Global categories
Patryk Wolański: Staram się odciąć od presji
Marcin Olczyk: Masz na koncie niejeden zimowy okres przygotowawczy, zwłaszcza na wyższych poziomach rozgrywkowych. Czy ten obecny bardzo się od nich różni? Jak oceniasz ten czas?
Patryk Wolański: W Uniejowie pracowaliśmy niemal cały czas osobno, z trenerem Małkowskim, poza jednym ćwiczeniem w czwartek, kiedy broniliśmy strzały reszty drużyny. Chłopaki śmieją się nawet, że to ich pierwszy obóz bez bramkarzy. Treningi były bardzo intensywne, bo to najważniejszy miesiąc budowania formy na całą rundę. Ośrodek oceniam bardzo dobrze. Mam zresztą z Uniejowa dobre wspomnienia. Lubię tu wracać, bo po okresie przygotowawczym w tym miejscu udało mi się zadebiutować w ekstraklasie. Warunki wykorzystaliśmy w stu procentach. Mieliśmy odnowę biologiczną po wyczerpujących treningach. Boiska przygotowane były też bardzo dobrze, a do tego sparingi rozgrywać mogliśmy na naturalnej murawie.
Czy trener Zbigniew Małkowski czymś cię w ramach tych przygotowań zaskoczył?
- Na pewno tym, o czym była już kilka razy mowa, czyli cięższą, kilogramową piłką. Poza tym treningi opierają się na rzeczach, z którymi miałem już wcześniej do czynienia. Co ważne, trener opracował ciekawy program treningowy na siłowi. To jest coś nowego w zakresie całego planu obejmującego dużo intensywnych zajęć siłowych. Czuję, że wiosną powinno przynieść to efekt.
Czyli skupiacie się na sile i wytrzymałości? Na czymś jeszcze?
- W jakimś wstępnym stopniu również na refleksie i sprawności, bo rano mieliśmy zazwyczaj trening na boisku, gdzie pracowaliśmy nad chwytem, skocznością i innymi zachowaniami w bramce. Na szybkość i refleks w większym wymiarze przyjdzie jeszcze na pewno czas. Na razie skupialiśmy się na sile i wytrzymałości, dlatego dominowało dużo powtórzeń przy sporych obciążeniach. Trener wyjaśnił jednak, że powoli będziemy z tego schodzić i przerzucać się na zajęcia rozwijające siłę dynamiczną.
Czy jako drużyna czujecie i myślicie o tym, co was czeka wiosną? Tym razem awans to bezwzględna konieczność i nie będzie, jak rok temu, wytłumaczenia w postaci dużej straty punktowej z jesieni.
- Staram się odciąć od tego myślami. Runda rewanżowa na pewno będzie bardzo ciężka, ale cofając się pamięcią do poprzedniej zimy i straty 12 punktów do ŁKS-u, wtedy można było mówić o wyzwaniu. Teraz do lidera tracimy dwa oczka, mamy super drużynę, trenera, który przygotowuje wszystko już zupełnie po swojemu i jestem pewien, że krok po kroku, zgodnie z jego koncepcją, będziemy dążyć do celu. Jedyne, czego nam potrzeba, to spokój. Nie powinniśmy teraz sami narzucać sobie dodatkowej presji, tylko z tygodnia na tydzień robić swoje, skupiać się na każdym kolejnym meczu i nie wybiegać za daleko myślami. Oby zwycięstwa niosły nas od jednego do kolejnego i docelowo do upragnionego awansu.
Powinniście obawiać się czegoś przed rundą rewanżową?
- Najważniejszy jest start, bo czekają nas dwa ciężkie mecze - do tego z drużynami, których piłkarze kibicują prawdopodobnie Legii. Mamy przy tym porachunki z Victorią Sulejówek. Piłkarze beniaminka na pewno też będą mocno zmotywowani, żeby pokazać się na naszym stadionie jak najlepiej i udowodnić, że wynik 2:1 u nich nie był przypadkiem. My musimy się przede wszystkim w pełni skoncentrować na tym spotkaniu i dobrze rozpocząć ligę w tym roku. Później jedziemy na Świt, również ciężki teren. Wszystko będzie tam przeciwko nam. Gorąco będzie na trybunach. Mam jednak przeczucie, że jak ruszymy dobrze i wygramy te dwa mecze, później będzie z górki. Jeśli dołożymy do tego domowe zwycięstwo z Sokołem Aleksandrów Łódzki, nikt nie będzie w stanie nas zatrzymać.
Czyli prywatnie i podczas treningów kwestia awansu nie zaprząta wam głowy?
- Nie napinamy się. Nie ma sensu nakręcać się w tej chwili jakoś dodatkowo. Każdy zdaje sobie sprawę, że cel jest tylko jeden i nie ma innej możliwości jak wygranie ligi i awans. Jesteśmy pod presją, więc dodatkowe jej wzmacnianie między sobą nic dobrego by nie przyniosło. Każdy skupia się na tym, żeby dobrze przepracować okres przygotowawczy i wywalczyć sobie miejsce w składzie wiosną, bo konkurencja jest naprawdę duża. Najważniejsze, żebyśmy byli zdrowi. Reszta przyjdzie z czasem.
Czy ta przerwa zimowa pod kątem nastawienia bardzo różni się w twoim odczuciu od poprzedniej? Okoliczności były, jak sam zauważyłeś, zupełnie inne.
- Mówiło się wtedy oczywiście, ze jest jeden cel, że będziemy walczyć, ale każdy miał w głowie to minus dwanaście. Klub był też w zupełnie innym miejscu, w innym momencie. Trwało szaleństwo karnetowe, każdy patrzył na licznik i marzył o tym, żeby pojawić się wreszcie na nowym stadionie. Również dzięki temu o samej tej stracie punktowej myślało się mniej. Teraz większość zawodników jest już z obiektem oswojona. Dzięki temu łatwiej skupić się na grze, treningach i docelowo wynikach sportowych. Sam stadion nie będzie już dla drużyny obciążeniem psychicznym, którym rok temu na pewno na swój sposób był. Teraz, z tak wspaniałym dopingiem, na który zawsze możemy liczyć, powinno być już tylko dobrze.
Jak oceniasz nowych piłkarzy w drużynie? Będą wiosną wzmocnieniem zespołu?
- Myślę, że wszyscy bardzo dobrze się zaaklimatyzowali. Dobrze, że Robert Demjan ma ze sobą Marka i odwrotnie. Doszedł Dario, który też bardzo szybko dogadał się ze Słowakami, z którymi był w Uniejowie w jednym pokoju i łapie kontakt z resztą drużyny. Nikt nie miał problemu, żeby wkomponować się w zespół.
Wiadomo, że Robert to klasowy zawodnik, z doświadczeniem w polskiej ekstraklasie, więc nie miał żadnego problemu z wejściem do naszej klubu, zwłaszcza że wszyscy go wcześniej znali. Marek ma jeszcze problemy językowe, ale to kwestia chwili, bo z każdym dniem jest coraz lepiej. Karol czy Michał też szybko się odnaleźli. Marcin Pieńkowski środowisko widzewskie już znał, więc pewnie było mu łatwiej. Mamy nadzieję, że razem zrealizujemy nasz cel.
Trzecia liga to jednak nie tylko umiejętności.
- To prawda, awans trzeba wywalczyć. Dlatego zdajemy sobie sprawę, że ta ciężka, wspólna praca ma sens i wierzymy, że przyniesie zamierzony efekt. Od drugiej ligi zacznie się już na pewno swobodniejsza gra. Wtedy i motywacja zespołów przeciwnych powinna być trochę inna. Każdy będzie chciał dobrze zagrać z Widzewem, ale rywale nie będą już tylko murować się w bramce i robić wszystko, żeby napsuć nam krwi. Gra przeciwko nam nie będzie już taką sensacją jak szczebel niżej, chociażby dlatego, że zespoły z drugiej ligi rywalizują często z powodzeniem na przykład w Pucharze Polski z ekipami z ekstraklasy czy jej zaplecza.
Czy widać po treningach, że jakość piłkarska w drużynie jest lepsza niż jesienią?
- Na razie trochę na to za wcześnie, bo praca jest zbyt intensywna, a nogi zbyt ciężkie, żeby rzetelnie ocenić. Zwłaszcza że elementy taktyczne dopiero powoli pojawiają się w treningu. Nie mam jednak wątpliwości, że przyszli do nas mocni zawodnicy. Robert to klasa sama w sobie, co widać od pierwszego dnia. Umie odpowiednio zachować się przy piłce, wie, jak postępować z obrońcami. Jako bramkarz dobrze widzę jego spokój w polu karnym. Jest to duże wzmocnienie, ale transfery zweryfikuje boisko. Nieraz było już tak, że przychodziły do nas głośne nazwiska, a po drodze coś jednak nie wychodziło, przez presję, kontuzje i inne okoliczności. Mecze ligowe dadzą odpowiedź, na razie nie ma sensu nikogo oceniać po samych treningach.
Do bramkarzy Widzewa po sparingach trudno mieć zastrzeżenia, a już w meczu z Wartą razem z Maćkiem Humerskim należeliście do bohaterów Widzewa. Jakie znaczenie dla ciebie mają gry kontrolne, zwłaszcza przy takich obciążeniach treningowych?
- Wydaje mi się, że przy takim wysiłku jest paradoksalnie łatwiej o koncentrację. Myślisz wtedy o każdym potencjalnym błędzie, bo wiesz, że na przykład noga jest cięższa niż zwykle. Robisz wtedy wszystko, żeby zawczasu się przygotować na różne okoliczności i jeszcze lepiej, z większym wyprzedzeniem czytać grę. Organizmu się jednak nie oszuka i na pewno w tych pierwszych sparingach, przy najmocniejszych treningach, ruszamy się jak muchy w smole. Odczuliśmy na pewno ten obóz w Uniejowie. Ja po zajęciach ledwo patrzyłem na oczy i przez ostatnie dni marzyłem tylko o tym, żeby wrócić do domu i odrobinę odpocząć.