Global categories
Tadeusz Jończyk: Rywalizacja w drużynie bokserskiej była ogromna
W czwartek na łamach portalu widzew.com przybliżyliśmy kibicom historię sekcji boksu funkcjonującej w ramach Robotniczego Towarzystwa Sportowego Widzew Łódź. Dziś prezentujemy wywiad z Tadeuszem Jonczykiem, byłym bokserem, który reprezentował barwy Widzewa w latach 70. i 80. W przeszłości waleczny sportowiec, a obecnie członek Koła Seniora RTS Widzew przekazał w ostatnim czasie na rzecz Muzeum Widzewa swoje pamiątki, a w rozmowie z oficjalną stroną klubu wspomina najlepsze czasy sekcji bokserskiej, w których widzewiacy w latach 1979 i 1980 walczyli na ringach I ligi.
Widzew.com: W jakim okresie reprezentował pan barwy Widzewa?
Tadeusz Jonczyk: Boks zacząłem uprawiać w 1969 roku, w Zduńskiej Woli. Zdobyłem brązowy medal mistrzostw Polski juniorów w Sosnowcu, przegrywając z Jerzym Rybickim (dwukrotny medalista Igrzysk Olimpijskich - przyp. red.). W 1971 roku trafiłem do Widzewa, gdzie boksowałem dwa lata. Następnie dostałem powołanie do wojska i reprezentowałem Gwardię, ale po zakończeniu służby wróciłem do Widzewa. Tutaj załatwiono mi mieszkanie, a w klubie trenowałem aż do końca lat 80. W okresie przemian ustrojowych zakończyłem karierę, mimo propozycji między innymi z Gwardii Białystok.
Jak wyglądało wejście do klubu, do tej starej drewnianej hali i do renomowanej sekcji z perspektywy młodego zawodnika?
- Początkowo mieszkałem w budynku klubowym, przez ścianę z Jerzym Kulejem. Byłem za młody, żeby przebić się do pierwszej drużyny. Można powiedzieć, że byłem drugim wyborem przy doborze zawodników. Po zdobyciu kilkukrotnie mistrzostwa okręgu łódzkiego wskoczyłem wreszcie do składu.
Dziś w świecie boksu prym wiodą zawodowe gale bokserskie. Dawniej bardzo popularne były mecze bokserskie, które przyciągały tłumy kibiców.
- Dokładnie tak. Pamiętam jeszcze, że w Zduńskiej Woli, Tomaszowie Mazowiecki, Piotrkowie Trybunalski, podczas takich spotkań brakowało miejsc. Nie było gdzie szpilki wsadzić.
Rywalizacja wśród pana rówieśników była wysoka?
- Tak, zdecydowanie. Wielu zawodników się wykruszało, a w zespole zostawali tylko najlepsi, szczególnie gdy Widzew walczył o awans do I ligi. Było to też spowodowane bardzo dużą popularnością samego pięściarstwa w tamtym czasie.
Jak w tamtym okresie wyglądało życie sekcji i sama działalność klubu od środka?
- Bardzo dobrze wspominam okres treningów w Widzewie. Boks zajmował całe moje życie, a klub pomagał załatwiając szkołę lub pracę. Ja miałem etat w fabryce przy ulicy Niciarnianej, a potem klub pomógł mi skończyć szkołę zawodową. Zakłady pracy bardzo klubom wóczas pomagały. Duże zainteresowanie boksem wyrażał prezes Ludwik Sobolewski, on żył tym klubem. Doprowadził piłkarzy do najwyższych laurów, ale my również czuliśmy, że dogląda nas i naszych wyników.
Czy obozy przygotowawcze organizowano z innymi sekcjami RTS?
- Mieliśmy sporo takich obozów, na przykład wyjazd do Poddębic. Wyjazdy odbywały się z innymi sekcjami, ale zazwyczaj mieliśmy wspólne zgrupowania z różnymi klubami wojewódzkimi, np. z Piotrkowa oraz Kutna. Wyjeżdżaliśmy również na wyjazdy zagraniczne.
Do jakich krajów?
- Do Niemiec Wschodnich, Włoch, a w szczególności do Finlandii. Nie wiem dokładnie jak tę współpracę nawiązano, ale w tamtym czasie Widzew miał bardzo bliskie stosunki z klubami z tego kraju. Jeździliśmy tam na obozy do zamkniętych ośrodków i boksowaliśmy z Finami. Na młodych chłopakach duże wrażenie robiła sauna, po skorzystaniu z której chodziliśmy się schłodzić w śniegu. Nawet wyjazd do NRD wywoływał szok, z powodu liczby produktów w sklepach. Przecież ten kraj był również częścią bloku wschodniego, a tam Ameryka! U nas w tym czasie był kryzys, a na półkach ocet i cukier. Jeden z kolegów miał duże problemy, bo próbował do kraju przemycić jakiś towar. Niestety został przyłapany i musieliśmy zrzucić się drużyną, by wyciszyć aferę.
Czy w okresie pana bokserskiej kariery rywalizacja z niektórymi klubami była szczególnie zacięta?
- Przede wszystkim z zespołami, z którymi rywalizowaliśmy o awans do I ligi. Zdarzało się, że rywale próbowali niesportowymi sposobami dyskwalifikować naszych zawodników. Taka sytuacja była podczas meczu w Kaliszu, gdzie nasz pięściarz miał wystąpić w wadze ciężkiej, ale rywale próbowali mu to utrudnić. Ciężkie walki toczyliśmy również ze Stalą Rzeszów.
Wracając do wewnętrznego życia klubu - integrowaliście się wewnątrz Widzewa, pomiędzy sekcjami?
- Dużo czasu spędzało się w słynnej kawiarni u pani Basi. To była wspaniała kobieta, którą wspominam do dziś. Tam przesiadywaliśmy z zawodnikami innych sekcji i był czas, by zamienić kilka słów. Trudno było się integrować, chociaż żyliśmy obok siebie. Spowodowane to było różnymi formami treningów. Piłkarze na przykład trenowali zazwyczaj dużo wcześniej. Czasem zwyczajnie się mijaliśmy. Pamiętam, że piłkarzom zdarzało się oglądać nasze walki, a po uzyskaniu promocji do I ligi odwiedził nas Zbigniew Boniek, żeby nam pogratulować. Organizowano też spotkania z działaczami, kiedy cała ta widzewska rodzina spotykała się razem.
Wie pan jak radzi sobie obecnie sekcja widzewskiego boksu?
- Śledzę wyniki w prasie, jestem też członkiem Koła Seniora Widzew Łódź. Dobry kontakt mam również z Mirosławem Pacholskim, który wiele lat trenował młodzież w Widzewie, a ostatnio zakończył już karierę.