Global categories
Nie Tylko Piłka: Michael Ameyaw
Marcin Olczyk: Byłeś kiedyś w Ghanie?
Michael Ameyaw: Raz, dawno temu, gdy miałem sześć lat, spędziłem tam chyba trzy tygodnie. Ale praktycznie nic z tego pobytu nie pamiętam.
Pytam, bo z tego kraju pochodzi twój tata. Jak to jest, mieszkać w domu, w którym mieszają się dwie bardzo różne kultury?
- Rodzice mieszkają w Polsce, więc to w dużej mierze determinuje życie codzienne naszej rodziny. Najwięcej różnorodności i takich elementów charakterystycznych dla pochodzenia taty jest przede wszystkim w naszej rodzinnej kuchni. Lubimy gotować razem, z obojgiem rodziców, więc przygotowywane potrawy często smakują inaczej niż tradycyjne polskie posiłki. Poza tym odróżnia nas pewnie od typowej polskiej rodziny to, że w dużej mierze porozumiewamy się po angielsku.
Masz swoją ulubioną ghańską potrawę?
- Wszystkie bardzo mi smakują. Uwielbiam jak tata gotuje. U nas niestety trudno zdobyć niektóre specyficzne składniki, jak na przykład białą kukurydzę, ale często jeździmy do brata taty do Londynu i tam możliwości mamy już dużo większe. Wtedy, w gościach u cioci i wujka, nadrabiamy kulinarne zaległości, chociaż oczywiście u nas też można przygotować wiele pysznych afrykańskich dań.
Jak tata radzi sobie z językiem polskim?
- Bardzo dobrze, porozumiewa się nim płynnie z mamą, ze mną też. Rodzicom zależało jednak, żebym od dziecka uczył się angielskiego, więc gdy rozmawiam tylko z tatą to najczęściej właśnie w tym języku, zwłaszcza na pasjonujące nas obu tematy piłkarskie. Poza tym w dzieciństwie tata bardzo zachęcał mnie do oglądania bajek po angielsku, co na pewno też pomogło.
Znajomość języka angielskiego na pewno przydała ci się w czasie testów w Feyenoordzie Rotterdam. Ciężko było nastolatkowi odnaleźć się w obcym miejscu, w zupełnie nieznanym środowisku?
- Tak, znajomość angielskiego w Holandii bardzo się przydała. Większość chłopaków posługiwała się tym właśnie językiem. Holendrzy są wielokulturowi i bardzo otwarci, także bardzo łatwo było mi się zaadaptować w zespole i wchodzić w konwersacje z innymi zawodnikami.
Odczuwasz albo odczuwałeś w związku z dwujęzycznością w domu jakąkolwiek dodatkową trudność? Zdarzają się sytuacje, że brakuje ci słowa i szukasz jego odpowiednika właśnie w tym drugim języku?
- Na początku pewnie trochę te języki mi się mieszały, ale szybko się z nimi oswoiłem i nie mam żadnych problemów z posługiwaniem się jednym konkretnym lub płynnym przechodzeniem między nimi.
Czy tutaj, w Polsce, Ghana jest obecna w waszym życiu?
- Tata przede wszystkim jest dumny ze swoich korzeni, z miejsca pochodzenia. Dlatego wszystko, co związane z jego ojczyzną, wzbudza nasze zainteresowanie. Najwięcej emocji przysparzają oczywiście mecze reprezentacji Ghany. Pamiętam, co się działo u nas w domu po niewykorzystanym karnym, gdy w 2010 roku Luis Suarez zagrał ręką w polu karnym, w dogrywce ćwierćfinału mistrzostwa świata. Poza tym w radiu, w telewizji wyłapujemy wszystkie związane z Ghaną wątki. Nie umkną nam nawet w składnikach produktów sklepowych.
Ty też kibicujesz reprezentacji Ghany?
- Tak, śledzę jej wyniki, oglądam mecze na dużych imprezach. Trzymam za nich kciuki.
Ale w meczy Polska - Ghana byłbyś za…
- Biało-czerwonymi. Do nich mi jednak zdecydowanie bliżej.
Jak twój tata trafił w ogóle do Polski?
- Przyjechał tu… grać w piłkę. Miał epizod w Petrochemii Płock, był chyba też na testach w Polonii Warszawa. Niestety szybko złapał kontuzję, ale zdecydował się studiować w Łodzi. Teraz jest nauczycielem.
Myślisz o tym, żeby lepiej poznać kiedyś jego ojczyznę?
- Bardzo bym tego chciał. Rodzice od czasu do czasu jeżdżą do Ghany. Niestety okres, w którym oni mogą tam wyjeżdżać, nie pokrywa się z terminami wolnymi w kalendarzu piłkarskim. Dlatego na razie nie udało się tego zgrać i kilka wyjazdów rodzinnych mnie już ominęło. Tata w Ghanie ma drugiego brata, więc ma cały czas z kim utrzymywać tam kontakt.
Za tobą trochę krótsze podróże. W poprzednim sezonie byłeś wypożyczony do Bytovii. Cieszysz się, że wróciłeś do Widzewa?
- Tak. Jestem teraz starszym piłkarzem, trochę bardziej doświadczonym. Na pewne sprawy patrzę już inaczej. Jestem zadowolony, że mogę kontynuować karierę w tym klubie.
W Łodzi chyba też dobrze się odnajdujesz?
- Zgadza się. Mieszkam tu z dziewczyną. Dobrze czuję się w mieście. Rodziców mam w Warszawie, więc też niedaleko.
Teraz na tydzień się wyprowadzasz. Kto będzie twoim współlokatorem w Turcji?
- Z tego co wiem Karol Czubak (rozmowa przeprowadzona została przed wylotem drużyny - przyp. red.). Znamy się z nim nie od dziś. Poznaliśmy się w Bytovii, razem mieszkaliśmy też jesienią na wyjazdach. Myślę, że dobrze się dogadujemy. Dużo rozmawiamy o piłce nożnej i o FIFIE, w którą chętnie grywamy, chociaż, co ciekawe, każdy na swojej konsoli.
Czeka was trudna wiosna. Jak zapatrujesz się na walkę o "szóstkę" w rundzie rewanżowej?
- Ciężko pracujemy na to, żeby udało nam dołączyć do ligowej czołówki. Wyjazd na zagraniczne zgrupowanie na pewno nam pomoże w odpowiednich przygotowaniach, bo każdy z nas bardzo tęskni za naturalną murawą. Wierzę, że wykonana zimą praca da efekt.
Ty oprócz awansu masz na pewno jeszcze jeden cel…
- Oczywiście. Bardzo chciałbym strzelić w końcu pierwszą bramkę ligową dla Widzewa. Kilka razy w przeszłości było już naprawdę blisko. Liczę, że wiosną w końcu się uda. Najważniejsze jednak, by wiodło się drużynie, a ja bardzo chciałbym mieć w tym swój udział.
CZYTAJ TEŻ: