Global categories
Na zawsze w widzewskiej pamięci...
Zbliżający się ku końcowi rok 2016 nie oszczędził także widzewskiej społeczności. 29 stycznia w wieku 59 lat zmarł Mirosław Sajewicz, dwukrotny mistrz Polski z Widzewem. Były napastnik klubu z al. Piłsudskiego urodził się w Przemyślu, a występował także między innymi w Ślęzie Wrocław, Odrze Opole, Stali Mielec czy łódzkich Starcie i Metalowcu. Reprezentował także barwy fińskich OTP Otulu i Mikkelin Palloilijat. Największe sukcesy świętował jednak podczas bardzo owocnego, dwuletniego pobytu w Robotniczym Towarzystwie Sportowym. Po zakończeniu kariery współtworzył zespół oldbojów Widzewa. Pośredniczył także przy zawarciu umowy sponsorskiej między klubem, a firmą Wólczanka w 1995 roku. Jako pierwszy sprzedawał pamiątki łódzkiego klubu.
20 kwietnia był również czarnym dniem dla fanów Widzewa, chociaż właśnie wtedy udało się na oczach Zbigniewa Bońka odnieść bardzo ważne zwycięstwo z KS Paradyż (4:1). Wracającego z tamtego spotkania Radosława Kluskę - Naczelnika Wydziału Dowodzenia Straży Miejskiej w Łodzi, a także rzecznika prasowego tejże instytucji, z którą związany był przez ponad 20 lat - potrącił pociąg. 46-latek, który regularnie pojawiał się na meczach RTS niezależnie od poziomu rozgrywkowego, zginął z szalikiem Widzewa na szyi.
3 czerwca zmarł pierwszy trener w historii RTS, który wprowadził klub na podium najwyższej klasy rozgrywkowej. Paweł Kowalski po raz pierwszy prowadził Widzew w latach 1976-78, kiedy zdobył wicemistrzostwo Polski. Jego powrót na ławkę trenerską przy al. Piłsudskiego okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ w ciągu drugiej swojej przygody z RTS (1989-92) zdołał podnieść klub po spadku i awansować z nim do pierwszej ligi. Prowadził Widzew w sześćdziesięciu trzech spotkaniach ekstraklasy.
Pamiętamy również tych widzewiaków, którzy opuścili nas wcześniej. Wymienić należy szczególnie Ludwika Sobolewskiego, którego pomnik stanie przed nowym stadionem Widzewa. To on był legendarnym prezesem i twórcą Wielkiego Widzewa, doprowadzając klub z ligi okręgowej na salony europejskiego futbolu. Odszedł w 2008 roku, w wieku 83 lat, po długiej i ciężkiej chorobie. - Był wspaniałym człowiekiem. Wizjonerem, jeżeli chodzi o piłkę nożną. Potrafił załatwiać tzw. sprawy nie do załatwienia. Jego słowo było dużo ważniejsze i dawało większe gwarancje, niż jakikolwiek kontrakt - powiedział o Sobolewskim Andrzej Grębosz. Legendarny prezes tworzył wielki klub wraz ze Stefanem Wrońskim, który był jego prawą ręką. - Mówiliśmy, że "gdzie Ludwik nie może, tam Stefana pośle". Śmialiśmy się, że jak Wrońskiego gdzieś nie wpuścili, to wchodził oknem. Człowiek od czarnej roboty - dodał Grębosz. Wieloletni kierownik łódzkiego klubu zmarł 30 czerwca 1992 roku w wieku 67 lat.
7 marca 2012 roku zmarł natomiast jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii Widzewa, Włodzimierz Smolarek. Medalista Mistrzostw Świata z Hiszpanii z 1982 roku z łódzkim klubem święcił największe sukcesy w klubowej karierze - dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski, raz Puchar Polski, a także awansował do półfinału Pucharu Europy. W reprezentacji Polski, której był także kapitanem, wystąpił 60-krotnie. Ku czci pamięci charakternego napastnika w Widzewie zastrzeżono numer „11”. - Był szybki, ciężki do przewrócenia, dysponował dobrym dryblingiem i uderzeniem z lewej nogi. Osiągnął niesamowicie dużo - moim zdaniem wycisnął ze swojego potencjału wszystko, co tylko mógł. To dzięki charakterowi - Smolarek podejście do piłki miał wspaniałe. Ambicja wręcz kipiała uszami - wspominał w swojej autobiografii "Spalony" Andrzej Iwan.
Niespełna pięć lat wcześniej pożegnaliśmy innego wielkiego piłkarza, Krzysztofa Surlita. Obdarzony potężnym uderzeniem z dystansu pomocnik Widzewa zmarł tam, gdzie oddał wiele zdrowia - na boisku, w trakcie trwania jednego z meczów oldbojów, w których chętnie uczestniczył. To jego atomowe uderzenie pozwoliło wyeliminować m.in. Manchester United, a legendy o jego nieprzeciętnej sile (m.in. wykręcaniu korków w butach gołymi rękami) krążą po dziś dzień. - Krzyśka najbardziej szanowałem, bo takiego piłkarza już nigdy potem nie zobaczyłem w naszej lidze. W ogóle nie wiem, czy w piłce światowej ktoś grał z takim kopytem. Piłka po jego strzałach jęczała… Krzysiek miał też motor, ale ciągle się spóźniał na treningi. Mówił, że popsuła mu się jakaś złączka, przełączka czy jeszcze coś innego. I wszyscy musieli czekać, aż on - cały ubrudzony w smarach - dojedzie na trening - wspominał Paweł Zarzeczny.
Nasze myśli są także przy innych piłkarzach, którzy godnie reprezentowali widzewskie barwy i nosili na piersi herb RTS. Pamiętamy o Stanisławie Burzyńskim, Jerzym Klepczyńskim, Dariuszu Marciniaku czy Sławomirze Rutce. Nie zapominamy o wielkich trenerach klubu z al. Piłsudskiego, takich jak Leszek Jezierski, Zbigniew Tąder, Władysław Stachurski czy Jerzy Kulej, który przed laty szkolił bokserów RTS. Pragniemy wspomnieć także działaczy i pracowników Widzewa, jak Jacek Dzieniakowski, Bogusław Sosnowski czy Krzysztof Libich. Jesteśmy myślami także przy wielu kibicach naszego klubu z „Sektora Niebo”.
Spoczywajcie w pokoju. Pamięć o Was, podobnie jak Widzew, nie zginie nigdy.