Piotr Kosiorowski: Na Widzewie poczułem się jak na piłkarskim widowisku
Ładowanie...

Global categories

16 January 2019 15:01

Piotr Kosiorowski: Na Widzewie poczułem się jak na piłkarskim widowisku

- Lista kandydatów do Widzewa nie jest długa. Są na niej zawodnicy, którzy realnie wzmocnią zespół - podkreśla Piotr Kosiorowski, koordynator ds. skautingu.

W środę oficjalnie rozpoczął pan pracę w Widzewie. Jakie stoją przed panem zadania?

Piotr Kosiorowski: To początek nowego etapu w moim życiu. Rozmowy z działaczami klubu nie były trudne. Propozycja pojawiła się w grudniu i długo się nie zastanawiałem. Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia, a dyskutowaliśmy głównie nad zakresem moich obowiązków i z kim będę współpracował. Moja rola to tylko część tego, jak wkrótce będzie wyglądał pion sportowy w klubie. Docelowo będą to prawdopodobnie trzy osoby: ja, dyrektor sportowy i jeszcze jeden pracownik. Wspólnie będziemy ustalać zakres zadań na najbliższe dwa tygodnie. Czeka mnie na pewno sporo pracy. Będę ściśle współpracował zarówno z trenerem, jak i dyrektorem sportowym w zakresie wyszukiwania kandydatów do zespołu. Jestem zwolennikiem, by o zakontraktowaniu danego piłkarza decydował tzw. komitet transferowy. Tak to będzie wyglądało w przyszłości. Dopóki nie ma dyrektora sportowego, spadają na mnie jego obowiązki. Będę np. rozmawiał z zawodnikami wystawionymi na listę transferową, a także z piłkarzami, którzy w najbliższym czasie mieliby wzmocnić zespół.

Co najpilniejszego jest do zrobienia?

- Jak najszybciej trzeba porozmawiać z zawodnikami wystawionymi na listę transferową. Takie jest życie sportowe piłkarza, że czasem trzeba rozstać się przed końcem kontraktu. Zawodnicy mają umowę, którą klub oczywiście respektuje, ale mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia.

Zespół zostanie wzmocniony?

- Lista kandydatów do Widzewa nie jest długa. Są na niej zawodnicy, którzy realnie wzmocnią zespół, a nie będą tylko uzupełnieniem. Drużyna, która już tu jest, osiągnęła dobre wyniki. Jest na drugim miejscu, a jeśli wygra zaległe spotkanie, będzie liderem. To pokazuje, że zespół już ma wystarczającą jakość, by grać na tym poziomie.

Obserwował pan Widzew w tym sezonie?

- Byłem na kilku spotkaniach tego zespołu i oczywiście widziałem też mecz w Siedlcach z Pogonią. Znam więc drużynę dość dobrze.

Do grudnia był pan dyrektorem sportowym w Pogoni Siedlce. Teraz będzie szefem skautingu w Widzewie. Jaka to różnica?

- W wielu aspektach to podobna praca. W Pogoni nie tylko spędzałem czas w klubie, ale też dużo jeździłem po całej Polsce, by obserwować zawodników, którzy mogliby wzmocnić zespół. W ten sposób mam przegląd piłkarzy na tym poziomie i liczę, że wykorzystam to w Widzewie.

We wrześniu Widzew wygrał w Siedlcach w bardzo emocjonującym meczu. Wtedy pan był po drugiej stronie barykady.

- Rzeczywiście, dużo działo się w tym meczu. Widzew prowadził po golu Dario Kristo, który pomógł sobie trochę ręką, bo analizowaliśmy tę bramkę. Potem dał się zepchnąć do defensywy, mimo że grał w przewadze jednego zawodnika. Końcówka była nerwowa, a Pogoń nie wykorzystała rzutu karnego. Nie przypominam sobie, by przez ostatnie 10 lat Adam Mójta zmarnował jedenastkę, ale Patryk Wolański świetnie zareagował. Widzew był jednak zespołem dojrzalszym i zasłużenie wrócił z trzema punktami.

Widzew jest na dobrej drodze powrotu do świetności. Pan jest wychowankiem Polonii, która też zaczynała od IV ligi.

- Widzew pięknie pokazał, jak można wyjść z takiego kryzysu. Rzeczywiście Polonia Warszawa zmaga się z podobnymi problemami. Widzew jest przykładem, że można poradzić sobie z takimi kłopotami. Byłem na meczu z Resovią w Łodzi i wiele klubów może pozazdrościć frekwencji, zaangażowania kibiców i dopingu. To jest kwintesencja piłki nożnej. Na tym stadionie można się poczuć jak na wielkim piłkarskim widowisku.

Pamięta pan swój mecz nr 2 w ekstraklasie?

- Oczywiście, że tak. Wydaje mi się, że to spotkanie rzutowało potem na całą moją piłkarską przygodę. To był mecz na szczycie ekstraklasy i jako 18-letni zawodnik mierzyłem się z Widzewem naszpikowanym gwiazdami polskiej piłki, z Arturem Wichniarkiem, Tomaszem Łapińskim, Radosławem Michalskim czy Markiem Citką. Dostałem szansę od pierwszej minuty i niestety po zderzeniu z Łukaszem Gorszkowem doznałem urazu stawu skokowego. Wykluczyło mnie to na dłuższy czas z gry w piłkę. Po tym urazie już chyba nigdy nie wróciłem do pełnej dyspozycji. Tamto spotkanie wygraliśmy 2:1, choć przegrywaliśmy 0:1.

Później przeciwko Widzewowi grał pan jeszcze kilka razy.

- Zazwyczaj te spotkania dla moich drużyn nie kończyły się dobrze. Pamiętam jednak, że kiedyś w Dolcanie Ząbki wygraliśmy 1:0 po mojej asyście.