Sławomir Gula: Na kibiców Widzewa zawsze można było liczyć
Ładowanie...

Global categories

21 October 2020 11:10

Sławomir Gula: Na kibiców Widzewa zawsze można było liczyć

21 lat temu, 21 października 1999 roku, Widzew rozegrał swój ostatni jak dotąd mecz w europejskich pucharach u siebie. Rywalem był słynny francuski zespół AS Monaco, a w tym spotkaniu zagrał m.in. Sławomir Gula.

Wychowanek Widzewa był jednym z gości środowej, porannej audycji w radiu Widzew.FM. W rozmowie z Marcinem Tarocińskim wspominał nie tylko mecze z zespołem z Francji, ale również wcześniejsze podczas pucharowej jesieni 1999 roku.

Łodzianie zaczęli wtedy występy w Europie od meczów w eliminacjach Ligi Mistrzów. Na początek spotkali się z Liteksem Łowecz z Bułgarii. Pierwsze spotkanie widzewiacy przegrali 1:4 i mało kto wierzył w udany rewanż. - Po meczu w Łoweczu założyłem się z jednym z dziennikarzy o pewien trunek, że my ten Litex przejdziemy. Tam nie wykorzystaliśmy wielu sytuacji, a Litex grał lepiej w rewanżu w Łodzi niż u siebie, gdy wygrał 4:1 - wspominał Gula.

Wtedy wygrał zakład, bo Widzew najpierw odrobił straty w meczu (4:1), a potem wygrał dramatyczny konkurs rzutów karnych. Kolejnym rywalem była utytułowana włoska AC Fiorentina, która w dwumeczu okazała się lepsza od RTS-u. - Tam grali tacy piłkarze jak Batistuta, Rui Costa. To tak jakby dzisiaj rywalizować z Napoli czy Bayernem. Taki był poziom Fiorentiny wtedy - opowiadał gość "Widzewskiego Poranka".

Była to ostatnia faza eliminacji Ligi Mistrzów, więc łódzki zespół mimo odpadnięcia zyskał prawo gry w Pucharze UEFA. Tam po wyeliminowaniu łotewskiego Skonto Ryga Widzew trafił właśnie na AS Monaco. W tej drużynie grali wtedy m.in. Rafael Marquez, John Arne Riise, Sabri Lamouchi, Ludovic Giuly i David Trezeguet. - Na ławce rezerwowych jako bramkarz był jeszcze Fabien Barthez. Jak się popatrzy na te nazwiska, to jeszcze dzisiaj robią wrażenie. A zaprezentowaliśmy się na ich tle dobrze. Wynik 1:1 dawał nadzieję, że można w rewanżu powalczyć. Mieliśmy wiarę, że zagramy jak równy z równym i w tym dwumeczu tak to wyglądało. Niewiele nam brakowało, żeby przejść tego rywala - mówił Sławomir Gula na antenie klubowego radia.

Wtedy w pierwszym meczu u siebie widzewiacy objęli szybko prowadzenie po strzale Artura Wichniarka z rzutu karnego. Jednak w rewanżu w Monako ten najlepszy napastnik łodzian nie zagrał, bo został... sprzedany do niemieckiego klubu Arminia Bielefeld. - Prezesi Widzewa nam wtedy nie pomogli, bo szybko dokonali transferu. Z Arturem w składzie byłyby większe szanse w rewanżu. Pewnie klub się bał, żeby jakiejś kontuzji nie złapał - opowiadał wychowanek drużyny z alei Piłsudskiego.

Sławomir Gula wspomniał też o kibicach RTS-u. - Nie tylko w Polkowicach czy w Łęcznej, ale wtedy w Monako, Florencji czy Rydze też byli. Na kibiców Widzewa zawsze można było liczyć. To nie jest jakiś banał, że to jest dwunasty, a nawet trzynasty zawodnik. Pamiętam jak przed meczem z Legią wyszliśmy na stadion, gdy trybuna C była ponownie otwarta dla kibiców po remoncie. Panowała taka atmosfera, że byliśmy napompowani już przed spotkaniem. Aż nas Darek Gęsior uspokajał, żebyśmy nie rozegrali meczu przed meczem - wspominał były piłkarz Widzewa.

Całą rozmowę ze Sławomirem Gulą kibice Widzewa mogą wysłuchać dzisiaj jeszcze raz o godzinach 13, 16 i 20 w powtórkach porannej audycji na antenie radia Widzew.FM za pośrednictwem strony widzew.com lub aplikacji w telefonach. Zapraszamy!