Global categories
Stefan Majewski: Bardzo pomogli nam wtedy kibice
Trenerem Widzewa Łódź Stefan Majewski został w 2004 roku, po tym jak klub pożegnał się z najwyższą klasą rozgrywką. Mimo niesprzyjających okoliczności mający wówczas już wieloletnie doświadczenie w zawodzie szkoleniowiec nie bał się podjąć wyzwania. Cel, którym był powrót do piłkarskiej elity, osiągnął już w drugim roku pracy w Łodzi, pewnie wygrywając rozgrywki z najskuteczniejszą ofensywą w stawce. - Trenerowi, który wcześniej był zawodnikiem, na pewno łatwiej jest znosić presję. Chociaż to oczywiście dwa zupełnie różne zawody. Ja przede wszystkim wierzyłem w ten zespół - zaznaczył.
Początki nie mogły jednak napawać optymizmem, bo pracy do wykonania na starcie było sporo. - Na pewno był to bardzo trudny okres dla Widzewa. Klub spadł z ekstraklasy, a poza Rafałem Pawlakiem nie było praktycznie żadnych zawodników. Tymczasem już w pierwszym roku do awansu zabrakło nam niewiele, bo zagraliśmy w barażach. W kolejnym sezonie zespół był już dużo bardziej dojrzały. Widać było, że wszystkim zależy. Bardzo pomagali wtedy też kibice, którzy niemal w komplecie wypełniali trybuny - przyznał Majewski we wtorkowym "Witamy w Klubie".
Po spadku, jak to często bywa w takich okolicznościach, drużyna się rozpadła i budowana była praktycznie od nowa. Widzew jednak nadal przyciągał, więc mimo początkowych trudności, szybko udało się skompletować konkurencyjny zespół. - Widzew był wtedy cały czas wielką marką i zawodnicy chętnie chcieli w nim grać. Wiedzieli, że to może być przepustka do gry w najwyższej lidze. Możliwość pokazania się w tym klubie bardzo mobilizowała - zdradził rozmówca Jakuba Dyktyńskiego.
Co ciekawe, nie obyło się bez egzotycznych transferów. Do klubu trafił wówczas między innymi pochodzący z Australii Nathan Caldwell. - Mocno zastanawialiśmy się czy w ogóle podjąć temat, ale jak już przyjechał na testy, zdecydowaliśmy się od razu, bo widzieliśmy, że ma spore umiejętności. To był bardzo porządny, zdyscyplinowany zawodnik, który dużo wniósł do naszej drużyny - zdradził Majewski.
Trudnych wyborów personalnych było więcej, jak w przypadku postawienia na właściwego napastnika, gdy w orbicie zainteresowań klubu znaleźli się Marcin Klatt i Bartłomiej Grzelak. - Sztab szkoleniowy od początku był przekonany, że to powinien być Bartek. Na początku jego problemem mogła być psychika. Gdy tylko coś go bolało, od razu się wycofywał. Potrzebował przy tym wsparcia, musiał czuć, że trener w niego wierzy, więc robiłem mu nawet indywidualne treningi. Z czasem na pewno się otworzył, nabrał odwagi. Uwierzył w siebie i bardzo się w Widzewie rozwinął. Zaowocowało to zresztą transferem do Legii - przypomniał doświadczony szkoleniowiec.
We wtorkowej rozmowie nie mogło zabraknąć pytań o sławnego laptopa, który był ważnym narzędziem pracy trenera Majewskiego, a w czasie jego pobytu w Widzewie został skradziony. Na antenie usłyszeć można było również wspomnienia związane z relacjami byłego selekcjonera z łódzkimi dziennikarzami czy z rywalizacją derbową, w czasie której zdarzyło mu się interweniować nie tylko na boisku… Warto dodać, że Stefan Majewski jest cały czas na bieżąco z losami Widzewa i jest spokojny o jego przyszłość. - Życzę Widzewowi awansu. Jestem przekonany, że klub ten wróci niedługo do ekstraklasy - zapewnił na antenie Widzew.FM.
Całą rozmowę z trenerem Majewskim usłyszeć będzie można ponownie w paśmie powtórkowym "Witamy w Klubie" o 13:00, 16:00 i 20:00 na antenie Widzew.FM. Drugim gościem w studiu był tego dnia Konrad Reszka, bramkarz pierwszej drużyny Widzewa. Wkrótce cała audycja dostępna będzie również w archiwum klubowego radia w serwisie Spotify, na stronie