Patryk Wolański: Potrzebowałem takiego impulsu
Ładowanie...

Global categories

12 October 2018 16:10

Patryk Wolański: Potrzebowałem takiego impulsu

Bramkarz Widzewa podkreśla znaczenie analizy gry rywala w drodze po kolejne zwycięstwa i przyznaje, że wpływ na dobre wyniki łodzian ma atmosfera panująca w szatni i relacje między zawodnikami.

Marcin Olczyk: Jakie mecze wolisz: jak z Siarką, gdzie praktycznie nie miałeś pracy, czy jak z Radomiakiem, gdzie twoje interwencje ratowały wynik?

Patryk Wolański: Na pewno każdy lubi zaistnieć na boisku i zaliczać kolejne dobre występy, ale dla mnie w tym momencie najważniejsze jest, żeby drużyna wygrywała mecz za meczem i, żebyśmy razem szli do przodu. Liczy się końcowy sukces. Nikt za dwa, trzy lata nie będzie pamiętał czy męczyliśmy się w tej lidze i, czy akurat Siarka w starciu z nami miała jakiekolwiek sytuacje bramkowe, czy nie. Każdy patrzeć będzie przede wszystkim na wyniki i tabelę końcową. Najgorsze są takie mecze, w których bramkarz długo nie ma nic do roboty, a potem trafia się jeden strzał, który może zaprzepaścić ciężką pracę całego zespołu. Dużo łatwiej z punktu widzenia bramkarza jest podczas takich spotkań, jak to w Radomiu, kiedy musiałem być cały czas w pełni skoncentrowany. Spodziewałem się wielu strzałów, bo zespół ten potwierdził wcześniej, strzelając u siebie aż 19 bramek w sześciu meczach, że ma spory potencjał. Widziałem na analizie naszego sztabu, że piłkarze Radomiaka potrafią uderzyć z każdej pozycji i grają kombinacyjnie. Trzeba było grać z nimi wysoko, odważnie.

Analiza rywala, o której wspomniałeś, to chyba w tej chwili jeden z kluczy do kolejnych wygranych i awansu. O zwycięstwo w Siedlcach też byłoby trudniej, gdyby nie wyciągnięte z materiałów wideo wnioski trenerów Małkowskiego i Świderskiego dotyczące rzutu karnego.

- W dzisiejszych czasach jest to bardzo potrzebne. Warto poświęcić na to czas, bo przekłada się to potem na wydarzenia na boisku. Obecny sztab szkoleniowy wykonuje kawał ciężkiej pracy w tym zakresie. Trenerzy siedzą godzinami, żeby zmontować nam filmy. W przypadku meczów wyjazdowych biorą się za to już w autokarze w drodze powrotnej do Łodzi. W ten sposób w niedzielę rano możemy obejrzeć pierwsze materiały i od razu poddawać analizie poszczególne zagrania i sytuacje. To jest bardzo potrzebne. Dzięki temu wywiązują się też między nami rozmowy i dyskusje - na temat rywala czy naszej gry. Ja przed każdym meczem dostaję dziesięciominutowy klip dotyczącego tego, jak przeciwnicy strzelają bramki czy jak wykonują rzuty karne i wolne. Dlatego w Radomiu w większości sytuacji wiedziałem czego mogę się spodziewać. Korygowałem w oparciu o te informacje ustawienie swoje czy muru. Bardzo dobrze byłem do tego meczu przygotowany. Duża w tym zasługa trenerów Świderskiego i Małkowskiego.

I w Radomiu faktycznie rywale zachowywali się tak, jak wynikało to z analizy?

- Tak. Wiadomo, że ostateczna decyzja zależy od chwili i podejmuje ją zawodnik, który jest przy piłce, ale to też wynika z tego, gdzie jest bramkarz i jak ustawiony jest mur. Różne pomysły mogą przyjść wtedy strzelającemu do głowy. W minioną sobotę starałem się przede wszystkim zrobić sobie dużo miejsca, żebym mógł odpowiednio reagować. Czuję się bardzo dobrze i pewnie. Ma to na pewno związek z obronionym w Siedlcach rzutem karnym. Potrzebowałem takiego impulsu, który dodał mi pewności siebie. To mógł być przełomowy dla mnie mecz.

Oprócz pewności siebie istotne są chyba też zgranie i boiskowe zaufanie. Z Radosławem Sylwestrzakiem i Sebastianem Zielenieckim wydaje się grać już niemal w ciemno. W Radomiu często braliście aktywny udział w rozgrywaniu piłki i wyprowadzaniu akcji.

- Duże znaczenie mają relacje, które tworzą się między nami w szatni. Ten dobry klimat i odpowiednią atmosferę widać w naszych codziennych kontaktach, ale też na boisku, jak się komunikujemy ze sobą, jak cieszymy się z bramek, jak śpiewamy w szatni po zwycięstwach. Nawet w sobotę, po wygranej z Radomiakiem, jak wróciłem do domu, to powiedziałem swojej dziewczynie, że widzę kawał drużyny, która ma przed sobą wielką przyszłość. Trzecia liga mocno nas elektryzowała. Towarzyszyły nam olbrzymie nerwy i emocje. Teraz udało się chyba wreszcie wszystko uporządkować.

Liczysz czyste konta i minuty bez straty bramki? Ma to dla ciebie dodatkowe znaczenie?

- Na pewno gdzieś tam w tle takie rzeczy cieszą. Po meczu zagranym na zero z tyłu wracam do domu szczęśliwy, bo wiem, że nie mam o czym myśleć w nocy (śmiech). Tak jak rozmawiałem z tobą przed sezonem, chciałem, żebyśmy w tej rundzie stracili nie więcej niż 10 bramek. Początki były ciężkie, ale właśnie na tej dziesiątce licznik się zatrzymał, a do końca rundy zostały cztery mecze. Wierzę, że utrzymanie tego wyniku jest nadal możliwe. Pracuje zresztą na to ciężko cała drużyna. Nie jest łatwo strzelić nam bramkę z dystansu czy ze stałego fragmentu gry. Większość traciliśmy po błędach indywidualnych, jak w Rybniku, gdzie kilka osób, w tym również ja, mogło zachować się po drodze lepiej. Wszyscy popełniamy błędy, ale trenujemy na maksa, żeby je wyeliminować lub przynajmniej ograniczyć do minimum. Ja mocno pracuję między innymi nad tym, żeby poprawić zachowanie na przedpolu. Nie jestem bramkarzem wysokim, ale na szczęście mam rosłych stoperów w polu karnym. Nie mogę wychodzić do wszystkiego, bo mam też do wykonania pracę na linii. Jak się minę z piłką to już nie będzie komu jej zatrzymać, a jak zostanę to szansa jest do samego końca.

Dobre wyniki dodatkowo was nakręcają?

- Zwycięstwa budują każdy zespół. Dobry początek sezonu daje zawsze pozytywnego kopa. Widzimy przy tym, że gramy coraz lepiej, coraz pewniej. Poprawiła się skuteczność, nie mówiąc o szczelności defensywy. Są na pewno powody do zadowolenia, ale najważniejsza jest pokora. Jeszcze sporo pracy przed nami. Trener Mroczkowski cały czas tonuje nastroje i podkreśla, że musimy zachować chłodne głowy. Za nami dopiero jedna trzecia roboty w tym sezonie.

Jak współpracuje ci się z Radosławem Mroczkowskim?

- Znałem trenera już wcześniej, z moich początków w seniorskiej piłce. Wtedy jednak nie miałem jeszcze za bardzo pojęcia o profesjonalnym sporcie, wymagałem od siebie i świata nie wiadomo czego. Chciałem wejść i grać, a czekało mnie jeszcze tak sporo nauki. Po kolejnych doświadczeniach i poznaniu pracy wielu innych trenerów jeszcze bardziej doceniam pracę wykonywaną obecnie przez trenera Mroczkowskiego i jego współpracowników. Wierzę, że razem wrócimy do ekstraklasy i będziemy walczyć o mistrzostwo Polski.