Global categories
Sebastian Rudol: Zespół budowany jest tak, żeby podołać presji
Marcin Olczyk: Po 130 meczach w polskiej ekstraklasie i półrocznym pobycie w Rumunii wylądowałeś w drugoligowym Widzewie. Dlaczego?
Sebastian Rudol: Przede wszystkim skusił mnie projekt, który tu powstaje. Czasem warto zrobić dwa małe kroczki do tyłu, żeby potem szybciej i mocniej ruszyć do przodu. Poza tym rozmawiałem z władzami klubu i spodobało mi się to, jak i w jakim kierunku ma być budowany Widzew. Chciałbym, żeby ten klub wrócił jak najszybciej na należne mu miejsce.
Miałeś inne oferty?
- Nie planowałem wracać w najbliższym czasie do Polski. Czas jednak uciekał i zacząłem rozmawiać z różnymi klubami w kraju, ale nie doszliśmy do porozumienia. Wtedy pojawiła się propozycja z Widzewa. Klub z Łodzi był bardzo konkretny i potrafił zainteresować mnie wizją rozwoju. Gdyby to nie był Widzew, gry w drugiej lidze na pewno nie brałbym pod uwagę. Staram się jednak myśleć przyszłościowo i mam nadzieję, że razem szybko znajdziemy się na wyższym szczeblu rozgrywkowym.
Czym w takim razie jest dla ciebie Widzew?
- Widzew to przede wszystkim piękna historia. Mimo że większość życia spędziłem w odległym krańcu Polski, słyszałem o tym klubie wiele i często. Wiem, jak ważny jest Widzew w Łodzi, jakim cieszy się zainteresowaniem, ilu kibiców przychodzi na jego mecze. Jedyne, co się nie zgadza, to właśnie poziom ligowy. Dlatego tu jestem, żeby pomóc to zmienić. Zależy mi, żeby jak najszybciej wrócić do ekstraklasy. Chciałbym dokonać tego właśnie z Widzewem.
Na początku roku związałeś się z rumuńskim Sepsi Sfântu Gheorghe. Co poszło nie tak?
- Podpisałem tam dość długi kontrakt, ale zespół nie spełnił przedsezonowych założeń zarządu. Co prawda awansowaliśmy do grupy mistrzowskiej, ale przegraliśmy tam większość meczów, w związku z czym klub postanowił po sezonie zmienić trenera i nie przedłużyć lub rozwiązać 80 procent kontraktów z zawodnikami, dając nowemu szkoleniowcowi wolną rękę w budowie drużyny. Miałem co prawda obowiązujący kontrakt i furtkę do tego, by zostać w klubie, ale zdecydowałem, że jeśli tak ma to wyglądać, to muszę zmienić otoczenie.
Warto było pchać się za granicę? Dał ci coś ten wyjazd?
- Oczywiście, że tak. Cenne były doświadczenia pozasportowe, kontakt z nieznaną kulturą i innym językiem. Ale i piłkarsko Rumunia jest bardzo dobrym krajem, co pokazała chociażby podczas ostatnich mistrzostw Europy do lat 21, gdzie doszła do półfinału. W składzie reprezentacji było zresztą dwóch zawodników z mojego klubu. Możliwość gry na stadionie Steauy Bukareszt (obecnie FCSB - przyp. red.), CS U Craiova czy mistrza kraju CFR Cluj to dla mnie coś zupełnie nowego. Z tego na pewno się cieszę. Latem w klubie dokonała się jednak wielka rewolucja, więc i ja zdecydowałem się poszukać innych możliwości.
Atmosfera na stadionie Widzewa będzie znakomita, ale na wyjazdach okoliczności będą pewnie znacznie odbiegać od tych znanych ci z ekstraklasy. Jesteś na to gotowy?
- Jeśli chodzi o podejście do gry to zawsze byłem zdania, że wszystko dzieje się przede wszystkim w mojej głowie. Najważniejsze, żebym w niej miał odpowiednio poukładane, wtedy powinno być dobrze. Co do poziomu sportowego, to szczerze mówiąc spodziewam się, że będzie trudniej niż w ekstraklasie. Myślę, że zawodnicy ograni na polskich boiskach zdają sobie sprawę, występując w pierwszej lub drugiej lidze czy schodząc do rezerw, że mecze na niższych poziomach obfitują przede wszystkim w sporo walki, przy mniejszej jakości. Spodziewam się ciężkiej przeprawy. Czeka nas bardzo dużo pracy, ale naprawdę wierzę, że budowany według przedstawionego mi planu zespół poradzi sobie, będzie się rozwijać i wszystko pójdzie po naszej myśli.
W widzewskiej szatni spotkasz na pewno dobrze znane ci twarze.
- Z młodzieżowej reprezentacji Polski znamy się z Sebastianem Zielenieckim. Rozmawiałem już z Marcinem Robakiem, z którym grałem razem w Pogoni. Śmieję się trochę, że to on mnie wypromował w seniorskiej piłce. Wszystko dlatego, że jednym z pierwszych moich meczów w dorosłym futbolu było starcie z Lechem Poznań, w którym Marcin strzelił pięć bramek, a przy pierwszej to właśnie ja mu asystowałem (śmiech). Wtedy wszystko się zaczęło. Swojego pierwszego gola w ekstraklasie strzeliłem z kolei po jego asyście. Bardzo go cenię i na pewno jednym z argumentów przemawiających za transferem do Widzewa była właśnie jego obecność w drużynie. Wiem, ile znaczy on dla ludzi w Łodzi, ale też ile klub z al. Piłsudskiego znaczy dla niego. Jest też kolonia z Koszalina, czyli z moich okolic. Pozytywnie przywitał mnie Maciek Kazimierowicz, mimo że jego drogi z klubem z tego co wiem już się rozchodzą. Kontrakt podpisał właśnie Wojtek Pawłowski z Koszalina, z drużyną trenuje Bartek Poczobut. Kilka osób więc znam, co na pewno ułatwi mi początki w zespole.
Choć masz za sobą ponad sto meczów w ekstraklasie nie mogę nie zapytać o presję. Według wielu obserwatorów to ona mogła przyczynić się do nieudanego finiszu Widzewa w poprzednim sezonie. Nie obawiasz się jej?
- To jest na pewno istotny element gry w Widzewie i był poruszany w rozmowach transferowych. Zdaję sobie sprawę z oczekiwań. Nie ma jednak sensu opowiadać o tym i - kolokwialnie mówiąc - nawijać makaronu na uszy, że jako zawodnik z ograniem w ekstraklasie na pewno sobie poradzę. Wszystko zweryfikuje liga. W trakcie sezonu będzie można ocenić czy drużyna daje radę, czy nie. Zespół budowany jest jednak tak, żeby temu podołać.
Twoja pozycja to przede wszystkim środek obrony, ale możesz też grać na prawym boku defensywy.
- Tutaj wszystko zależeć będzie od trenera. Jeżeli uzna, że więcej dam drużynie na boku obrony czy nawet na pozycji defensywnego pomocnika, to tam też mogę zagrać. Nie zamykam się na różne rozwiązania.
Grałeś w kilku młodzieżowych reprezentacjach Polski. Czy to doświadczenie pomogło ci w karierze?
- Na pewno tak, ale jak każdy sukces, może nieść za sobą niebezpieczeństwo. Mam z tych czasów wielu kolegów, robiących dziś wielkie kariery, jak Karol Linetty czy Mariusz Stępiński, ale byli też wśród nas zawodnicy, którzy dzisiaj nie grają już w piłkę. Nie ma tu reguły. Ja akurat sukces kadry U17, w której grałem z Sebastianem Zielenieckim, ale też każdy mecz w młodzieżówkach, traktuję jako wielkie wyróżnienie i powód do dumy. Możliwość reprezentowania swojego kraju to marzenie każdego zawodnika. Nie wstydzę się tego, że moim marzeniem jest gra w seniorskiej kadrze. Wierzę głęboko w to, że przyjdzie jeszcze w moim życiu taki moment. Wracając do młodzieżówki, każdemu życzę gry w niej. W niczym to nie przeszkodzi, a może dać dodatkową motywację do pracy.
Co w takim razie było twoim największym dotychczas osiągnięciem w karierze piłkarskiej?
- Zdecydowanie półfinał mistrzostw Europy U17. Z sentymentem patrzę na składy z tamtych rozgrywek i to, co osiągnęli niektórzy piłkarze. Jestem dumny, że tak dobrze zaprezentowaliśmy się na tamtym turnieju.
Co może być twoim największym atutem? Na co zwracać uwagę powinni w twojej grze kibice?
- Fani wymagają przede wszystkim poświęcenia. Nie chcę rzucać słów na wiatr, bo potem i tak wszystko weryfikuje boisko. Zależy mi jednak przede wszystkim na tym, żeby nawet jeżeli ktoś będzie miał zastrzeżenia do moich umiejętności, to nie będzie miał podstaw do tego, by zakwestionować moje pełne zaangażowanie.