Wtorkowe spotkanie rozpoczęło się od dość wyrównanej gry w wykonaniu obu ekip. Szybko jednak przyjezdne zaczęły dyktować swoje tempo gry i szczególnie za sprawą świetnie dysponowanych Amerykanek - Shannon McCullum oraz Aishah Sutherland, sosnowiczanki odskoczyły na 8 punktów. Łodzianki nie zamierzały jednak "rzucać ręcznika" i za sprawą Julii Adamowicz oraz Angel Robinson wyszły wreszczie po pewnym czasie na prowadzenie 15:14. W końcówce jednak coś w drużynie Piotra Rozwadowskiego pękło. Gospodynie nie radziły sobie z obroną sosnowiczanek. Nie wpadały im również rzuty za trzy. Bezlitosne za to były przyjezdne i po pierwszej kwarcie na tablicy świetlnej widniał wynik 19:29.

Początek drugiej części gry był wręcz fatalny w wykonaniu obydwu drużyn. Przez pół kwarty żadna ze stron, za wyjątkiem dwóch celnych rzutów wolnych McCallum, nie zdołała zdobyć ani jednego punktu. Dopiero niespełna cztery minuty przed końcem kwarty pierwsze punkty dla łodzianek zdobyła Robinson. W kolejnych minutach różnica punktowa praktycznie nie ulegała zmianie i po pierwszej połowie bezradne widzewianki przegrywały już 27:38.

Po wznowieniu gry postawa widzewianek nie uległa znacznej poprawie. Kibice zgromadzeni w Hali Parkowej oglądali w drugiej połowie wiele strat i niedokładności w wykonaniu widzewianek. Sosnowiczanki zaś w dość swobodny sposób przedostawały się pod kosz rywalek. W konsekwencji po trzeciej kwarcie schodziły z parkietu z przewagą 17 punktów. 

Najgorsze było jednak przed kibicami Widzewa. W czwartej kwarcie czerwono-biało-czerwone całkowicie oddały pole przyjezdnym. Widać było już w ich poczynaniach brak nadziei oraz woli walki. Ostatnia część gry zakończyła się zwycięstwem przyjezdnych 19:4, a cały mecz sosnowiczanki wygrały 79:47.

MUKS Widzew Łódź 47:49 JAS-FBG Zagłębie Sosnowiec (19:29, 8:9, 16:22, 4:19)

Widzew: Robinson 14, Adamowicz 10, Kaja 7, Crook 7, Brumermane 6, Bujniak 3

JAS-FBG: McCallum 30, Sutherland 14, Antczak 9, Swanier 8, Bekasiewicz 7, Dobrowolska 6, Rozwadowska 5