Global categories
Najdłuższe nogi w dziejach Widzewa
Wysoki, bo mierzący ponad 190 cm, obrońca wracał z Hiszpanii już jako były piłkarz Śląska, wtedy klubu wojskowego, w którym skończyła mu się służba w zastępczym, piłkarskim "mundurze". Mógł wracać do opolskiej Odry, ale nie chciał grać w II lidze. I wtedy do akcji wkroczył Ludwik Sobolewski. Słynny prezes Widzewa miał dar przekonywania i również Wójcickiego skusił ofertą gry w Łodzi. - To był człowiek na poziomie. Był postacią bardzo lubianą i szanowaną. Jeśli coś obiecał, to zawsze dotrzymywał słowa. Był bardzo uczciwy wobec zawodników, ale z drugiej strony sporo też wymagał. Wszyscy w zespole dobrze wiedzieli, że dzięki dobrej grze będą mieli poparcie u prezesa, a ten jeszcze coś od siebie dołoży - mówił przed dwoma latami Wójcicki w wywiadzie dla widzew.com.
Z drużyny odeszli wtedy Zbigniew Boniek i Władysław Żmuda, ale to był nadal jeden z najlepszych zespołów w Polsce, w który Wójcicki szybko się wkomponował. - Przede wszystkim mieliśmy drużynę z charakterem, pełną chłopców, którzy chcą osiągnąć sukces. Wciąż mieliśmy w drużynie kilku reprezentantów Polski, jak Włodek Smolarek czy Józek Młynarczyk, a także doświadczonych zawodników, jak Zdzisław Rozborski, Andrzej Grębosz czy Mirek Tłokiński. Oni potrafili trzymać zespół w ryzach. Prezes Sobolewski widział, że Widzew został osłabiony i potrafił zareagować. Był więc też dopływ młodej krwi, jak np. Wiesław Wraga czy Mirek Myśliński. I to wszystko zafunkcjonowało - wspominał Roman Wójcicki w rozmowie dla oficjalnej strony Widzewa.
To były intensywne cztery lata gry w barwach RTS dla rosłego obrońcy. Widzewiacy z Wójcickim w składzie dotarli do półfinału euroepjskiego Pucharu Mistrzów, eliminując po drodze m.in. Rapid Wiedeń i Liverpool FC. Na krajowych boiskach były tytuły wicemistrzowskie oraz jedyny jak dotąd Puchar Polski, wywalczony przez łodzian w 1985 roku. Do tego regularne mecze w europejskich pucharach, jak na przykład ten ze Spartą Praga w październiku 1983 roku, wygrany przez Widzew 1:0 po golu... Romana Wójcickiego strzelonym głową. - Lubiłem wyrwać do przodu. Miałem nosa do bramek. Już po zakończeniu kariery nieraz myślałem sobie, że może w ogóle powinien być na środku ataku? Przecież dzisiaj chłopy po 195 centymetrów grają na tej pozycji. Mnie trenerzy widzieli w obronie, skoro taki duży urosłem. Mało kto wie, że w Śląsku Wrocław kilka razy na środku napadu ustawił mnie trener Orest Lenczyk. Wtedy jednak jakoś się to nie skleiło - wspominał niedawno Wójcicki w rozmowie dla "Przeglądu Sportowego".
Dzięki temu ciągowi na bramkę kilka razy pomógł Widzewowi zdobyć ligowe punkty. Podobnie było później, gdy grał w niemieckich ligach w barwach drużyn FC Homburg i Hannover 96. Najlepiej widać to w skarbach kibica Bundesligi wydanych przez magazyn "Kicker", gdzie w statystykach wspomnianych klubów nazwisko Wójcickiego widnieje w rubrykach "najlepszy strzelec rzutów karnych".
Jednak przede wszystkim był solidnym, środkowym obrońcą, który dzięki swoim warunkom fizycznym potrafił dać się we znaki niejednemu rywalowi z boiska. Gdy grał w Łodzi żartowano, że po boisku biegają właśnie "najdłuższe nogi w dziejach Widzewa". Żarty żartami, ale te nogi zaprowadziły rosłego widzewiaka na jego trzeci mundial (Meksyk 1986), gdzie był już podstawowym graczem polskiej reprezentacji. Ogółem, jako piłkarz Widzewa, wystąpił w biało-czerwonych barwach aż w 40 meczach. Warto o tym pamiętać, bo to jeden z najlepszych polskich kadrowiczów w historii klubu z alei Piłsudskiego.
A z okazji urodzin składamy Romanowi Wójcickiemu serdeczne życzenia. Wszystkiego najlepszego!