Global categories
Pan Władysław od widzewskich "drożdży"
Przede wszystkim za sprawą kontrowersyjnego gola, zdobytego... ręką przez Jana Furtoka. Podczas tego meczu doszło do jeszcze jednego wydarzenia, które miało miejsce w kuluarach widzewskiego stadionu. Ludwik Sobolewski spotkał się z Władysławem Stachurskim, byłym piłkarzem Legii, a wtedy już uznanym trenerem i zaproponował mu pracę w Widzewie. Panowie szybko doszli do porozumienia i jesienią 1993 roku Stachurski prowadził już zespół RTS-u.
Do Łodzi szkoleniowiec ten przychodził z już niezłym trenerskim CV, do którego mógł sobie wpisać wprowadzenie bydgoskiego Zawiszy do ekstraklasy i wywalczenie z tym zespołem 4. miejsca w kolejnym sezonie, co do dzisiaj pozostaje największym osiągnięciem w historii tego klubu. Potem był pamiętny sezon 1990/1991 w warszawskiej Legii, z którą Stachurski dotarł do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, eliminując po drodze szkocki Aberdeen FC oraz włoską Sampdorię Genua.
Te osiągnięcia przemawiały za Władysławem Stachurskim, który jednak z różnych powodów nie mógł przejąć zespołu Widzewa latem 1993 roku, tylko zaczął z nim pracować dopiero od września. Drużyna zaczęła więc sezon pod wodzą duetu łódzkich szkoleniowców Marek Woziński - Marek Dziuba. Szło im jednak średnio i gdy na Piłsudskiego pojawił się Stachurski, widzewiacy zajmowali po 10. kolejce dopiero 11. miejsce w ekstraklasie.
Jego kadencja w Widzewie zaczęła się od... wielu zmian kadrowych w drużynie. Chociaż lepiej to nazwać wymianą pokoleniową. Stachurski oficjalnie zadebiutował jako trener czerwono-biało-czerwonych 12 września 1993 roku w wyjazdowym meczu z Wartą Poznań (1:1). Okazało się, że w tym spotkaniu po raz ostatni w barwach RTS-u zagrał Leszek Iwanicki, któremu szkoleniowiec dał zielone światło na wyjazd do Szwajcarii.
Potem były pierwsze przegrane u siebie derby z ŁKS-em (0:1), a przede wszystkim mecz z Polonią Warszawa (2:2), po którym doszło do słynnej afery z odsunięciem od drużyny czterech doświadczonych piłkarzy. Byli to bramkarz Piotr Wojdyga, obrońca Marek Godlewski oraz pomocnicy Mirosław Myśliński i Wiesław Cisek. Żaden z nich w Widzewie już nie zagrał. Jakby tego było mało, po jesieni włodarze klubu zdecydowali się sprzedać do austriackiego Wiener SC Marka Koniarka, wtedy najlepszego napastnika w drużynie.
*Po prawej trener Władysław Stachurski, po lewej jego asystent Lech Szymonowicz.
Stachurskiego to jednak nie podłamało. - Jak pan widzi siedzę spokojnie i rozmawiam - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" po rundzie jesiennej 1993. - Może Andrzej Michalczuk lub Bogdan Jóźwiak godnie zastąpią Koniarka, a może będzie to pozyskany z Polonii Głubczyce Wojciech Małocha - dodał podczas tej rozmowy trener Widzewa. We wcześniejszych latach, podczas pracy m.in. w Zawiszy i Legii, Władysław Stachurski nie bał się stawiać na młodych zawodników. Tak było choćby z 19-letnim Wojciechem Kowalczykiem w Legii.
Podobnie to zadziałało w Widzewie. - Trener Stachurski miał swój pomysł na przebudowę drużyny, do którego mu pasowałem. To wtedy miała miejsce sytuacja, gdy nagle odsunięto od zespołu czterech doświadczonych zawodników i Władysław Stachurski postawił na młodych piłkarzy. To nie byłem tylko ja, ale również Daniel Bogusz, Radek Kowalczyk, a na wiosnę dołączył jeszcze Wojtek Małocha. Zaczęliśmy grać z polotem, naprawdę fajną piłkę. Każdy ganiał po boisku za każdego - mówił niedawno w wywiadzie dla widzew.com Piotr Szarpak, który za kadencji trenera Stachurskiego wrócił do klubu z wypożyczenia do krakowskiego Hutnika i wskoczył do pierwszego składu.
Decyzje kadrowe Stachurskiego okazały się trafne, bo w drugiej części rundy wiosennej 1994 przebudowany zespół Widzewa "odpalił" i na koniec sezonu zajął 6. miejsce. Jednak ambicje ówczesnych włodarzy klubu w osobach Andrzeja Pawelca i Andrzeja Grajewskiego były większe. Dlatego przed kolejnym sezonem nie szczędzili grosza, ściągając m.in. z ŁKS-u bramkarza Andrzeja Woźniaka i pomocnika Dariusza Podolskiego. Doszedł też obiecujący napastnik Bogdan Pikuta.
*Latem 1994 roku trener Władysław Stachurski z optymizmem patrzył na nowy sezon i szanse drużyny Widzewa.
- W obecnym Widzewie gra większość młodych zawodników. Przyszłość przed nimi. "Drożdże" są niezłe, żeby tylko to wino w procesie starzenia... nie sfermentowało - mówił nieco przewrotnie Stachurski w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" latem 1994 roku. Jesienią jego zespół był już najlepszy w lidze i pierwszą połowę sezonu zakończył na pierwszym miejscu w tabeli ekstraklasy, kończąc rundę meczem u siebie z mistrzowską Legią (1:1). Wcześniej widzewiacy potrafili m.in. pokonać 4:2 ŁKS w derbach na stadionie rywala, wygrać 4:3 z Lechem u siebie oraz pokonać na wyjazdach zespoły Zagłębia Lubin i Hutnika.
- Być może wynika to z faktu, że jako jedyni w ekstraklasie występowaliśmy w wyjściowym ustawieniu z trzema obrońcami, ale i trzema napastnikami. Tym samym zmuszaliśmy rywali do takiej trochę dziwnej gry - mówił Stachurski w podsumowaniu po jesieni 1994 roku. Jakby tego było mało, zimą do drużyny dołączyła trójka solidnych graczy z Olimpii Poznań (Grzegorz Mielcarski, Andrzej Jaskot, Mirosław Szymkowiak).
Przed rundą wiosenną 1995 panowały więc optymistyczne nastroje w widzewskim obozie, ale drużyna przeciętnie zaczęła rundę, bo po wygranej 2:0 z poznańską Wartą, w pięciu kolejnych meczach zanotowała aż cztery remisy. Zaczęło robić się nerwowo, ale wydawało się, że sytuację uspokoi wygrana u siebie 1:0 z ŁKS-em po golu Mielcarskiego. Niestety, cztery dni później Widzew pechowo przegrał 0:1 w Szczecinie z Pogonią i... - To była środa, a w piątek po zajęciach dowiedziałem się, że już nie jestem trenerem. Polskie piekiełko. Spakowałem się i pożegnałem z drużyną - mówił po latach Stachurski w wywiadzie dla portalu legionisci.com. Po nim na moment zespół przejął trener Ryszard Polak, a potem już na o wiele dłużej Franciszek Smuda, który na koniec sezonu 1994/95 doprowadził zespół RTS-u do wicemistrzostwa Polski.
Dosłownie kilka dni po rozstaniu z Widzewem Stachurski leciał już do Egiptu, gdzie dostał ofertę pracy w jednym z klubów. Potem była krótka, nieudana przygoda w roli selekcjonera reprezentacji Polski (1995-1996), naznaczona pamiętną porażką 0:5 z Japonią podczas turnieju w... Hongkongu. Władysław Stachurski mocno przeżył to wszystko i gdy w połowie 1996 roku przejął drużynę warszawskiej Legii po Pawle Janasie, to pojawiły się problemy zdrowotne związane z sercem, które dały o sobie znać po latach. 13 marca 2013 roku zmarł na zawał serca, w wieku 67 lat. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym w Warszawie.