Global categories
Pół wieku Andrzeja Michalczuka!
To jego bramka w doliczonym czasie gry starcia z Legią Warszawa w czerwcu 1996 roku dała Widzewowi zwycięstwo (w legendarnym meczu, w którym do 88. minuty łodzianie przegrywali 0:2!), a w konsekwencji zapewniła czwarte mistrzostwo Polski. Przydało się wówczas doświadczenie gry w przeszłości na pozycji napastnika, bo waleczny obrońca, niczym rasowy snajper, znakomicie odnalazł się w polu karnym bezradnego rywala, zamieniając na gola podanie od Dariusza Gęsiora z prawej strony boiska.
Bramek dla Widzewa przez dekadę gry w czerwono-biało-czerwonych barwach Andrzej Michalczuk zdobył w sumie aż 25, rozgrywając 223 mecze w polskiej ekstraklasie. - Tamte dziesięć lat w Widzewie to był najlepszy okres w moim życiu, w mojej karierze. Na pewno nigdy tego nie zapomnę - przyznał w wywiadzie z okazji XX-lecia awansu Widzewa do Ligi Mistrzów dzisiejszy jubilat.
Trudno wyobrazić sobie tamten Widzew Franciszka Smudy bez Michalczuka, który jest najdłużej reprezentującym RTS piłkarzem urodzonym za granicą w ponad stuletniej historii klubu. W rankingu wszechczasów polskiej ekstraklasy zajmuje 5. miejsce pod względem ilości rozegranych meczów wśród obcokrajowców, ale biorąc pod uwagę występy dla jednego klubu nie ma sobie równych. Potwierdza to tylko, że wyjątkowo zżył się z Łodzią i Widzewem.
- Byliśmy jedną wielką widzewską rodziną i bardzo dobrze się dogadywaliśmy - nawet poza boiskiem, gdy trzeba było sobie pomóc nawzajem to nie było z tym żadnego problemu. Myślę, że udało mi się ze wszystkimi znaleźć ten wspólny język. Nadal zresztą utrzymujemy ze sobą kontakt, dzwonimy do siebie i spotykamy się na meczach - wspominał po latach dwukrotny mistrz i wicemistrz Polski.