Global categories
Sebastian Rudol: Atmosfera, jakbyś grał w dwóch ligach jednocześnie
Skąd wziął się pomysł na to, żebyś pojechał właśnie na mecz do Zagrzebia?
Sebastian Rudol: Wszystko wyszło absolutnie spontanicznie. Wcześniej nie planowałem wizyty u kolegi, Łukasza Zwolińskiego, który gra w Chorwacji, w klubie HNK Gorica. Znamy się z czasów wspólnej gry w Pogoni Szczecin, zaprosił mnie, a przy okazji odwiedzin miałem obejrzeć ligowy mecz jego drużyny. Już na miejscu okazało się, że jest szansa dostać bilety na spotkanie Dinamo - City, więc bez zastanawienia się pojechaliśmy do Zagrzebia.
Mieliście okazję obejrzeć ciekawe spotkanie, między innymi z udziałem rodaka, Damiana Kądziora. Jak wypadł reprezentant Polski?
- Moim zdaniem zagrał dobrze. Już na początku zaliczył ładną asystę przy bramce młodego Hiszpania Daniego Olmo, co mnie bardzo ucieszyło, bo awsze kibicuję naszym w takich meczach. Kądzior grał poprawnie, a był to jego pierwszy występ w tym sezonie Ligi Mistrzów. Zszedł po godzinie gry, ale widać było że to taktyczna decyzja trenera, a nie efekt słabej gry Damiana.
Dinamo prowadziło, ale mistrzowie Anglii potem pokazali moc.
- To był futbol na zupełnie innym poziomie. W całym meczu Dinamo miało tylko 25 procent posiadania piłki, co mówi samo za siebie. Zobaczenie na żywo gry takiego zespołu jak City robi duże wrażenie. Widać było dużą jakość gry, wypracowane automatyzmy i schematy gry.
I do tego jeszcze bardzo skuteczny Gabriel Jesus...
- Strzelił hat-tricka w 20 minut, co nie wymaga żadnego komentarza. Rozmawialiśmy o jego grze z Łukaszem w czasie meczu. On z perspektywy napastnika komentował, jak Gabriel Jesus potrafi uciekać obrońcom po zewnętrznej stronie, a ja patrzyłem na jego grę jako obrońca, tym bardziej że na środku defensywy Dinama grał Emil Dilaver, którego znam z gry w Ekstraklasie w barwach Lecha. Przykładowo przy drugim golu Brazylijczyka żaden obrońca by go nie powstrzymał.
A może pojechałeś do Chorwacji nie na mecz, tylko, żeby ściągnąć Łukasza Zwolińskiego do Widzewa?
- Trochę żartując można powiedzieć, że Łukasz ma świadomość jakiej klasy konkurent czeka na niego w Widzewie. Przecież w Pogoni Szczecin dużo nauczył się jeśli chodzi o grę napastnika od Marcina Robaka, z którym wtedy występował w drużynie Portowców. Nawet rozmawialiśmy o tym teraz i Łukasz był przekonany, że Marcin mógłby spokojnie znaleźć jeszcze klub w ekstraklasie i strzelić w sezonie minimum 10 goli. A wracając do pytania, kto wie czy Łukasz w przyszłości nie chciałby grać w Widzewie...
Czy masz w planach jeszcze jakąś stadionową wyprawę przed świętami?
- Jak najbardziej, bo udało mi się zdobyć bilety na mecz Arsenalu z City, który będzie rozegrany w najbliższą niedzielę. Lecę do Anglii razem z tatą i obejrzymy spotkanie na Emirates Stadium. A potem już powrót do Polski na święta.
Zrobiłeś już sobie takie prywatne podsumowanie rundy jesiennej w Widzewie?
- Jakieś przemyślenia były, ale chciałem też się od tego wszystkiego trochę odciąć, żeby głowa odpoczęła. Najkrócej mówiąc, gdy w trakcie rundy było dobrze czy było źle, to trener Kaczmarek zawsze nam powtarzał, że najważniejsze jest to, żebyśmy byli liderami tabeli II ligi na koniec jesieni. Tak się stało i to na pewno będzie dobrym impulsem do przygotowań do wiosny. Odnośnie swojej gry, to jasne, że mam z tyłu głowy taką myśl, że nie wszystko było super i jest nad czym pracować. Duże znaczenie ma w tym przypadku doświadczenie chłopaków, którzy grali w poprzednim sezonie, bo wiemy co było wtedy z zespołem nie tak po zimie.
Który mecz Widzewa był jesienią twoim zdaniem najlepszym, a który najgorszym? Jako ten drugi wielu kibiców wskazuje spotkanie ze Skrą w Częstochowie...
- Jeśli chodzi o ligowe mecze, to patrzę na nie bardziej przez pryzmat skuteczności, a nie konkretnego wyniku. Były połówki meczów, w których graliśmy słabiej i gorzej niż w Częstochowie, ale na koniec wygrywaliśmy. Zawsze tak jest po przegranym spotkaniu, że niekorzystny wynik przesłoni obiektywną ocenę gry zespołu. Za to jak wygramy w słabym stylu, to nikt już o tym po kilku dniach nie pamięta.
Trudno było ci odnaleźć się na boiskach drugiej ligi po grze w polskiej i rumuńskiej ekstraklasie?
- Zaskoczenia nie było, bo grając w Pogoni Szczecin zdarzało się, że trafiałem do trzecioligowej drużyny rezerw i bywały mecze o wiele trudniejsze niż w ekstraklasie. Jak teraz w drugiej lidze, dominowała walka i cechy wolicjonalne u piłkarzy. Jeśli szybko nie objąłeś prowadzenia, z każdą minutą grało się trudniej. Podobnie jak teraz w Widzewie, gdzie dodatkowo oprócz drugoligowych realiów na boisku, dochodzi zainteresowanie mediów i presja kibiców jak w ekstraklasie, czyli tutaj jest atmosfera, jakbyś grał w dwóch ligach jednocześnie.
Odłużmy na bok piłkę i ligę. Po powrocie z Anglii święta Bożego Narodzenia spędzasz w domu, czy na jakimś kolejnym wyjeździe?
- Teraz zaplanowałem sobie tydzień meczowy, ale potem już tylko odpoczywam w domu i spędzam święta z rodziną. Chcę też nadrobić czas z bliskimi, bo przecież przez pierwsze pół roku grałem w Rumunii, a potem był transfer do Widzewa i ruszył kolejny sezon gry. A od stycznia ruszamy razem z zespołem z przygotowaniami do ligowej wiosny.