Global categories
Paweł Wojtala: Sami pozwolili nam wstać z kolan
Bartosz Koczorowicz: Odezwały się wspomnienia po obejrzeniu filmu?
Paweł Wojtala: To zawsze są miłe emocje, zwłaszcza kiedy rozmawiamy o takim meczu. Gdy patrzę z perspektywy czasu na ujęcia z tamtego spotkania, dziwię się, że Broendby nas nie dobiło, mając taki wynik. Cóż, mogą mieć do siebie pretensje. Pozwolili nam tym samym wstać z kolan.
W 89. minucie spotkania w Broendby Widzew zdobył bramkę na 3:2, ale do dziś trwają dyskusje, kto tego dokonał.
- Najważniejsze, że ten gol padł. Wydaje mi się, że gdzieś tam w annałach UEFA to ja zostałem zapisany jako strzelec bramki. Dziś możemy ze Sławkiem Majakiem jedynie się uśmiechnąć i opowiadać sobie o tej sytuacji przy barze. Grunt, że w końcowym rozrachunku mogliśmy się cieszyć dzięki temu trafieniu z awansu.
W szeregach Broendby znajdowali się wówczas reprezentanci Danii, jak chociażby mistrz Europy z 1992 r. Kim Vilfort, a także innych skandynawskich krajów, jak Norweg Dan Eggen. Nie robiły wrażenia te nazwiska?
- Robiły, ale trzeba uczciwie przyznać, że nie traktowaliśmy Broendby jako marki ze światowego topu. Mogliśmy w losowaniu par eliminacyjnych trafić gorzej. Zdecydowanie nie odebraliśmy trafienia na Broendby źle. Nikt nie miał zamiaru kłaść się z tego powodu, że w składzie naszych przeciwników są piłkarze znani w Europie. Na początku wydawało się, że podeszliśmy do sprawy racjonalnie. Nieracjonalnie zrobiło się jednak w rewanżu, bo pozwoliliśmy Duńczykom na zbyt wiele.
Będzie jeszcze pana zdaniem w polskiej piłce mecz o podobnej dramaturgii, czy jednak 22 lata temu byliśmy świadkami czegoś niepowtarzalnego?
- My już takiego meczu nie zagramy (śmiech). Myślę, że każdy zawodnik w karierze ma w swoim dorobku takie spotkanie, gdzie wynik meczu odwracał się w samej jego końcówce. Oczywiście nie każdy jednak może przywołać jako przykład starcie o taką stawkę. Graliśmy w końcu o awans do upragnionej Ligi Mistrzów. Nie trzeba tłumaczyć wagi takiego spotkania.
Historia tego meczu niesie jakiś przekaz obecnemu pokoleniu polskich piłkarzy?
- Śmialiśmy się nieco we własnym gronie z tego, że odnieśliśmy taki sukces głównie dlatego, że dogadywaliśmy się wszyscy w jednym języku. O porozumienie na boisku nie było trudno. Dziś mamy inne czasy. W klubach ekstraklasy znajduje się mnóstwo piłkarzy z różnych stron świata. Nie pozostaje to bez wpływu na obecną sytuację naszej ligi.
Dziś jest pan sternikiem w Wielkopolskim Związku Piłki Nożnej i z pewnością patrzy pan na problemy polskiej piłki z nieco innej perspektywy niż wcześniej, mając bezpośredni wpływ na decyzje związkowe.
- Przede wszystkim interesuje nas piłka amatorska, dziecięca, rozwój trenerów. Odpowiadamy także za organizację rozgrywek od czwartej ligi w dół, turnieje czy szkolenia. Chcemy, żeby ten związek był nowoczesny. To, co wydarzyło się w PZPN-ie przez ostatnie sześć lat, pokazuje pozostałym, jaką drogę na przyszłość obierać. Nie posiadamy oczywiście takiego produktu jak reprezentacja, bo jako wojewódzki związek jesteśmy gdzie indziej w hierarchii, ale uważam, że u podstaw jest również mnóstwo miejsca na to, aby wprowadzać innowacje.
W dniu premiery filmu łodzianie mogą dodatkowo cieszyć się wspaniałą wiadomością, jaką jest przyznanie miastu organizacji MŚ U-20. To na stadionie przy Piłsudskiego odbędą się mecz otwarcia oraz finał tej imprezy.
- Zgarnęliśmy kolejny ważny piłkarski turniej i z tego bez wątpienia należy się cieszyć. Wiadomo, że na organizację seniorskich mistrzostw świata nie mamy obecnie szans, bo nie mamy aż tylu stadionów, które spełniają wymogi, ale to będzie bardzo dobre przetarcie, jeżeli coś się w tej materii zmieni w przyszłości. Na przykładzie Euro 2017 U-21 pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie podołać organizacyjnie. Nie inaczej będzie w przyszłym roku, kiedy gościć będziemy najlepsze 24 drużyny świata do lat 20.