Rozrywkowy "kozak" z patentem na ŁKS
Ładowanie...

Global categories

11 May 2020 12:05

Rozrywkowy "kozak" z patentem na ŁKS

W historii piłkarskiej drużyny Widzewa dochodziło do wielu przedziwnych sytuacji. Również do takiej, gdy podczas jednego ze zgrupowań w górach jeden z kluczowych piłkarzy "zapodział się" na kilka dni...

Taka sytuacja miała miejsce w sezonie 1976/1977, gdy widzewiacy prowadzeni wtedy przez trenera Janusza Pekowskiego przebywali na obozie w Zakopanem. Nagle z drużyny zniknął napastnik Tadeusz Błachno. Nie pojawił się na pierwszym treningu, potem drugim. Nie wrócił też na noc do ośrodka, w którym mieszkali łodzianie. Gdy już koledzy z drużyny zaczynali się o niego martwić, rozbawiony Błachno zajechał pod ośrodek saniami powożonymi przez bacę. Widać, że wcześniej bawił się bardzo dobrze, a na jego nogach... brakowało butów!

Dobrze, że o butach nie zapominał przy okazji meczów Widzewa, w których często było głównym bohaterem, chociaż wszystko temu przeczyło. - Mimo skromnych warunków fizycznych i kłopotów z kręgosłupem był bardzo walecznym zawodnikiem. Grał bardzo agresywnie i nie odpuszczał na boisku - wspomina Błachnę Bogusław Kukuć, dziennikarz sportowy, który dobrze zna tego byłego piłkarza Widzewa.

Błachno pojawił się w drużynie RTS-u jeszcze w pierwszej połowie lat 70., gdy wyciągnięto go z rezerw warszawskiej Legii. W stołecznym klubie czuł się źle, za to w Łodzi czuł się królem, jak pisał Marek Wawrzynowski w książce "Wielki Widzew": (...) wraz ze swoim nieodłącznym towarzyszem przygód Henrykiem Dawidem bywali na salonach i podrzędnych salonikach, gdy ich stan nie pozwalał pokazać się w dobrym towarzystwie.

*Andrzej "Johnny" Możejko (z lewej) uchodził za rozrywkowego piłkarza w drużynie Widzewa lat 70., ale Tadeusz Błachno (z prawej) to dopiero potrafił się zabawić...

Jeszcze w okresie gry w II lidze na krótki okres Błachno został wypożyczony do krakowskiego Hutnika, ale wrócił na wiosnę 1975 roku i od razu strzelił gola otwierającego wynik ważnego meczu z Motorem Lublin. Potem dołożył po dwie bramki w spotkaniach z Ursusem Warszawa oraz Bałtykiem Gdynia i mógł z kolegami świętować awans do I ligi, czyli obecnej ekstraklasy.

Już w drugiej kolejce nowego sezonu widzewiakom przyszło się zmierzyć w derbach Łodzi z ŁKS-em na stadionie rywala. Gospodarze szybko objęli prowadzenie, ale gdy do końca pozostawało mniej niż 20 minut, Tadeusz Błachno najpierw pokonał Jana Tomaszewskiego strzałem z rzutu karnego, a potem uderzeniem z dystansu. I tak oto Widzew po raz pierwszy wygrał derby z ŁKS-em w ekstraklasie.

- Potrafił bardzo dobrze znosić mecze o dużą stawkę. Tak było wtedy w 1975 roku w derbach z ŁKS-em, jak i w tej samej rundzie z Legią w Warszawie. Przed tym drugim meczem znowu gdzieś zabalował i zniknął. Gdy się odnalazł, wydawało się, że nie będzie w stanie zagrać dobrego spotkania. Tymczasem na Łazienkowskiej był najlepszy na boisku i mocnym strzałem głową zapewnił remis 1:1. Trzeba być niezłym kozakiem, żeby tak grać - opowiada Bogusław Kukuć.

Błachno miał swoisty patent na ŁKS. W kolejnym sezonie 1976-77 widzewiacy znowu wygrali z ełkaesiakami derby na ich terenie, tym razem 1:0 po celnej główce "Olka" jak nazywano piłkarza. Przezwisko wzięło się z porównania Błachny do Alfreda Olka, jednego z kluczowych piłkarzy legendarnej drużyny Górnika Zabrze z lat 60. XX wieku. Olek też słynął z walecznej i zadziornej gry.

*Tadeusz Błachno w ataku na bramkę AS Saint-Etienne w meczu Pucharu UEFA. Wszystkiemu przygląda się Michel Platini, którego... Błachno pilnował w tym spotkaniu

Wracając do wątku ŁKS-u, w sezonie 1979-80 Błachno po raz kolejny strzelił gola w ligowych derbach przy alei Unii. Tym razem jego bramka z rzutu karnego dała remis 1:1. To był w ogóle ostatni i zarazem wyjątkowy sezon dla niego, bo łącznie strzelił w nim aż 6 goli po uderzeniach z 11. metra! Swój ostatni sezon gry w Widzewie Błachno zaczynał między innymi pucharowymi meczach z francuskim AS Saint-Etienne. - W tych spotkaniach razem z Jeżewskim pilnował Platiniego. I w pierwszym meczu w Łodzi robił to bardzo skutecznie. Zresztą w wielu meczach dosłownie "tyrał" na boisku i nie dawał przeciwnikom wytchnienia. Można powiedzieć, że to były "żelazne płuca" Widzewa. Trenerzy zwykli mawiać o takich piłkarzach, że są bezcenni dla zespołu - opowiada redaktor Bogusław Kukuć.

Po odejściu z Widzewa Tadeusz Błachno grał jeszcze w Cracovii, a potem wyjechał do jednego z klubów w Belgii. Po zakończeniu sportowej kariery i powrocie do Polski zajął się m.in. biznesem. Miał rozlewnię wód mineralnych. Potem uległ poważnemu wypadkowi w Krakowie, gdy wpadł pod tramwaj i stracił nogę. Obecnie ma 67 lat i mieszka w podkrakowskiej Skale, która jest jego rodzinną miejscowością.