądania spotkań.
Jak wyglądało twoje rozstanie ze starym Widzewem?
- Mocno to na mnie wpłynęło. Szczerze mówiąc, czekałem do samego końca, wierząc w to, że będzie jednak ta II liga. Inni składali pisma o rozwiązanie kontraktu, a ja wierzyłem, że wszystko się nie rozleci. Nie wyobrażałem sobie gry gdzie indziej. 15 lat w jednym klubie robi swoje. Codziennie treningi, chodzenie na mecze czy też mnóstwo znajomych widzewiaków. Nie wiem, po prostu Widzew nie jest dla mnie tylko klubem, a czymś więcej. Niektórzy będą mówić, że to nieprawda. Tylko po co bym po bramkach całował herb, albo wbiegał z radości w kibiców po bramce w Niecieczy? Tęsknię za Łodzią i za Widzewem. Każdy człowiek na moim miejscu by tęsknił. Dobrze, że nie mam daleko do miasta, pojawiam się często i przejeżdżam obok stadionu, widzę jak rośnie - fajna sprawa.
Uważasz, że z perspektywy czasu dobrze się stało, że rozpoczęto budowę klubu od podstaw w czwartej lidze?
- Moim zdaniem dobrze się stało. Nie znam dokładnej kwoty długu, ale podobno był bardzo duży.
Nowy stadion, nowy klub, nowi działacze. Jedynie pozostali starzy, wierni kibice. Wierzysz w to, że ten nowy projekt zaowocuje za kilka lat powrotem na salony?
- Kibice byli są i będą dumą tego klubu i to się nigdy nie zmieni. To wiedzą wszyscy - choćby dzięki WOWP, która tak wspiera Widzew. Wierzę w to, wszystko jest na dobrej drodze i jeszcze wrócą czasy… jak ta przyśpiewka, która zapadła mi w głowie po meczu z Chrobrym Głogów. Chciałbym, korzystając z okazji, pozdrowić prawdziwych kibiców oraz chłopaków z Zarzewa.
fot. Adrian Somorowski