Nasz samuraj jest uzbrojony - rozmowa z Tomaszem Drankowskim
Ładowanie...

Global categories

06 April 2017 10:04

Nasz samuraj jest uzbrojony - rozmowa z Tomaszem Drankowskim

Piłka nożna to jego sposób na życie. W ostatnim czasie znany jest przede wszystkim ze sprowadzania do Polski Japończyków. Człowiek, który pośredniczył przy transferze Yudaia Ogawy opowiada o swojej pracy, ale i potencjale nowego zawodnika Widzewa.

Dariusz Cieślak: Sprowadzanie piłkarzy z Japonii do polskich lig, najróżniejszych szczebli, to sposób na życie czy raczej dodatkowe zajęcie?

Tomasz Drankowski: Na początku nie chciałem tego nazywać sposobem na życie, raczej pasją. Lubię nawiązywać nowe kontakty, pomagać ludziom, a powiązanie tego wszystkiego z piłką nożną sprawia mi wyłącznie dodatkową frajdę. Od sześciu lat jednak jest to też mój sposób na życie. Albo mówiąc dokładniej, całe moje życie, ponieważ wszystko podporządkowałem tej pracy. Oczywiście teraz nie ograniczam się tylko do zawodników z Japonii. Zajmuję się również wieloma młodymi, zdolnymi zawodnikami z Polski oraz innymi przedsięwzięciami biznesowo-sportowymi.

Co w rzeczywistości przekonuje Japończyków do przyjazdu do Polski? Bo kwestie finansowe, szczególnie w niższych ligach, nie mogą być kuszące.

- Najbardziej kusząca jest dla nich sama Europa. Każdy zawodnik ma marzenie, żeby grać w ligach europejskich, wskoczyć na ten poziom, poczuć tę niesamowitą atmosferę i oprawę na stadionach. To jest dla nich coś niezwykłego. Z pewnością przyjeżdżają z nastawieniem, że w przyszłości mogą zarobić naprawdę dobre pieniądze. Na to jednak potrzeba czasu i pokory. Muszą się zaadaptować w nowym otoczeniu i oczywiście zaprezentować swoje umiejętności. Nigdy nie spotkałem się z nastawieniem, aby Japończyk przyjeżdżał do Polski tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Oni przyjeżdżają spełniać swoje marzenia - chcą grać w piłkę na najwyższym poziomie.

W przerwie zimowej przy pana pomocy do Widzewa trafił Yudai Ogawa. Skąd w ogóle wziął się temat jego gry w Łodzi?

- Byłem w stałym kontakcie z włodarzami Widzewa Łódź. Wiedziałem, że to klub z historią, ale przede wszystkim tworzą go ludzie z ogromnym potencjałem - zarówno zarząd, piłkarze, jak i kibice. Wiedziałem, jakie są zapotrzebowania kadrowe. Szukałem długo zawodnika po stronie japońskiej. Wysyłałem kilka propozycji zawodników. Po analizie moich materiałów najbardziej zainteresował ich właśnie Yudai. Wiec ściągnęliśmy go na testy. Pokazał swoją wartość i podpisał kontrakt.

W pana odczuciu to zawodnik z potencjałem na III lub II ligę, czy poradziłby sobie również w wyższych klasach rozgrywkowych?

- Moim zdaniem ma potencjał nawet na ekstraklasę. To wszystko zależy jednak od tego czy zachowa chłodną głowę i  od pracy, którą wykona przez najbliższe miesiące. Musi przede wszystkim w pełni zaadaptować się w nowym otoczeniu oraz pracować nad swoim piłkarskim rozwojem. Do tego dochodzi jeszcze umiejętna komunikacja, czyli szlifowanie języka.

Utrzymuje pan stały kontakt z "Ogim"? Śledzi jego poczynania?

- Tak, jak najbardziej. Jesteśmy cały czas kontakcie. Ma duże wsparcie kolegów z drużyny i ludzi, którzy zarządzają Widzewem. To bardzo ważne. Mimo to, zawsze wtedy, gdy potrzebne jest jakieś szybkie działanie, staram się mu pomagać.

Jak ocenia pan jego dotychczasową postawę?

- Uważam, że zawsze może być lepiej. "Oga" daje z siebie wszystko, ale potrzebuje, jak każdy człowiek z innej kultury i innego stylu gry, czasu. Zarówno na przystosowanie się do taktyki, nawyków kolegów z drużyny, jak i na dopracowanie wspomnianej wcześniej komunikacji.

Co mogło lub może stanowić dla niego najtrudniejszą przeszkodę aklimatyzacyjną w tych pierwszych miesiącach?

- Na pewno największą przeszkodą jest bariera językowa. I z nią będziemy "walczyć" wszelkimi możliwymi sposobami. Zarówno "Oga", ja, jak i całe całe środowisko związane z klubem. Bez obaw, nasz „samuraj” jest już uzbrojony w odpowiednie pomoce naukowe (śmiech).